Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Chodzi o wymianę rad nadzorczych

Treść

Z Witoldem Kołodziejskim, przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, rozmawia Izabela Borańska Jak Pan ocenia projekt nowelizacji ustawy medialnej złożony przez Platformę? Zakłada on między innymi ograniczenie kompetencji KRRiT na rzecz UKE... - Od początku wyrażałem swoją stanowczą opinię o tym projekcie nowelizacji. Lepiej byłoby napisać całą ustawę od początku, niż przyjmować taką nowelizację i potem ją poprawiać. Uważam to za bubel konstytucyjny i bubel ze względu na prawodawstwo europejskie. Jest po prostu fatalna. Już sama liczba zgłoszonych poprawek, nawet przez klub PO, idzie w dziesiątki, a nawet setki, to świadczy o tym, że ktoś to przygotował zupełnie bez pojęcia. To dlaczego, Pana zdaniem, PO tak obstaje przy tym projekcie? - Powód jest oczywisty, żeby wymienić ludzi w radach nadzorczych mediów publicznych. To dla mnie oczywiste. Stosunkowo najłatwiej i najbezpieczniej byłoby po prostu zmienić skład KRRiT, a resztę zostawić. A tak się zmienia przy okazji cały ustrój medialny. Premier chce, aby jako pierwsi przestali płacić abonament emeryci. Skąd takie pomysły, przecież wszyscy powyżej 75. roku życia są z opłat abonamentowych zwolnieni? - To miałoby sens, jeżeli ktokolwiek mówiłby o tym poważnie, a mówiąc poważnie - trzeba umieć to przeliczyć. Odnoszę wrażenie, że wszystkie deklaracje są typowo populistyczne, mówimy o tym i o tamtym, a tak naprawdę nikt nie wie, o co chodzi, o jakie sumy. Dzisiaj jest przecież bardzo duża grupa osób zwolnionych z opłat abonamentowych, to jest około 30 proc. gospodarstw domowych, to grupa bardzo liczna. Więc każde zastrzeżenie jest oczywiście możliwe, ale trzeba to przeliczać na pieniądze. Myśmy wstępnie przeliczyli, że obniżenie wieku zwolnienia z 75 do 70 lat to już jest 120 mln zł mniej, jeśli chodzi o przychody abonamentowe, i oczywiście można to zrobić pod warunkiem, że z budżetu będzie to refundowane. Na całym świecie jest tak, że rząd - jeśli wprowadza jakieś ulgi, np. kolejowe - to refunduje to z budżetu państwa. I tak samo wszędzie jest z abonamentem. Jeżeli jest ulga - to jest refundowana - np. BBC nigdy nie pozwoliłaby sobie na to, żeby rząd nie oddał tych pieniędzy, które zwolnił z opłat abonamentowych. Mówi się w Polsce dużo, ale nawet się nie wie, o czym. Dlatego że jeżeli minister kultury stwierdza, iż to jest mała, nieznacząca kwota i nie ma potrzeby refundowania tego z budżetu, to po prostu nie wie, o czym mówi, bo to jest zasadnicza kwota - to jest może nawet 30 proc. przychodów abonamentowych. Abonament to korzyści, których często nie doceniamy, takie jak możliwość oglądania programów, których nie zobaczymy w telewizjach komercyjnych, czy zwykły haracz? - To jest specyfika mediów publicznych. Na całym świecie media komercyjne są mediami, które służą do zarabiania pieniędzy, więc oferują rozrywkę, a żeby się na niej dobrze zarabiało, musi się stawać coraz bardziej powszechna, żeby była powszechna, to ten poziom jest tak uśredniany, aby trafiała do jak najszerszej rzeszy widzów, a jeśli jest poziom uśredniany, to jest zmniejszany i dochodzimy do tego, że jest to mechanizm, który powoduje średnio niski poziom rozrywki w mediach. Żeby zaproponować cokolwiek innego, trzeba dodatkowego zastrzyku pieniędzy, dodatkowych inwestycji - po to właśnie jest abonament, na całym świecie telewizje publiczne z tego się utrzymują i mają swoje obowiązki, bo robią coś, na czym nie zarabiają. Jeżeli byśmy chcieli, żeby telewizja publiczna miała więcej programów misyjnych, to powinniśmy zasilić ją większym wpływem abonamentowym. Wtedy można ograniczyć reklamę i w tym kierunku trzeba myśleć. Tymczasem myśli się zupełnie odwrotnie, iż telewizja jest dosyć silną konkurencją na rynku reklamowym, na rynku komercyjnym, w związku z czym będzie się ją marginalizować. Tak naprawdę te plany bardziej idą w kierunku marginalizacji telewizji niż w ograniczaniu jej tylko i wyłącznie do misji. Jeśli abonament zostanie zlikwidowany, to siłą rzeczy telewizja publiczna będzie musiała się stać telewizją komercyjną, inaczej nie przetrwa... - Tak. Z każdym spadkiem poborów abonamentowych telewizja większą część swoich przychodów zawdzięcza reklamie, czyli coraz bardziej się komercjalizuje. To jest proces, który postępuje od lat. Kolejne zapowiedzi, kolejne zminimalizowania będą oznaczały, że telewizja publiczna będzie coraz bardziej komercyjna. To już nie będzie telewizja publiczna, a więc nie będzie potrzeby, żeby była telewizją, w której państwo ma jakiekolwiek udziały, i będzie można ją sprywatyzować, będzie to wtedy jedyne wyjście. Już są takie zapowiedzi, że będą ograniczenia kanałów telewizyjnych, oddawanie ośrodków regionalnych itd. W tę stronę to idzie. Nie podejrzewam, że tu jest jakaś głęboko przemyślana koncepcja. Niestety, uważam, że to jest całkowity chaos, brak koncepcji i pomysłu. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-03-06

Autor: wa