Brudna prowokacja
Treść
NOWY SĄCZ. - Buty spadły mi z wrażenia. Nie rozsyłałem żadnych listów do posłów z Małopolski - mówi dziennikarz nowosądecki Leszek Horwath Brudną i chamską prowokacją pod adresem prezydenta Nowego Sącza Józefa Antoniego Wiktora oraz wobec niego samego nazwał Leszek Horwath, były dziennikarz radiowej "trójki", nowosądeckiego Radia "Echo", a obecnie Radia "Infor", przesyłkę rozesłaną do posłów z terenu Małopolski. Zawiera ona kserokopie autentycznej skargi dziennikarza na prezydenta i jego faktyczną odpowiedź z października 2003, stawiające obu panów w bardzo niekorzystnym świetle. Dołączony list przewodni do tych dokumentów nie jest jednak autorstwa Leszka Horwatha, w związku z czym ma on dziś zamiar powiadomić prokuraturę o okolicznościach wskazujących na popełnienie przestępstwa. Wczoraj na adres "Dziennika Nowosądeckiego" nadeszła pocztą brązowa koperta nadana w Nowym Sączu we wtorek 24 października, prawdopodobnie na poczcie głównej przy ul. Dunajewskiego. Były w niej trzy pisma. Dwa pierwsze datowane na 13 i 20 października 2003 roku, to kserokopie listów, jakie między sobą wymienili za pośrednictwem Rady Miejskiej Sojuszu Lewicy Demokratycznej dziennikarz nowosądecki Leszek Horwath i Józef Antoni Wiktor, niemal rok po zajęciu przez tego ostatniego, najważniejszego fotela w ratuszu. Leszek Horwath uskarża się na Wiktora, że ten skwapliwie korzystał z jego usług w kampanii prezydenckiej i zapłacił mu - można się domyślać - marne grosze. Podkreśla, że mamił go obietnicami zatrudnienia, znając jego bardzo trudną wówczas sytuację materialną i rodzinną. Prezydent nazywa list przejawem sfrustrowanego człowieka, który próbuje go obarczyć winą za swoje niepowodzenia życiowe. Tłumaczy, że pieniądze płacił sztab wyborczy i że były to jedyne tego typu usługi, bo inni pracowali za darmo. Przy okazji zadaje pytanie czemu rozstawało się z nim po krótkich okresach zatrudnienia kilku poważnych pracodawców. Listy do tej pory spoczywały w archiwum ratusza i partii rekomendującej obecnego prezydenta. Leszek Horwath w rozmowie z nami stwierdził, że całą sprawę uważał dawno za zamkniętą. Być może można by było przejść do porządku nad próbą odgrzewania starego zatargu, gdyby nie fakt, że identyczny w treści zestaw dokumentów otrzymało aż dziewięciu posłów małopolskich, prezydent Nowego i burmistrz Starego Sącza oraz obie gazety regionalne. List przewodni, jako trzecie pismo korespondecji, jest właśnie do tych adresatów skierowany z życzeniami miłej lektury i opatrzony nazwiskiem Leszka Horwatha. "Przesyłam kserokopie korespondencji, moje listy referencyjne dla wszystkich, którzy chcieliby przypadkiem skorzystać z moich profesjonalnych usług. Wyrzucono mnie znów z pracy w krakowskim Sandepidzie i jestem znów bezrobotny" - miał rzekomo napisać do posłów Leszek Horwath. - Buty mi spadły z wrażenia. Nie rozsyłałem żadnych listów do posłów z Małopolski - powiedział nam wczoraj dziennikarz radiowy i internetowy. To brudna i chamska prowokacja. Ja uznałem tę sprawę za zamkniętą. Nie miałem ochoty po tym liście dalej się szarpać. Jeśli ktoś ma krótką pamięć, to trudno. Gumka myszka, wymazałem jego i sprawę z pamięci. Nie lubię się taplać w takich bagnach prowokacji. Niezależnie od tego, co o nim