Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Adwokat we własnej sprawie

Treść

- Mamy do czynienia z festiwalem arogancji władzy - mówiła wczoraj podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości poseł Marzena Wróbel (PiS) i chyba ten komentarz najlepiej odzwierciedla to, co działo się w trakcie przesłuchiwania przez posłów ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego i prokuratora krajowego Marka Staszaka. Obaj pytani byli o ujawnione m.in. przez "Nasz Dziennik" bulwersujące wątpliwości dotyczące pracy prokuratury pod nowym kierownictwem. Merytorycznych odpowiedzi było jednak niewiele. Zamiast tego posłowie mieli pokaz adwokackiego "odwracania kota ogonem", "arogancji" i podważania dziennikarskiej rzetelności. Posiedzenie komisji rozpoczęło się od rozdania posłom kserokopii artykułów z "Naszego Dziennika" oraz "Dziennika". To właśnie bowiem w naszych publikacjach wskazywaliśmy, iż minister Zbigniew Ćwiąkalski jeszcze niedawno reprezentował jako adwokat firmę ubiegającą się o wypłatę znacznej kwoty pieniędzy z tytułu roszczeń wekslowych, a weksle te są przedmiotem zainteresowania prokuratury prowadzącej śledztwo w sprawie "Trójkąta Buchacza". "Dziennik" zaś informował o czystce politycznej w prokuraturach, odsuwaniu śledczych od postępowań dotyczących kont lewicy i afer związanych z politykami SLD. Nic się nie dowiedzieli Parlamentarzyści, którzy liczyli jednak na rzeczowe i merytoryczne wyjaśnienia podnoszonych przez media wątpliwości i problemów, z sali posiedzeń wyszli rozczarowani. Tłumaczenia ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego i prokuratora Marka Staszaka można było w zasadzie streścić w kilku słowach: "gazety kłamią", "dziennikarze się nie znają". Delikatnie mówiąc - co podkreślali biorący udział w posiedzeniu komisji posłowie - skandaliczne było agresywne, butne zachowanie obecnego prokuratora krajowego Marka Staszaka, wcześniej wiceministra sprawiedliwości w SLD-owskim rządzie Leszka Millera, który sprawiał wrażenie oburzonego faktem, iż posłowie żądają od niego wyjaśnień. Nic więc dziwnego, że atmosfera na sali była wczoraj gorąca, zwłaszcza że ani Ćwiąkalski, ani Staszak nie byli w stanie złożyć przekonujących wyjaśnień. Pierwszy ratował się atakami pod adresem byłego ministra Zbigniewa Ziobry i podważaniem rzetelności dziennikarzy. Drugi - wyjątkową wręcz arogancją. Tak było, gdy posłowie pytali go o "czystki w prokuraturach", zaś Staszak ironicznie komentował fakt, że posłowie "pochylają się nad różnorakimi artykułami prasowymi". - Na wypadek, gdyby pojawił się jeszcze jakiś artykuł o "czystce w prokuraturze", bo jakiś prokurator został odwołany z zajmowanej funkcji, mówię: tam, gdzie będzie taka potrzeba, a będzie, będą odwołania - mówił prokurator Staszak. Nie potrafił jednak merytorycznie wyjaśnić powodów odsunięcia od ważnych śledztw prokuratorów z olbrzymim doświadczeniem i wyznaczenia nowych, przez co sprawy stanęły w miejscu. Równie nieprzekonujący był w sprawie politycznej czystki w katowickiej prokuraturze, której ofiarą padła nawet pracująca tam sekretarka. - Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek słyszała równie nieprzygotowanego prokuratora. Urządza pan sobie osobiste wycieczki pod adresem dziennikarzy, jest pan członkiem rządu, a zachowuje się w sposób prześmiewczy - tak skomentowała wystąpienie prokuratora Staszaka poseł Beata Kempa (PiS), była wiceminister sprawiedliwości. Zaapelowała do przełożonego Staszaka, ministra Ćwiąkalskiego, by zdyscyplinował swojego podwładnego, aby ten lepiej przygotowywał się, kiedy staje przed sejmową komisją. - To polski parlament, a nie imieniny u cioci - konkludowała Kempa. - Zapewniam pana, panie Staszak, że będzie pan odpowiadał na nasze pytania za każdym razem, gdy uznamy, że interes państwa jest zagrożony! - grzmiała poseł Marzena Wróbel (PiS) po usłyszeniu zaskakującej wypowiedzi prokuratora Staszaka, który bulwersował się, że sejmowa komisja zajmuje się prasowymi publikacjami. Minister bagatelizuje Wyczerpujących odpowiedzi nie usłyszeli też posłowie od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Ten, pytany o prasowe publikacje, mówił, że gazetowe informacje są nieprawdziwe i kłamliwe, ratował się krytyką działań ministra Zbigniewa Ziobry, wreszcie - jak komentowali posłowie - ze zręcznością wskazującą na rzeczywiście świetnego adwokata odwracał kota ogonem. Niestety, jak okazało się w trakcie posiedzenia komisji, minister Ćwiąkalski, zarzucający "Naszemu Dziennikowi" podawanie "nieprawdziwych informacji", sam, tłumacząc się z zarzutów, rozminął się z prawdą. - Postępowanie prokuratury dotyczące weksli nie obejmowało żadnego mojego klienta - mówił Zbigniew Ćwiąkalski. Tymczasem "Nasz Dziennik" jest w posiadaniu pisma Sądu Okręgowego w Gliwicach, skierowanego do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, w którym sąd informuje śledczych o możliwości przekazania do analizy weksli złożonych wraz z pozwem o zapłatę przez firmę Elzamet. Gliwicką firmę Elzamet reprezentował wówczas właśnie adwokat Ćwiąkalski. Minister sprawiedliwości niezbyt przekonująco odpowiadał posłom na kwestie, które poruszał "Nasz Dziennik", a dotyczące występowania przez niego w roli prawnika firmy związanej ze "sprawą weksli". - Czy nie następuje konflikt interesów, bo właśnie o tym pisał "Nasz Dziennik"? Ale na to pytanie pan nie odpowiedział - mówiła do ministra poseł Barbara Bartuś (PiS). Ćwiąkalski zapewniał, że takiej obawy nie ma, gdyż sprawa ma charakter gospodarczy, zręcznie przemilczając, iż obok postępowania gospodarczego prowadzone jest w tej sprawie śledztwo prokuratorskie. - Widać praktyką jest nieodpowiadanie konkretnie na precyzyjnie zadane pytania - podsumował poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS). Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-01-11

Autor: wa