Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ambasador Sądecczyzny

Treść

ROZMOWA> z Teresą Grochal, kierownikiem Regionalnego Zespołu Pieśni i Tańca "Lachy"

Zbliża się wielki, jubileuszowy koncert "Lachów" - najstarszego regionalnego zespołu pieśni i tańca, działającego w Nowym Sączu. Wasze występy oklaskiwane są już od lat...

- Dokładnie pięćdziesięciu. W 1956 r. grupa sądeckich entuzjastów założyła pierwszy na Sądecczyźnie, oprócz istniejących już od lat "Podegrodzian", zespół folklorystyczny. Trafiono wówczas na dobry klimat. Zarówno bowiem miejscowy Zarząd Wojewódzkiego Związku Spółdzielczości Pracy, jak i jego przełożeni podchwycili ideę promocji poprzez regionalną kulturę i zapewnili powstającemu zespołowi solidne, materialne wsparcie. To byli naprawdę niezawodni, bogaci mecenasi. Szczególne słowa uznania należą się zaś przede wszystkim Marii Kurletto-Wasilewskiej, która była dobrym duchem opiekuńczym zespołu.

Ludzie, którzy tworzyli "Lachy" musieli mieć jakąś wizję funkcjonowania zespołu i przecierać szlaki...

- Tak, ale w przypadku Sądecczyzny wystarczyło tylko sięgnąć do kultury, do obyczajów ojców. Pierwszym kierownikiem był Marcin Adamek - człowiek, który posiadał niezwykłą umiejętność jednoczenia ludzi wokół siebie. Dając dobry przykład, wielokrotnie jeździł po wsiach, wydobywając ze starych kufrów perełki stroju lachowskiego - spódnice "tybetki", kobiece gorsety, wizytki, kaftany, kabaty i męskie ubiory. Także inne osoby, jak wspaniała instruktorka Zofia Żytkowicz czy Aleksandra Szurmiak-Bogucka - etnomuzykolog i Kazimierz Bogucki odwiedzili wiele zagród w poszukiwaniu tekstów przyśpiewek weselnych czy innych, nut i instrumentów ludowych. Wtedy też ochrzczono oficjalnie zespół, nadając mu nazwę "Lachy", którą wymyśliła właśnie pani Aleksandra Bogucka.

Trzeba było też zasilić zespół młodzieżą. Taką, która miałaby smykałkę do tańca i śpiewu. Jak Ci młodzi ludzie do niego trafiali?

- Napływali zupełnie spontanicznie. Na ul. Jagiellońską 31, gdzie mieściła się pierwsza siedziba zespołu i gdzie teraz się znajdujemy, drzwi niemal się nie zamykały. Zrozumiałe, że nie wszyscy chętni, chociażby z uwagi na brak określonych predyspozycji, byli przyjmowani. Najlepsi jednak zostawali. Pierwszy program "Ziemia sądecka tańczy i śpiewa", opracowany przez Zofię Żytkowicz, został zaprezentowany sądeckiej publiczności w lipcu 1956 r. Ja pojawiłam się w zespole w 1957 r. Ta, w miarę ukształtowana już grupa, liczyła w przybliżeniu 50-60 osób. Prym wiodła oczywiście grupa "starostów" - 6 czy 8 par. Nas, ludzi z młodszego pokolenia, było 10 par. Była też z nami wspaniała kapela Józefowskich, z Janem, znakomitym prymistą muzyki lachowskiej. Powszechny zachwyt swą grą na listku wzbudzał zaś wszędzie jego syn Józef. Akompaniowali nam też Edward Turski, Jan Szabla, Józef Wojsław i Tomasz Bocheński - wspaniali muzycy. W 1973 r. udało nam się nagrać w Filharmonii Narodowej w Warszawie płytę analogową, którą w 2004 r., dzięki finansowemu wsparciu naszych starszych członków i pomocy dyrektora Józefa Puścizny ze Starego Sącza, udało nam się zarejestrować na krążek CD. Dzięki niej dorobek tamtego pokolenia, tamtych wspaniałych muzyków ma szanse przetrwać całe lata.

Co przyciągało młodych ludzi do zespołu?

