Bema rapsod żałosny
Treść
- Nie mam zamiaru udowadniać niewinności - stwierdził wczoraj senator Stanisław Kogut na pytanie, czy jego rodzinne Stróże stały się drugą Włoszczową przez to, że staje tam pociąg klasy Eurocity jadący do Budapesztu. - Od Franciszka Józefa wszystkie pociągi pośpieszne się tutaj zatrzymywały. W ten sposób wczoraj zareagował senator Stanisław Kogut na powtarzające się w prasie insynuacje, że Eurocity "Bem" relacji Warszawa - Budapeszt zatrzymuje się w Stróżach tylko dlatego, że on tam mieszka. W anonsach tych robione są porównania do rodzinnej Włoszczowej byłego wicepremiera Przemysława Gosiewskiego, gdzie stają ekspresy jadące z Warszawy do Krakowa. - To wierutna bzdura - mówił wczoraj senator. - Podpuszczone gazety powtarzają to bez żadnego sprawdzenia i piszą żałosne artykuły. Przyjechała ekipa telewizyjna na miejsce, przekonała się, ile ludzi wsiada do tego pociągu, zwinęli kamery i w telewizji się już ten temat skończył. Nie wiem, czy tym, którzy kombinują, że ekspres staje, bo ja to sobie załatwiłem, wydaje się, że gdybym kupił wóz Drzymały i jeździł po kraju, to wszędzie tam, gdzie bym się pojawił, pociągi by stawały? Senator podenerwowany nieco porwał ze stołu telefon i zadzwonił na PKP, cytując głośno rozmówcę po drugiej stronie. - No, oczywiście. Sprawa została przeanalizowana przez kolejowy marketing. Gdyby się to nie opłacało, nie byłoby takiej decyzji. Mówią, że Stróże to nie węzeł kolejowy. Nie musi się tak wcale nazywać, jak komuś to nie odpowiada. Trzeba jednak pamiętać, że tu jest rozjazd na Podkarpacie i Ukrainę. Od Franciszka Józefa tu zawsze pociągi pośpieszne się zatrzymywały. Przed pociągiem Eurocity "Bem" jeździł tu ekspres "Malinowski". Teraz "Malinowski" ma skróconą trasę tylko do Krakowa, a w jego miejsce jeździ "Bem" i staje w Stróżach tak jak "Malinowski". Według danych kolejowych w ciągu miesiąca do "Malinowskiego" i "Pienin" wsiadało w Stróżach półtora tysiąca ludzi. Proszę sobie to pomnożyć przez 130 zł za bilet. Tak to działa, a nie tak jakby chcieli ci, co mi nie najlepiej życzą i napuszczają na mnie dziennikarzy. Dowiedziałem się o całej sprawie właśnie od dziennikarza, który do mnie zadzwonił. (WCH) "Dziennik Polski" 2007-12-11
Autor: wa