Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Brakuje nam onkologów

Treść

Z prof. dr hab. med. Danutą Perek, mazowieckim konsultantem wojewódzkim w dziedzinie onkologii i hematologii dziecięcej, kierownikiem Kliniki Onkologii Dziecięcej Instytutu "Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka", rozmawia Anna Ambroziak
Rodzice dzieci z chorobą nowotworową z różnych regionów kraju skarżą się na niedostateczną liczbę onkologów dziecięcych. Jak to jest w przypadku Mazowsza? Czy mamy tu dostateczną liczbę onkologów dziecięcych i ośrodków leczących nowotwory?
- Nie ukrywam, że onkologia i hematologia dziecięca to deficytowa dziedzina, jeśli chodzi o lekarzy. Jest to dziedzina medycyny, w której muszą pracować ludzie szczególnie wrażliwi. Tak ciężka choroba to ogromny problem dla rodziców i dziecka. Z drugiej strony - lekarze onkolodzy muszą być bardzo odporni, gdyż leczenie choroby nowotworowej trwa bardzo długo, od 6 miesięcy do 2 lat, czasem dłużej. Jeżeli są nawroty choroby, leczenie przedłuża się nawet do 10 lat. W tym czasie lekarz bardzo się zżywa ze swoimi pacjentami. Jeżeli dziecko umiera, to jest to ogromna strata nie tylko dla rodziców, ale także dla nas. Stąd nie ma zbyt wielu chętnych, którzy chcą w onkologii dziecięcej pracować. W naszej klinice mamy zaledwie połowę lekarzy z tych, których byśmy potrzebowali. Żeby sprostać wymaganiom, musielibyśmy mieć dwa razy więcej onkologów i hematologów. W trakcie leczenia pozostaje około 2,5-3 tys. dzieci z chorobą nowotworową w całej Polsce (w województwie mazowieckim około 670-700, w tym 450 pacjentów w naszej klinice). Każdy z nich jest przyjmowany co 10 dni, 2-3 tygodnie, bo takie są cykle leczenia. Obecnie w Polsce jest 125 lekarzy ze specjalizacją z onkologii i hematologii dziecięcej, w województwie mazowieckim 22. Przeciętnie, z nielicznymi wyjątkami, na jedno województwo przypada jeden ośrodek kompleksowego leczenia chorób nowotworowych u dzieci. Za mało jest poradni onkologicznych dla dzieci.
Onkolodzy narzekają na zbytnie przeciążenie pracą związaną ze sprawozdawczością, którą serwuje im Narodowy Fundusz Zdrowia...
- To jest nasza największa zmora. Lekarz onkolog musi uporać się z całym plikiem dokumentów, które wypełniał od zawsze, takich jak: wniosek o przyznanie zasiłku pielęgnacyjnego, wniosek o stanie zdrowia do renty, o nauczanie indywidualne, zwolnienie z egzaminów, ze szczepień, z wf., itd. Obecnie dochodzi do tego wniosek o przedłużenie leczenia lub obserwacji na oddziale dziecięcym dla pacjentów 18-letnich. Wypis pacjenta z rozpisaniem wszystkich procedur z przynależnymi im numerami (a niektóre z tych świadczeń mają po dwa numery!), rozpisana chemioterapia z wpisaniem nazwy leku, dawki i numeru ampułki, z której lek podano, oraz dni podania. A gdzie pacjent, gdzie rozmowy z rodzicami? Kto by wykorzystywał w innym celu leki, które działają tak silnie jak arszenik?! Musimy ponadto pisać wnioski na tak zwaną niestandardową chemioterapię, jeżeli cytostatyk nie znajduje się w katalogu substancji czynnych w chemioterapii, np. jeden z leków, który jest bardzo skuteczny w leczeniu guzów mózgu w połączeniu z innymi cytostatykami i był stosowany z powodzeniem przez wiele lat, został nagle (maj 2008) wycofany z katalogu substancji czynnych chemioterapii ze względu na negatywną ocenę Agencji Oceny Technologii Medycznych. Teraz, aby go zastosować, musimy pisać na ten lek kilkustronicowy wniosek, który przed wysłaniem do NFZ musi być podpisany przez kilka osób. Wniosek taki musi być napisany przed rozpoczęciem chemioterapii, inaczej NFZ nie zwróci kosztów. Tymczasem lekarze są zbyt zajęci opieką nad chorymi, a lek trzeba podać natychmiast, bo u dzieci nowotwory rosną bardzo szybko, więc nie zawsze zdążą go wypełnić - w efekcie pieniądze traci szpital. Przez moment groziło nam również to, że NFZ nie zwróci pieniędzy za wykonane procedury, w poradni/oddziale dziennym chemioterapii, jeżeli nie wykonał ich lekarz, który był ujęty w grafiku. A przecież niejednokrotnie jest tak, że lekarz musi zgodnie z ustawą wyjść po dyżurze, poza tym lekarze chorują tak jak wszyscy i muszą wtedy iść na zwolnienie, więc siłą rzeczy musi go zastąpić ktoś inny. Na szczęście NFZ się z tego wycofuje.
NFZ zwiększył punktację za tzw. osobodzień w trakcie chemioterapii. To chyba dobra wiadomość...
- To bardzo dobra wiadomość, ale zarządzenie prezesa NFZ w tej sprawie obowiązuje dopiero od 1 marca. W wyniku licznych negocjacji Narodowy Fundusz Zdrowia zwiększył punkty za tzw. osobodzień hospitalizacji hemato-onkologicznej u dzieci. Od lipca 2008 r. do września było to 8 punktów, w październiku zwiększono wycenę do 10 punktów, a obecnie jest ich 15. Proszę sobie wyobrazić, na jaką sumę świadczenia w onkologii dziecięcej były niedoszacowane. Straty ponosił oczywiście szpital. Za nisko były również wycenione procedury dotyczące guzów litych i były długie limity dni do rozliczania według jednorodnych grup pacjentów (JGP). Teraz, zgodnie z postulatami onkologów dziecięcych, obniżono limity dni finansowane grupą. Mimo skrócenia limitu czasu finansowanego w ramach JGP nadal nie jest możliwe płynne przejście do wyżej wycenionych procedur za leczenie, które musi być natychmiast wprowadzone. Obecnie brak tej możliwości skutkuje stratą 30 proc. środków finansowych za każdego pacjenta.
Uważam, że obecnie dokonał się ogromny postęp w spojrzeniu NFZ na onkologię dziecięcą, gdyż początkowo NFZ nie chciał nawet płacić za dni, które dziecko spędza w szpitalu między przyjmowaniem leków, co było totalnym nieporozumieniem. Chemioterapię podaje się przecież w cyklach co 10-21 dni, a w tym czasie dziecko często musi pozostać w szpitalu. Ciągle jednak nie wiem, czy NFZ czegoś nowego nie wymyśli. Należy jednak podkreślić, że dzięki determinacji środowiska onkologów dziecięcych i osobistemu zaangażowaniu ministra zdrowia najgorsze już mamy za sobą.
Apeluję jeszcze w imieniu moich kolegów i własnym o maksymalne uproszczenie obecnie istniejącej sprawozdawczości. Ograniczenie do minimum zajęć administracyjno-biurowych, którymi jesteśmy obarczeni, umożliwi nam spokojniejsze wykonywanie naszej tak ciężkiej pracy oraz da nam więcej czasu, który moglibyśmy poświęcić chorym pacjentom i ich rodzicom.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-03-24

Autor: wa