Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Afera aneksowa czy marszałkowa

Treść

Afera z handlem tajnym aneksem do raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych to piętrowa układanka. W 2007 roku próbowano skompromitować członków komisji weryfikacyjnej. Okazało się, że aneks był nie do kupienia, a dostęp do niego usiłowano uzyskać metodą prowokacji.
Wokół aneksu oraz samej komisji weryfikacyjnej próbowano w 2007 roku roztoczyć aurę skandalu. Kilku funkcjonariuszy WSI, a także obecny prezydent Bronisław Komorowski oraz niektórzy dziennikarze (Anna Marszałek, dziś zatrudniona w NIK), przez kilka miesięcy podtrzymywali tezę, jakoby dokument sporządzony po zakończeniu pracy komisji weryfikacyjnej WSI, której szefował Antoni Macierewicz, był na sprzedaż, a komisja brała pieniądze za pozytywne rozpatrzenie wniosków. Raport z likwidacji jest powszechnie dostępny, ale aneks został przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego utajniony. Dostęp do niego miała tylko nieliczna grupa wysokich urzędników państwowych. W 2007 roku jego treść poznali, zgodnie z ustawą o likwidacji WSI, ówczesny prezydent Lech Kaczyński, premier Jarosław Kaczyński, wicepremierzy Przemysław Gosiewski i Zyta Gilowska oraz marszałek Sejmu Ludwik Dorn.
Kopie do zwrotu
- Komisja weryfikacyjna dopilnowała, by wszystkie kopie zostały zwrócone po zapoznaniu się ich ustawowych adresatów z aneksem do raportu - podkreśla Antoni Macierewicz, były likwidator WSI. Działo się to tuż przed powołaniem nowego rządu oraz obsadzeniem przez nową ekipę koalicyjną PO - PSL najważniejszych stanowisk w państwie. Marszałkiem Sejmu 5 listopada 2007 roku został jeden z liderów PO, dzisiejszy prezydent Bronisław Komorowski. On raportu już nie otrzymał, bo widział go Dorn. Komorowski wszędzie jednak podkreślał, że wgląd do aneksu przysługuje mu ustawowo.
Rzeczywistość pokazała, że członkowie komisji weryfikacyjnej nigdy nie chcieli sprzedać aneksu, a próby jego pozyskania podejmowali byli funkcjonariusze WSI. Piotrowi Bączkowi, członkowi komisji, pomawianemu o próbę przehandlowania aneksu wydawcy "Gazety Wyborczej", nie tylko zarzutów nie postawiono, ale to płk Aleksander Lichocki zasiadł na ławie oskarżonych. A w lipcu rozpoczął się proces dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, oskarżonego o płatną protekcję. Miał pośredniczyć w kontaktach między komisją weryfikacyjną WSI a Lichockim.
Ofiara czy gracz
Sam Bronisław Komorowski, zeznając dwa razy w prokuraturze, tłumaczył, że mógł paść ofiarą prowokacji. Dziś pozostaje otwarte pytanie, czy zrobił to świadomie, czy wmontowano go w operację przeprowadzoną przez byłych funkcjonariuszy WSI. Zeznania, które złożył dwa razy przed prokuratorem, podważają jego wiarygodność.
Kariera Komorowskiego od ponad 20 lat związana jest ze strukturami wojskowymi. Był kilkakrotnie wiceministrem obrony, a w rządzie Jerzego Buzka szefem resortu, przewodniczył sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Jako jedyny poseł Platformy głosował przeciwko ustawie likwidującej WSI. Kilka dni przed wyborem na stanowisko marszałka Sejmu jako jedyny z byłych ministrów obrony narodowej odmówił spotkania z komisją weryfikacyjną. Wcześniej przez wiele miesięcy ostro atakował jej działalność i był bardzo krytyczny wobec samego raportu i jednocześnie bardzo zainteresowany aneksem, który powstał kilka miesięcy później. Potwierdza to historia jego spotkań z byłymi funkcjonariuszami WSI i WSW, Leszkiem Tobiaszem i Aleksandrem Lichockim. W sprawie toczyło się postępowanie prokuratorskie, w trakcie którego w charakterze świadków przesłuchano dziennikarzy, polityków i szefów służb specjalnych.
Do aneksu nie miał prawa
W lipcu 2008 roku Bronisław Komorowski tłumaczył, że skoro objął funkcję marszałka Sejmu 5 listopada 2007 roku, to również Lichocki, docierając do niego, wiedział, że będzie miał dostęp do aneksu. Jak jednak wiadomo, Lichocki przyszedł do Komorowskiego, zanim ten objął funkcję marszałka Sejmu. A z dokumentem zapoznał się piastujący przed Komorowskim urząd marszałka Ludwik Dorn. Komorowski więc całkowicie bezprawnie wyrażał zainteresowanie dotarciem do jego tekstu. Tak zeznał zresztą w 2008 roku. Ale w 2009 roku tłumaczył już, że jedynie "wykazał daleko idącą ostrożność" i obawiając się prowokacji wobec swojej osoby, "nie wychodząc poza ogólne deklaracje zainteresowania, pozostawił sprawę niedomkniętą". Zamiast pójść z tym do prokuratora, poinformował o sprawie koordynatora służb Pawła Grasia i nowego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. Nie zgłosił sprawy organom ścigania, choć obawiał się prowokacji wobec własnej osoby. W drugim przesłuchaniu tłumaczył, że podjął taką decyzję, "bo sprawa dotyczyła służb, a nie spraw kryminalnych". Czyżby próba sprzedaży tajnych dokumentów związanych z bezpieczeństwem państwa nie była sprawą kryminalną? Trzy lata temu Paweł Graś w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" twierdził, że od początku nie chciał uczestniczyć w tych spotkaniach. Miał świadomość - będąc wówczas koordynatorem służb specjalnych - że jest to brudna afera i przestrzegał przed tym ABW, domagając się powiadomienia prokuratury. Temat rzekomego handlu aneksem i korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI oraz kontakty z Tobiaszem przejęła jednak ABW i swój udział w tej grze miał również Komorowski.
Skutkowało to potem rewizjami przeprowadzonymi w domach Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka oraz dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego.
Szef ABW Krzysztof Bondaryk, zeznając przed prokuratorem, starał się marginalizować rolę obecnego prezydenta w aferze aneksowej, szczególnie jego spotkania z Lichockim i Tobiaszem. Co ciekawe, do spotkania, a właściwie zakonspirowanej narady Tobiasza, Komorowskiego, Bondaryka i Grasia w biurze poselskim doszło krótko po tym, gdy okazało się, że komisja weryfikacyjna WSI zamierza wezwać Komorowskiego na przesłuchanie, a także że w przygotowywanym aneksie do raportu z likwidacji WSI mogą znaleźć się informacje stawiające obecnego prezydenta w bardzo niekorzystnym świetle. 10 kwietnia ubiegłego roku, w dniu katastrofy smoleńskiej, w której zginął ówczesny szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło, pierwszą rzeczą, jaka została przejęta przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, był właśnie aneks. A prezydent Komorowski ostatecznie odmówił prokuraturze udostępnienia tego dokumentu do celów procesowych.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik 2011-08-05

Autor: jc