Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Broad Peak zdobyte!

Treść

Tak pisze się historię! Czterej polscy himalaiści: Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Artur Małek, dokonali wczoraj dziejowego wejścia na szczyt Broad Peak (8047 m), jednego z trzech ośmiotysięczników niezdobytych do tej pory zimą. Gdy dziś szczęśliwie zejdą do bazy, uczestnicy całej wyprawy ogłoszą jej pełny sukces.

 

Broad Peak, Nanga Parbat (8126) oraz K2 (8611) – te trzy szczyty do wczoraj pozostawały niezdobyte przez człowieka zimą. Pozostałe udało się w tym czasie pokonać, a Polacy w tej kwestii dokonywali rzeczy niewiarygodnych.

Na dziewięć spośród czternastu ośmiotysięczników jako pierwsi wspięli się nasi rodacy, zapisując wspaniałą kartę w kronikach światowego himalaizmu. Od wtorku ta liczba powiększyła się do dziesięciu.

– Celem polskiego himalaizmu zimowego jest kontynuowanie wspaniałych tradycji i takichże sukcesów z lat minionych. Chcieliśmy dokonać kolejnego historycznego czynu, zatem musieliśmy wybrać jedną z trzech gór. O K2 nie wspominam, Nanga Parbat był wielokrotnie próbowany przez Polaków, bez powodzenia. Postawiliśmy na Broad Peak, gdyż wydawał się nam najbardziej przystępną górą z trzech wspomnianych – mówił „Naszemu Dziennikowi” Krzysztof Wielicki, legendarny himalaista, kierownik wyprawy, która miała zanotować kolejny wpis na kartach historii.

Sam miał związane z Broad Peak wyjątkowe wspomnienia. 14 lipca 1984 roku wspiął się na niego samotnie w ciągu jednego dnia. Nikt przed nim nie dokonał podobnego wyczynu. O górze opowiadał: „pozornie niespecjalnie trudna, ale pozornie, o czym świadczy stosunkowo niewielka liczba wejść”.

– Spotykamy się tam z mniej więcej takimi samymi wyzwaniami jak na innych ośmiotysięcznikach. A więc krótkim dniem i niskimi temperaturami. Powyżej 8 tysięcy spadną one poniżej minus 45 stopni. Krótki dzień oznacza mało czasu na aktywność, bo nocą nie sposób się wspinać. Tlenu oczywiście jest mało. Latem na stokach Broad Peak można całkiem szybko się poruszać, gdyż są one śnieżne. Zimą, na skutek wiatrów i tego, że to sucha pora (śnieg wtedy praktycznie nie pada w wysokich górach), te wszystkie pola stają się lodowe. Proszę zatem sobie wyobrazić, że pokonanie 500-metrowego odcinka, co w śniegu zajmuje około dwóch godzin, teraz zajmie nawet dwa dni – tłumaczył Wielicki.

Tegoroczna wyprawa musiała zakończyć się sukcesem. Musiała, bo wiary w jej uczestnikach było tyle, że… mogli nią góry przenosić. Wszyscy czekali tylko na okno pogodowe, które pozwoli zrealizować marzenia. W połowie lutego szczyt zaatakowali Bielecki z Małkiem oraz Berbeka z Kowalskim. Pierwszą próbę zastopowała szczelina na wysokości nieco ponad 7800 m, drugą huragan.

Czas mijał, himalaiści wiedzieli, że nie mają go zbyt dużo. Wiedzieli, że kolejny atak będzie prawdopodobnie atakiem ostatniej szansy. Opracowali dwa warianty.

Jeden zakładał wyjście z bazy w sobotę, atak szczytowy w poniedziałek. Obawiali się wietrznej niedzieli, tego, że stracą mnóstwo sił, których zabraknie na decydujące momenty.

Drugi wariant brzmiał: wyjście z bazy w niedzielę, atak wczoraj. Aby się powiódł, wszystko musiało ułożyć się idealnie, gdyż nie było marginesu bezpieczeństwa.

Zgodnie z dokładnymi prognozami dziś „bramy” (czyli korzystne okno pogodowe) wiodące na Broad Peak się zamkną. Uczestnicy wyprawy nie chcieli dzielić się na dwa zespoły. Wyszli z założenia, że działając w czwórkę, mają największe szanse na sukces. Trwały gorączkowe dyskusje, podczas których Wielicki musiał ogarnąć wszystkie problemy i podjąć optymalną decyzję. Wiedział, że sam szczytu nie zaatakuje.

Ostatecznie wyruszyli w niedzielę. W poniedziałek dotarli do obozu IV na wysokości 7400 m, gdzie spędzili noc. Godzinę decydującego wyjścia uzależnili od temperatury. Przy zimniejszej niż minus 30 stopni Celsjusza planowali zaatakować około północy, by na szczycie zameldować się w południe. Ostatecznie Berbeka, Bielecki, Małek i Kowalski opuścili obóz o godzinie 5.15 czasu lokalnego. Po prawie sześciu godzinach wspinaczki pokonali trudną szczelinę na wysokości ok. 7850 m, która skutecznie zagradzała drogę do przełęczy o wysokości 7900 metrów. Potem nastąpiła długa cisza.

