Całe góry płakały za świętym Maksymem
Treść
3pytania do... WIERY SANDOWICZ BĄKOWSKIEJ prezes Fundacji Wspierania Mniejszości Łemkowskiej "Rutenika" - To wydarzenie ważne nie tylko dla nas Łemków, ale dla wszystkich prawosławnych - mówili wierni, którzy w środę i wczoraj uczestniczyli w uroczystościach przenosin relikwii św. Maksyma ze Zdyni do Gorlic. Kilkudziesięciu duchownych, również mnichów, sprawowało liturgię św. w cerkwi pw. Opieki Matki Boskiej w Zdyni, pod przewodnictwem metropolity przemysko nowosądeckiego Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, arcybiskupa Adama. - Wzywam was bracia, abyśmy wszyscy, wzorem świętego Maksyma, realizowali jego piękną ideę, głosili i umacniali prawosławie - mówił ks. płk Bazyli Gałczyk z Krakowa. Śpiewał chór diecezjalny Irmos z Sanoka, któremu przewodniczyła Marianna Jara. Prawosławni, wśród nich również potomkowie wysiedlonych Łemków, musieli pokonać nawet kilkaset kilometrów. Przybyli z ziem zachodnich, ze Szczecina, Białegostoku i Siemiatycz. Przybyli także z sąsiednich parafii oraz z Nowego Sącza, Krynicy i ze Słowacji. Byli duchowni nie tylko z diecezji przemysko nowosądeckiej, ale również z pozostałych: warszawsko bielskiej, białostocko gdańskiej, lubelsko chełmskiej, wrocławsko szczecińskiej oraz łódzko poznańskiej. Z Warszawy przyjechała wnuczka św. Maksyma, Wiera Sandowicz Bąkowska, obecnie prezes Fundacji Wspierania Mniejszości Łemkowskiej "Rutenika". Podkreślała, że Maksym Sandowicz (1886-1914) to dla niej przede wszystkim dziadek, a dopiero potem święty. - Mam pewne reminiscencje związane z jego życiem. Najpierw po uniewinnieniu w procesie lwowskim, gdzie był oskarżony o szpiegostwo, wrócił do ojca do Zdyni, żeby odpocząć. Ale zaraz Austriacy zawieźli go do Gorlic, gdzie został rozstrzelany. Spoczął tam w rowie koło cmentarza, a jego ojcu dopiero po kilku latach udało się sprowadzić ciało z powrotem do rodzinnej wsi. Poznał je po butach, które kupił mu miesiąc przed egzekucją. A teraz, ten biedny człowiek, znowu jedzie do miejsca swojej kaźni - przyznała Wiera Sandowicz Bąkowska, której ojciec - syn pogrobowiec świętego - również nosił imię Maksym i był prawosławnym kapłanem, m.in. jeszcze przed ostatnią wojną w parafiach w Banicy k. Gładyszowa i Uściu Ruskim (obecnie Uście Gorlickie). - Po kanonizacji świętego Maksyma w 1994 roku otworzyła się nowa księga jego historii, nowa epoka w naszej Cerkwi. Dlatego, że to pierwszy kanonizowany z Łemkowszczyzny. A teraz, po przenosinach relikwii do Gorlic, otwiera się nowa strona tej księgi. Święty czczony będzie nie tylko w naszym mikroregionie, ale także poza nim - mówił nam łemkowski malarz ze Zdyni, Stefan Telep. Do św. Maksyma wierni będą modlili się teraz w cerkwi pw. św. Trójcy w Gorlicach, którą na początku lat 90. ub. wieku, zresztą według projektu nieżyjącego już Michała Sandowicza, również wnuka św. Maksyma, wybudowano jako pomnik jego męczeństwa. - Gorlice od kilkunastu już lat kojarzone są nie tylko w Polsce, ale i za granicą, z kultem świętego Maksyma. Posiadanie w świątyni relikwii jest wielkim darem, który zobowiązuje do ustawicznej modlitwy do świętego o wstawiennictwo - mówi prawosławny proboszcz gorlicki ks. Roman Dubec. Niedługo jednak do Zdyni wrócą relikwie św. Maksyma - w ikonie. Deszcz, który podczas uroczystości zmoczył wszystko: wieże cerkwi, przydrożne i cmentarne krzyże, chorągwie, księży, wiernych, niesioną przez nich ikonę, nie zdziwił tylko Olgi Telepowej, mieszkanki Zdyni. Tej, która od lat na grób kapłana nosiła kwiaty ze swego ogródka. Łemkini mówi: - To całe góry płaczą za świętym Maksymem. I nie ma się im co dziwić... (SUB) "Dziennik Polski" 2007-09-07
Autor: wa