Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Brakuje argumentów, została wściekła nienawiść

Treść

Wulgarne kartki pocztowe oraz listy z fekaliami adresowane do prof. Andrzeja Nowaka trafiają do Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego od czasu głośnej publikacji książki Pawła Zyzaka "Lech Wałęsa. Idea i historia". W tak prymitywny sposób "obrońcy" dobrego imienia Lecha Wałęsy próbują zniechęcić promotora pracy magisterskiej Zyzaka do podejmowania badań naukowych.

- Trudno jednoznacznie ocenić, czy są to działania zorganizowane. Nie mam na to dowodów, ale część tej korespondencji jest pisana najwyraźniej tą samą ręką. Jednak to niczego jeszcze nie dowodzi - powiedział prof. Andrzej Nowak w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Jak zauważył, tego typu represje wpisują się w ton dyskusji powstałej wokół książki, który został nadany przez rządzących. - Istotne jest to, że tego rodzaju wyrazy dezaprobaty wobec tego, czym jest książka pana Pawła Zyzaka, czy też moja rola jako historyka, powstają w specyficznej atmosferze nagonki, którą promują i tworzą politycy. I to jest najbardziej przykre - dodał. Profesor Nowak przypomniał działania minister nauki Barbary Kudryckiej, słowa krytyki marszałka Stefana Niesiołowskiego, posła Andrzeja Celińskiego (Koło Poselskie SDPL - Nowa Lewica) czy innych prominentnych polityków Platformy Obywatelskiej oraz Lewicy. W sprawie nie bez znaczenia jest też nagonka prowadzona przez część mediów. Jak ocenił prof. Andrzej Nowak, taka atmosfera prowadzenia "debaty" zachęca do tego rodzaju represyjnych działań. - Nawet jeżeli te osoby odżegnywałyby się od tego, to słowa pełne nienawiści, działania przekraczające wszelkie normy państwa demokratycznego, godzące w swobodę poszukiwań naukowych tworzą pewnego rodzaju kontekst, w który łatwo wpisują się serie takich działań. Oczywiście dużo bardziej prymitywnych i wulgarnych, choć tak naprawdę niewiele różniących się od tego, co mówił marszałek Niesiołowski - dodał.
Korespondencja odbierana w sekretariacie Instytutu Historii UJ, z wyjątkiem listów z fekaliami, jest otwarta. Do tej pory było około dwudziestu tego typu kartek, lecz wciąż dochodzą kolejne. - One przychodzą na sekretariat Instytutu Historii UJ, więc chodzi o to, by każdy, kto odbiera korespondencję, mógł ją przeczytać - podkreślił prof. Nowak. Zaznaczył, że dotąd nie zgłaszał tych incydentów (udało nam się wczoraj ustalić, że do tej pory nie zgłosił ich także Uniwersytet Jagielloński), choć przyznał, że oprócz nieprzyjemnych listów zdarzają się też pogróżki: choćby telefoniczna, mówiąca o tym, że profesor nie odbierze dziecka ze szkoły. To jednak nie pierwsze tego typu doświadczenia prof. Nowaka. Jak przyznał, podobny telefon odebrał 18 lat temu po udziale w programie telewizyjnym, w którym pozwolił sobie powiedzieć kilka krytycznych słów na temat otoczenia ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy. - Nie jest to miłe, ale nie ma co przesadzać i histeryzować. Zdarza się, że ludzie odbierają jakieś anonimy czy pogróżki. Może teraz jest ich więcej i są one bardziej brutalne i wulgarne, ale wystarczy zajrzeć do internetu, by zobaczyć, jakie ludzie rzeczy wypisują na forach internetowych - zauważył.
Obelgi to nie jedyne represje wobec historyka. Według portalu Netbird, Instytut Historii odwiedziła też grupa osób podających się za dziennikarzy. Mieli oni wypytywać, czy profesor przychodzi na zajęcia nietrzeźwy i czy prowadzi na UJ agitację polityczną, a także sprawdzać, jakie książki wypożycza w bibliotece.
Profesor Andrzej Nowak jest promotorem pracy magisterskiej Pawła Zyzaka, na bazie której powstała książka "Lech Wałęsa. Idea i historia". Jej autor, opierając się na licznych materiałach źródłowych oraz relacjach świadków, napisał m.in., że były przywódca "Solidarności" był agentem SB i w czasach młodości miał nieślubne dziecko. Książka została ostro skrytykowana. Pracy zarzucano zły warsztat oraz powoływanie się na anonimowe źródła. Stała się ona też pretekstem do ataku na Instytut Pamięci Narodowej oraz do debaty na temat jego dalszego funkcjonowania. Do tego celu wykorzystany został fakt, że Zyzak był zatrudniony w IPN na czas urlopu jednego z pracowników. Książka została jednak opublikowana przez wydawnictwo Arcana. Po jej ukazaniu się do Państwowej Komisji Akredytacyjnej trafił wniosek minister nauki, która domagała się kontroli na Wydziale Historii UJ. Ostatecznie został on wycofany.
Marcin Austyn
"Nasz Dziennik" 2009-04-29

Autor: wa