- W "Lachowskiej" grupie była jakaś wielka, bliżej nieokreślona, magiczna siła. Przeważała jednak chyba chęć wyżycia się w tańcu, poznania kultury przodków, poznania własnego kraju. Wspólne wyjazdy, koncerty, w tym i zagraniczne, integrowały grupę. To przyciągało jak magnes. "Lachy" były jedną, wielką rodziną, razem przeżywającą smutki i porażki, razem cieszącą się z sukcesów.

Zespół prezentuje w zasadzie folklor Lachów sądeckich?

- Ale nie tylko. Z czasem włączono też do programu tańce górali łącko-kamienickich, bardzo piękny program Lachów szczyrzyckich, opracowany kiedyś przez Kazimierza Boguckiego, a w późniejszym czasie rozszerzony o nowe tańce przez Michalinę Wojtas. Moim zaś wielkim marzeniem na przyszłość jest wprowadzenie do naszego repertuaru folkloru łemkowskiego. Grupy etnicznej, która przecież w przeszłości była bardzo z nami zintegrowana. Nasze korzenie są w gruncie rzeczy przecież wspólne.

Z opasłych kronik zespołu wyczytać można, że "Lachy" zaczęły kroczyć od sukcesu do sukcesu. Który z występów utrwalił się Pani najbardziej w pamięci?

- To trudno jednoznacznie określić. W mojej świadomości utkwił mi z pewnością wyjazd w 1962 r. do Anglii na Festiwal Folklorystyczny do Langollen (północna Walia), a to z uwagi na olbrzymie zainteresowanie nami tamtejszej Polonii, która z niedowierzaniem przyjmowała fakt, że może na żywo oglądać zespół zza "żelaznej kurtyny" i to tak wspaniały. A jeśli już o sukcesach mowa, to poczet naszych osiągnięć otwiera zdobycie I lokaty w Ogólnopolskim Przeglądzie Folklorystycznym w Łodzi. Najbardziej znaczące miejsce w naszej gablocie zajmują jednak "Złote Ciupagi" zdobyte na Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem w latach 1965, 1970, 1989 oraz Grand Prix z Międzynarodowych Spotkań Folklorystycznych w Żywcu w 2000 r. Wymienianie innych sukcesów zajęłoby zbyt dużo czasu. Często nasze wyjazdy, na które wykorzystywaliśmy własne urlopy, zmieniały się w prawdziwe artystyczne, nieraz i dwutygodniowe, tournee po kraju. Europę zjeździliśmy dokładnie wzdłuż i wszerz, w niektórych z państw bywając wielokrotnie.

Zaplecze zespołu stanowią "Małe Lachy". Kiedy pojawiła się ta grupa?

- Na przełomie lat 50. i 60. Prowadziła je Zofia Żytkowicz. Była to dość liczna gromadka. Niektóre z dzieci, bardzo utalentowane, jak wywodzące się z rodziny Janusów, występowały też nieraz z dorosłymi. Ich największym osiągnięciem było zdobycie "Złotego Ajhassons" na Międzynarodowym Dziecięcym Festiwalu w Matha we Francji.

50 lat to kawał czasu. Które to już pokolenie tańczy i śpiewa w "Lachach"?

- Przez zespół przewinęło się już około dwa tysiące osób. Jest ciągłość pokoleniowa. Jak w każdej takiej nieformalnej grupie rodziły się miłości, zawierane były małżeństwa. Sądecki folklor, tańce i przyśpiewki prezentują już wnukowie pierwszych członków. Przykładowo - w "Lachach" tańczyły wszystkie dzieci jednego z ich założycieli Marcina Adamka. Teraz zaś jego wnuk, Jakub Bulzak, student Akademii Pedagogicznej w Krakowie, kończy pisanie monografii zespołu. Takich rodów jest wiele. Tańczą i śpiewają potomkowie Krystyny i Stefana Broszkiewiczów, wywodzących się z pierwszego naboru. Tak samo jest w przypadku Magdaleny i Wacława Walczyńskich, Barbary i Andrzeja Obrzutów, Wańczyków, Adama Jaskólskiego, Alka Unolda, który jest teraz starostą.