Artur Hajzer, kierownik programu „Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015”, informował tylko, że baza główna nie ma kontaktu z atakującymi.

– Możemy tylko gdybać i domyślać się, że trwa akcja górska, której nie można przeszkadzać (np. wyścig z ciemnością) nawet krótkim połączeniem radiowym – przyznał. Wreszcie pojawiły się wiadomości i to takie, na które wszyscy czekali. Cały zespół, a więc czterech himalaistów, stanął na szczycie Broad Peak między godziną 17.30 a 18.00 czasu lokalnego!

Spośród bohaterów dnia najwięcej powodów do radości miał Berbeka. To nestor polskiego himalaizmu, który już raz był o krok od zdobycia Broak Peak zimą. Przed ćwierćwieczem atakował ten szczyt i zabrakło mu… 23 metrów. Brzmi to niewiarygodnie, ale tak właśnie było. Wielicki zaproponował, by Berbeka znalazł się w tegorocznej wyprawie i spróbował swych sił raz jeszcze. Tak się stało, tym razem ze szczęśliwym finałem. Wczoraj dokonał trzeciego w karierze pierwszego zimowego wejścia na ośmiotysięcznik.

Broad Peak został zatem zdobyty, ale wyprawa się nie zakończyła. Teraz przed czwórką śmiałków kolejne wyzwanie, zdaniem wielu trudniejsze: zejście. Noc Polacy spędzili w obozie IV, dziś zaczną schodzić do obozu II na 6200 metrów. – Gdy zejdą do bazy, będzie można powiedzieć o pełnym sukcesie – powiedział Hajzer.

– Umówmy się: dziś większość ludzi woli jechać w góry w sezonie letnim, by wejść na szczyt przy w miarę dobrych warunkach. Zimą wybierają się ci, którzy chcą zapisać jakąś kartę historii i to w sensie ogólnym, nie swoim osobistym, ci, którzy posiadają wielką determinację, chęć i wiarę. Szanse wejścia na ośmiotysięczny szczyt zimą są minimalne, wynoszą pięć, góra dziesięć procent. Jeśli jeszcze weźmiemy, że z całej wyprawy zdobywa go zaledwie część śmiałków, to wychodzą naprawdę ułamki procentów – powiedział nam niedawno Wielicki. Jednak tym razem Polacy znaleźli się w gronie nielicznych szczęściarzy, którym się powiodło. Ponownie napisali historię.



Polacy jako pierwsi wspięli się zimą na dziesięć spośród czternastu ośmiotysięczników. Poniżej daty, które warto pamiętać

17 lutego 1980 r. – Mount Everest (8848 m): Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy. Narodową wyprawę poprowadził Andrzej Zawada; pierwsze w ogóle wejście zimą na szczyt ośmiotysięczny.

12 stycznia 1984 r. – Manaslu (8156 m): Maciej Berbeka i Ryszard Gajewski. Kierownikiem zakopiańskiej wyprawy był Lech Korniszewski.

21 stycznia 1985 r. – Dhaulagiri (8167 m): Andrzej Czok i Jerzy Kukuczka. Wyprawą Gliwickiego Klubu Wysokogórskiego kierował Adam Bilczewski.

12 lutego 1985 r. – Cho Oyu (8153 m): Berbeka i Maciej Pawlikowski. Kierownikiem polsko-kanadyjskiej ekspedycji był Zawada. Trzy dni później tą samą drogą weszli Zygmunt Heinrich i Kukuczka.

11 stycznia 1986 r. – Kangczendzonga (8598 m): Wielicki i Kukuczka. Szefem wyprawy Gliwickiego Klubu Wysokogórskiego był Andrzej Machnik.

3 lutego 1987 r. – Annapurna (8091 m): Artur Hajzer i Kukuczka (kierownik wyprawy).

31 grudnia 1988 r. – Lhotse (8511 m): w noc sylwestrową stanął na szczycie Wielicki. Kierownikiem polsko-belgijskiej ekspedycji był Zawada.

14 stycznia 2005 r. – Shisha Pangma (8027 m): Piotr Morawski i Simone Moro (Włochy). Kierownik wyprawy: Jan Szulc.

9 marca 2012 r. – Gasherbrum I (8068 m): Adam Bielecki, Janusz Gołąb. Kierownik wyprawy: Hajzer.

5 marca 2013 r. – Broad Peak (8051 m): Berbeka, Bielecki, Tomasz Kowalski, Artur Małek. Szef ekspedycji: Wielicki.

Nasz Dziennik Środa, 6 marca 2013

Autor: jc