Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ciężka dola celnika

Treść

Aby zdążyć na godz. 7 do pracy w Tarnowie-Mościcach, st. kontroler celny Krzysztof K. z Nowego Sącza musiałby wstać o godz. 3 i biec na pociąg o 3.40. Od 1 maja 2004 r. trzy razy go przenoszono. Najpierw do Brzeska (55 km od Sącza), potem do Bochni (65 km), a od stycznia br. pracuje w Tarnowie (85 km). Celnik uważa, że przełożeni mszczą sią na nim za to, że odważył się zaskarżyć do Wojewódzkiego Sądu Administacyjnego decyzję dyrektora Izby Celnej w Krakowie.
Zniknęli z granicy
Po wejściu Polski do UE, celnicy przestali być potrzebni na południowej i zachodniej granicy, ale Krzysztof K. z początku spał spokojnie. Według "protokołu uzgodnień" Federacji ZZ SC z szefem służby celnej, nie podlegał "alokacji". Związkowcy wynegocjowali, że na granicę wschodnią i do służby wewnętrznej akcyzowej, w pier wszej kolejności przenoszone są małżeństwa celników, funkcjonariusze stanu wolnego i z krótkim stażem pracy. Małżonka pana Krzysztofa nie jest celnikiem. On ma 14-letni staż wzorowej służby, a dodatkowo, za zgodą przełożonych, podnosi kwalifikacje w PWSZ w Nowym Sączu. Na pierwszej liście sądeckich celników przeznaczonych do "alokacji" Krzysztofa K. nie było, ale listę zmieniono. Na drugiej pojawiło się jego nazwisko, za to zniknęły z listy osoby pierwotnie przenoszone. Oszczędzono m. in. trzy małżeństwa celników oraz kawalerów i nowicjuszy w tej służbie. Zdenerwowany Krzysztof K. najpierw wysyłał pisma do Krakowa, a potem zaskarżył do WSA decyzję dyrektora Izby Celnej o przenosinach z UC w Nowym Sączu do UC w Krakowie ze skierowaniem do pracy w Brzesku.
Dalej, coraz dalej
Do Brzeska, gdzie pilnował powinności podatkowych browarów dawało się jeszcze dojeżdżać, po kilku miesiącach "alokowano" go jednak do Bochni. Tragedia zaczęła się, gdy 1 stycznia br. ponownie został pracownikiem UC w Nowym Sączu ze skierowaniem do pracy w nadzorze podatkowym w Zakładach Azotowych Tarnów-Mościce. Najgorsze zaś przyszło 14 marca, gdy wyznaczono trzy 12-godzinne służby, dzień, w dzień. - Nie jestem w stanie pełnić służby w takim wymiarze godzin, gdyż przyjeżdżam do Tarnowa pierwszym autobusem z Nowego Sącza na godzinę 9.20, a ostatni autobus do Nowego Sącza odjeżdża z Taro godzinie 16.20 - informował Krzysztof K. przełożonych, dodając że na pociąg go nie stać, gdyż jest dwa razy droższy od autobusu. Tu uzupełnijmy, że dopiero po 7 miesiącach wywalczył sobie "równoważnik pieniężny" za dojazdy w wysokości 5,76 zł dziennie, gdy tymczasem na PKS i MZK wydaje 19,90 zł. Za kiepski żart, biorąc pod uwagę zarobki i sytuację rodzinną Krzysztofa K. (1800 zł "na rękę", bezrobotna żona i dziecko w szkole), należy uznać sugestie przełożonych, aby wynajął hotel w Tarnowie. Nasz bohater od 11 miesięcy koresponduje z przełożonymi. Odważył się nawet zawrócić głowę samemu szefowi Służby Celnej prof. Wiesławowi Czyżewiczowi, któremu napisał, iż nie rozumie dlaczego przełożeni nie wykorzystują jego wiedzy i kwalifikacji, kierując do coraz to innych zadań. Od początku prosił o pomoc ZZ celników, kórym latami płacił składki członkowskie. Wszystko na nic. - Nie mam możliwości wyznaczenia Panu miejsca pełnienia służby na terenie Nowego Sącza, gdyż nie przewiduję wzrostu limitu etatów w komókach organizacyjnych UC Nowy Sącz - odpisał dyrektor Izby Celnej w Krakowie Edward Czajkowski.
Ludzie bez serca
Krzysztof K. uważa, że jego szefowie robią wszystko, aby sam się zwolnił ze służby i jest to podręcznikowy przykład mobbingu. Tę sytuację bardzo przeżywa małżonka celnika.
- Nie mogę patrzeć, jak mąż się męczy - płakała w redakcji "GK". - Cierpi cała rodzina, bo mąż stał się gościem w domu. Jego studia są zagrożone, a jest na trzecim roku, w dodatku leczy się na alergię i musi wdychać azoty w Tarnowie. Ci ludzie są bez serca i sumienia. - Czy Pan nie ma serca? - zapytaliśmy Lesława Jabłońskiego, naczelnika UC w Nowym Sączu. - To opinia jednostronna - obruszył się naczelnik, odsyłając "Krakowską" do rzecznika Izby Celnej w Krakowie. Jabłoński nie chciał ujawnić ile małżeństw celników jest zatrudnionych w podległym mu UC, zdradził za to, że nie jeden celnik dojeżdża do pracy poza miejscem zamieszkania. - Stanowisko dyrektora Izby Celnej zawarte jest w odpowiedzi na skargę skierowaną przez Krzysztofa K. do sądu administracy jnego, sąd rozstrzygnie kto ma rację - stwierdził krótko Tomasz Karski, p. o. rzecznika dyrektora Izby Celnej w Krakowie. Dodał, że sprawa pana K. nie jest jednostkowa i że jego szef zdecydowanie odrzuca oskarżenie o mobbing i dyskryminację.

HENRYK SZEWCZYK

"Gazeta Krakowska" 2005-04-29

Autor: ab