Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Biesiadnie u Łokietka

Treść

NOWY SĄCZ. Udany pomysł Bobka Ciuły

Ulica Władysława Łokietka w Nowym Sączu, obchodząca po raz pierwszy swoje święto, była w sobotę najbardziej rozbawioną w całym mieście. Na biesiadzie spotkali się prawie wszyscy jej mieszkańcy.

Jako pierwsi w mieście zorganizowali imprezę, bo - jak twierdzą - ich uliczka z przepięknie odnowionymi domami i kamienicami w niczym nie ustępuje innym, bardziej sławnym, jak chociażby w Krakowie ul. Brackiej, Kanoniczej, czy św. Józefa. Sądecka ulica może nie jest tak znana, jak te ze stolicy Małopolski, gdzie takie obchody organizowane są od wielu lat, ale i tu mieszkają ludzie, którzy chcieli się lepiej poznać i dowiedzieć więcej o jej historii.

Na pomysł zorganizowania święta wpadł Bobek Ciuła, znany animator sądeckiej kultury. Jego inicjatywa tak spodobała się sąsiadom, że u zbiegu ulic Łokietka i Ogrodowej, w pobliżu Parku Strzeleckiego, zrobili pierwszą biesiadę. Każdy przyniósł na nią coś smacznego. Nieopodal zastawionych stołów rozpalono ognisko, gdzie można było sobie usmażyć kiełbasę. Dzieciaki ozdobiły płoty kamienic i domów balonikami, a gości witał olbrzymi plakat "I Biesiada u Łokietka".

W uliczce jest 16 budynków, z których część stanowią stylowe, odrestaurowane kamienice. Mieszka w nich łącznie 57 osób. W pierwszych latach powojennych, kiedy wprowadziła się tam Irena Styczyńska, wyglądała zupełnie inaczej. Niestety, pani Irena nie mogła przyjść na biesiadę, ale nadal darzy ogromnym sentymentem to miejsce i bardzo się cieszy z tak wspaniałego pomysłu.

- Podczas wojny ulica ta miała niemiecką nazwę Veit Stoss, czyli Wita Stwosza. Kamienica pod numerem 4, w której mieszkałam od 1948 do 1959 roku, była własnością brata mojego teścia - opowiada Irena Styczyńska. - Uliczka była krótka, ale spokojna. Miało się wrażenie, jakby mieszkało się na wsi. Sąsiedzi byli wspaniali. Nie było tyle domów, co dziś. Dzieci bawiły się na ulicy, bo w tamtych czasach był niewielki ruch. Od czasu do czasu przejechała tamtędy furmanka ze zbożem, czy sprzętem rolniczym, bo nieopodal ciągnęły się pola. Żniwa oglądałam z okien. Zimą zaś obserwowaliśmy łasice, które przychodziły na kartofliska. Pamiętam też, jak na wozach wożono trumny, bo na pobliskiej ul. Ogrodowej, był zakład, w którym je wytwarzano.

Domy na ul. Łokietka zamieszkują sądeczanie reprezentujący różne zawody. Jest wśród nich m.in. radca prawny, sędzina, artysta malarz, historyk i optyk. Niektórzy, jak Władysława i Roman Paszkiewiczowie, wrócili tutaj po latach. Matka pana Romana prowadziła kiedyś nieopodal sklep spożywczy.

- Przez wiele lat mieszkałem na ul. Jagiellońskiej - mówi Roman Paszkiewicz. - Przenieśliśmy się tu z małżonką, kiedy teściowie kupili działkę. Wybudowaliśmy na niej dom. Mieszkamy tu ponad 30 lat. Prawie wszyscy się znamy. Nasza ulica może się pochwalić jeszcze jedną tradycją - wspólnym kolędowaniem u sąsiadów. Zapraszałam do siebie wszystkich mieszkańców i śpiewaliśmy - dodaje pani Władysława.

Z ulicą Łokietka związany jest znany sądecki optyk Jarosław Jobs, który z czasów swojego dzieciństwa pamięta m.in., że była ona nękana dość często przez powodzie. Tak było do czasu wybudowania wałów na Dunajcu.

- Teraz nasza uliczka jest prawdziwą perełką, odnowioną i zadbaną - przyznaje. - Jest na co popatrzeć. Nie zamieniłbym jej na inną.

Obok siebie, w przepięknie odnowionych, zabytkowych kamienicach mieszkają bracia Andrzej i Krzysztof Kulisiowie.

- Dom pochodzi z 1903 roku. Jego architektem był Józef Kostański - opowiada Krzysztof Kuliś, dyrektor Małopolskiego Biura Wystaw Artystycznych w Nowym Sączu. - Kupiłem go od spadkobierców pani Nekwapilowej. Była to rodzina, która miała w Nowym Sączu zakład optyczny przy ul. Jagiellońskiej 16. Tak się złożyło, że jako młody chłopak mieszkałem nad tym zakładem. Ten dom na Łokietka zawsze mi się podobał. Kiedy nadarzyła się okazja, by go kupić, nie namyślałem się ani chwili. Był bardzo zniszczony. Remontując go chciałem zachować wszystkie detale. Udało mi się doprowadzić go do takiego wyglądu, jaki jest na starym planie. Mieszkam tutaj od pięciu lat.

Do grona starszych mieszkańców ulicy należy Jadwiga Pach, z domu Styczyńska, emerytowana nauczycielka.

- Pamiętam, że za moim domem ciągnęły się pola, na których uprawiano zboże, ziemniaki.

Pomysłodawca biesiady, Bobek Ciuła, nie krył w sobotę zadowolenia z udanej imprezy. Już teraz planuje, że przyszłoroczna będzie mieć szerszą formułę.

- Pani Irena Styczyńska, wraz z życzeniami, przekazała nam kopie cennych dokumentów z albumu rodzinnego - chwali się Bobek Ciuła. - Ta ulica musi mieć chyba coś w sobie, że jej byli mieszkańcy wracają do niej pamięcią. Na biesiadę przyszły wszystkie rodziny i o to mi chodziło. Za rok razem z sąsiadami przymierzamy się do zorganizowania imprezy dużo większej, połączonej z wystawą zdjęć, starych dokumentów, z wydaniem monografii ulicy Łokietka. Chcielibyśmy też zrobić specjalną imprezę dla dzieci. Mam nadzieję, że naszym śladem pójdą mieszkańcy innych ulic w mieście.

Iga Michalec
"Dziennik Polski" 2006-08-07

Autor: ea