sądzę, uważam, że ktoś, posługując się w sposób prostacki, prymitywny starymi dokumentami i moją osobą, próbuje dyskredytować prezydenta a przy tym i mnie. - To nieprawda, że zostałem wyrzucony z posady rzecznika prasowego Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Złożyłem wymówienie w grudniu 2005 roku, bo nie stać mnie było na dalsze wynajmowanie mieszkania w Krakowie i rozłąkę z rodziną. Od stycznia 2006 roku skupiłem się na tym, co wcześniej już robiłem, redagowaniu stron internetowych oraz na pracy w radiu internetowym "Infor" należącym do wydawcy "Gazety Prawnej". Tam też realizuję zaproponowane programy autorskie. Jestem założycielem i redaktorem naczelnym witryny internetowej "Potrawy regionalne", którą prowadzimy razem z żoną. Wspomniana już skarga wysłana na adres Rady Miejskiej SLD niemal dokładnie trzy lata temu jest autentyczna. Leszek Horwath wypomina w niej punkt po punkcie, co zrobił oficjalnie z imienia i nazwiska dla zwycięskiego kandydata lewicy. "Dla nikogo, a zwłaszcza dla J.A. Wiktora nie ulegało kwestii, że zakres prac, ich charakter i osobiste zaangażowanie, które wziąłem na siebie, mają się nijak do otrzymanego przeze mnie honorarium. Wasz kandydat, a obecnie prezydent, znając moją sytuację bytową, materialną i rodzinną, wielokrotnie, także publicznie zapewniał, że moja praca zostanie stosownie nagrodzona. Co więcej, wielokrotnie utwierdzał mnie w przekonaniu, że mogę liczyć na stałe zatrudnienie odpowiadające mojemu doświadczeniu i kwalifikacjom. Czuję się sprzedany przez prezydenta za bliżej mi nieznane nowosądeckie układy polityczne i towarzyskie. Gdy zlecona praca zostaje wykonana z sukcesem, okazuje się, że murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść". Prezydent nie jest dłużny i tydzień później kieruje pismo na ręce Przewodniczącego Rady Powiatowej SLD Kazimierza Sasa. "List Leszka Horwatha odbieram w kategoriach psychologicznych a nie politycznych, jakby chciał nadawca - pisze Józef A. Wiktor. - Autor formułuje oceny fałszywe i niesprawiedliwe. Usiłuje wzbudzić współczucie ale też dyskredytuje mnie i moją pracę, co już budzi stanowczy sprzeciw. Wyjaśniam, że Leszek Horwath za wykonaną pracę otrzymał moje osobiste podziękowanie, a od sztabu uzgodnione z nim wynagrodzenie. Przy tej okazji warto nadmienić ,że członkowie sztabu wyborczego pracowali w kampanii społecznie, bez zapłaty, jaką otrzymał Leszek Horwath. Jestem daleki od pomniejszania roli kogokolwiek, ale to ostatecznie nie sztabowcy, ale większość społeczeństwa sądeckiego powierzyła mi mandat prezydenta." J. A. Wiktor po wymienieniu instytucji, z których odchodził dziennikarz w "nienajlepszej atmosferze" pisze otwarcie, że potrzebnego do zatrudnienia go u siebie zaufania nie miał. Natomiast, jak informuje, próbował mu znaleźć pracę. - Chętnie bym poznał nadawcę tych przesyłek. Po wypaleniu kolejnego papierosa, postanawiam oddać sprawę do prokuratury - powiedział nam wczoraj Leszek Horwath. Pod wieczór, kiedy zamykaliśmy numer gazety, próbowaliśmy dodzwonić się bezskutecznie do prezydenta Wiktora. Jak wiadomo kandyduje do Sejmiku Małopolskiego i w ten naiwny dość sposób ktoś spróbował go wmanewrować w brudną kampanię wyborczą. Wojciech Chmura, "Dziennik Polski" 2006-10-26
Autor: ea