Mecenat organizacji spółdzielczych skończył się w zasadzie w pierwszych latach transformacji. Trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce...

- Dlatego też w 1992 r. grupa sympatyków zespołu, w zasadzie dawnych jego członków, powołała do życia "Towarzystwo Przyjaciół Regionalnego Zespołu Lachy", aby uzyskać osobowość prawną. Dzięki temu możemy otrzymywać dotacje z Urzędu Miasta, Starostwa Powiatowego i firmy "Sita", nie mówiąc o innych sponsorach i darczyńcach. Urząd Miasta jest zresztą właścicielem sali, w której odbywamy próby. Nasze Towarzystwo na mocy porozumienia z władzami miejskimi korzysta z prawa użyczenia tego obiektu. My w zamian zaś promujemy miasto i region. Lachy i Sądecczyzna to niemal przecież jedność. Pokaźnym dla nas zastrzykiem finansowym są też comiesięczne opłaty pobierane od członków zespołu lub ich rodziców. To wszystko jednak zaspokaja tylko bieżące wydatki. Chciałabym jednak nadmienić, że niedawno nasza sala do ćwiczeń, z okazji jubileuszu, przeszła gruntowny remont, dzięki pomocy Urzędu Miasta oraz sądeckiego STBS.

Jak przedstawia się teraz struktura zespołu?

- Działają u nas dwie grupy rytmiczne, prowadzone przez Barbarę Sokołowską oraz cztery grupy "Małych Lachów", którymi opiekuje się Maria Waśko. Katarzyna Karasek prowadzi grupę młodzieżową, zaś Andrzej Łukasik grupę dorosłą. Ja zaś jestem kierownikiem całej lachowskiej rodziny, liczącej w przybliżeniu blisko 200 członków.

Jak niekwestionowany ambasador Sądecczyzny, za jakiego uchodzicie, będzie obchodził swoje złote gody?

- Koncert jubileuszowy, jaki zamierzamy dać 1 i 3 lipca w Małopolskim Centrum Kultury "Sokół" w Nowym Sączu, przygotowuje i reżyseruje Michalina Wojtas. Gościem specjalnym będzie na nim zespół folklorystyczny z Neustadt z Niemiec, z którym od lat utrzymujemy przyjazne kontakty. Muszę zresztą dodać, że w Niemczech występowaliśmy już 17 razy. Sponsorem przyjazdu grupy niemieckiej jest Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej. Patronat nad jubileuszem przyjęli minister kultury i dziedzictwa narodowego Kazimierz Michał Ujazdowski i marszałek województwa małopolskiego Janusz Sepioł. Licznie grono, łącznie z władzami miasta i powiatu, zasiądzie też w komitecie honorowym. Będą też wszyscy ci, którzy wspierali nas przez całe lata i liczna, bardzo liczna lachowska rodzina, rozsiana po całym świecie. 3 czerwca, w Sądeckiej Bibliotece Publicznej, otwarta zostanie wystawa dorobku 50-lecia "Lachów". W tym samym dniu zostanie też w ratuszu zaprezentowana monografia zespołu napisana, jak wspominałam, przez Jakuba Bulzaka. Zaprezentujemy też wówczas nowy projekt plakatu. W planach mamy także zorganizowanie plenerowego widowiska w skansenie. W międzyczasie wyjedziemy z pokazem naszego programu na Węgry i na dożynki w Wołowie na Dolnym Śląsku. Ostatnim zaś występem w ramach "roku lachowskiego" będzie uroczysta oprawa pasterki w skansenie.

Jakie przesłanie będzie towarzyszyć temu niezwykłemu jubileuszowi?

- Zdajemy sobie sprawę, że nie czas teraz na wystawne fety. Pragnieniem nas, członków zespołu jest to, by młodzi ludzie przejęli od nas wszystko, co w spuściźnie przekazali poprzednicy. Aby to, co jest tak piękne i stanowi o kulturze materialnej naszej ziemi, nie zginęło.

Rozmawiała Iga MICHALEC

żródło: "Dziennik Polski" 2006-05-07

Autor: mj