Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bat na leniwego urzędnika

Treść

Od dzisiaj zmieniają się zasady dotyczące skarg na przewlekające się załatwianie spraw w urzędach. Skomplikowaną i długotrwałą drogę do ukarania nierzetelnych czy leniwych urzędników zastąpi uproszczona procedura. Czy oportunistyczną urzędniczą niemoc, lenistwo i złe przyzwyczajenia uda się zmienić jedną ustawą?
Trudno chyba znaleźć w Polsce kogoś, kto w dorosłym życiu nie zetknąłby się z przedłużającym się w nieskończoność załatwianiem swoich spraw przez urzędy, np. przy wydawaniu różnych decyzji. Dlatego najczęstsze odwołania dotyczą skarg na przewlekłość postępowania czy na nieuzasadnione przedłużanie postępowania. Dotychczas droga poskarżenia się np. na "leniwy" urząd miasta czy urzędnika była długa, a zaczynała się od zażalenia, które należało złożyć do tzw. organu wyższego stopnia. Jeżeli nasza sprawa utknęła np. w urzędzie gminy, to takim organem było samorządowe kolegium odwoławcze. Z kolei jeżeli dotyczyło to zażalenia na jeden z organów urzędu wojewódzkiego, trzeba było sięgnąć wyżej, aż do ministerstwa. W przypadku uznania zażalenia za uzasadnione wspomniany organ wyższego stopnia wyznaczał danemu urzędowi termin załatwienia sprawy, a jeżeli i ten nie został dotrzymany, można było skierować sprawę do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Jeżeli sąd uznał skargę za uzasadnioną, wyznaczał urzędowi kolejny już termin załatwienia sprawy. Dopiero w przypadku kiedy i ten wyrok nic nie wskórał, poszkodowany mógł złożyć wniosek o nałożenie na urząd kary grzywny.
Nowe prawo - "Ustawa z 25 marca br. o zmianie ustawy o postępowaniu przed sądami administracyjnymi oraz ustawy o zmianie ustawy Kodeks postępowania administracyjnego oraz ustawy Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi", które dzisiaj wchodzi w życie, przynajmniej na pierwszy rzut oka wydaje się mniej skomplikowane. Ma być także bardziej przejrzyste i co najważniejsze - daje możliwość ukarania "leniwego" urzędu na wcześniejszym etapie postępowania, bez czekania do czasu, kiedy urząd ten nie podporządkuje się wyrokowi sądu.
Krótsza droga ogranicza się do zażalenia do organu administracji publicznej wyższego stopnia na nieterminowe załatwienie sprawy, który daje urzędowi określony czas na doprowadzenie jej do końca. Po niedotrzymaniu terminu wolno nam wnieść skargę na bezczynność do sądu administracyjnego, z dołączeniem do niej żądania ukarania danego urzędu grzywną. Wysokość grzywny może wynieść nawet wartość 10-krotnego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej.
Prawnicy, którzy na co dzień spotykają się z tymi problemami, nie widzą jednak w nowym prawie rewolucji. Nie liczą też na to, by te regulacje spowodowały diametralne zmiany w podejściu urzędników do petentów, a tym bardziej postawiły tamę rozpasanej biurokracji. Powód? Przepisy o odpowiedzialności urzędników w Polsce są tak konstruowane, by efekt w postaci sankcjonowania nieudolności urzędniczej był ograniczony. - W moim przekonaniu nowe przepisy mają charakter pozorny i nie będą w zdecydowany sposób wpływały na przyspieszenie procedur administracyjnych - stwierdza w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" mec. Piotr Kwiecień.
Nowe prawo daje też możliwość ukarania pracowników administracji bezpośrednio odpowiadających za zwłokę w załatwieniu sprawy, z którą się do nich zwróciliśmy. Grożą im kary począwszy od upomnienia, nagany, przeniesienia na niższe stanowisko, aż do wydalenia z pracy.
Jednak w bardziej skomplikowanych sprawach z reguły urzędnik musi uzyskać drugą opinię lub uzgodnić decyzję z innym organem. Jak podkreśla mec. Piotr Kwiecień, wystarczy, że ten proces się komplikuje, co na gruncie prawa administracyjnego można uzasadniać na różne sposoby, a dane postępowanie będzie trwało dłużej.
- Większość postępowań w skomplikowanych sprawach wymaga uzgodnień pomiędzy różnymi instytucjami i różnymi urzędnikami. Wystarczy zatem, że urzędnik prowadzący sprawę będzie ją formalnie komplikował, co w praktyce jest możliwe, i w ten sposób sprawa będzie się przedłużała - ocenia prawnik. - Tak naprawdę nie można zmienić ustawą kilkudziesięcioletnich przyzwyczajeń urzędniczych. Jeżeli system jest ułożony w taki sposób, że mamy tylko dwie instancje odwoławcze w ramach postępowania administracyjnego, potem jeszcze dwie instancje sądowe, z których żadna nie może prowadzić bezpośrednio do zmiany rozstrzygnięcia, to jest to mocno dyskusyjne i w praktyce dysfunkcjonalne - dodaje mec. Kwiecień.
Według prawników, słabością prawa, które dziś wchodzi w życie, jest przede wszystkim to, że najprawdopodobniej będzie ono pozbawione znaczenia w praktyce. Żeby zmiany były korzystne dla obywateli, należałoby przeorać polski aparat urzędniczy. Byłaby to rewolucja, do której jednak ustawodawca się nie pali, a to sprawia, że urzędnicy nawet pod naporem skarg wieść będą spokojny, niespieszny żywot.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2011-07-12

Autor: jc