Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Detektyw na wieszaku

Treść

Zwariowana i w treści dość płytka komedyjka bulwarowa "Okno na parlament" angielskiego majstra gatunku Ray'a Cooney'a zakończyła XI Jesienny Festiwal Teatralny w Nowym Sączu. Dyrekcja warszawskiego teatru Kwadrat otrzymała kwiaty, bo nie ma chyba drugiego zespołu, który by tak często gościł na sądeckim festiwalu. Na szczęście szef artystyczny festiwalu Janusz Michalik nie był do końca wierny swojemu pomysłowi, by z taśmy magnetofonowej czytać sponsorów i zapowiadać spektakle. Co do sponsorów, zgoda. Natomiast brak żywego słowa, które wiązałoby poszczególne punkty festiwalowego programu, był od początku nieporozumieniem. W niedzielę wieczorem się to zmieniło. Szef festiwalu stanął wreszcie przed widownią, by oznajmić, że będzie grał Kwadrat, który gości w Nowym Sączu już chyba po raz ósmy. Z tego też powodu złożył ukłon dyrektorowi komediowej sceny Edmundowi Karwańskiemu. Kwiaty były też jubileuszowe, bo dyrektor Karwański obchodzi właśnie 55-lecie pracy artystycznej i 25-lecie kierowania teatrem Kwadrat. Dobry znajomy sądeckiego festiwalu miał co wspominać, bo pamiętał fatalne warunki dla aktorów w Miejskim Ośrodku Kultury, dawnym Domu Kultury Kolejarza. Było nawet gorzej niż w dawnym przedziale trzeciej klasy pociągu do Chabówki. Dziś, nie mówiąc nawet o czyściutkich garderobach, oświetleniu, akustyce, scena z daleko wysuniętą podłogą pozwoliła na umieszczenie rozbudowanej solidnej scenografii pokoju hotelowego z szafą wnękową, wyposażeniem w sprzęty i zapleczem. A taki musiał powstać na potrzeby komedii "Okno na parlament". Pomysł na nią jest dość prościutki. Minister chce spędzić noc z sekretarką szefa opozycyjnego ugrupowania w parlamencie widocznym z okna hotelowego. Odbywa się tam kluczowa narada rządowa, ale on ma to w nosie, mając przy sobie roznegliżowaną Jane. W upojnej randce przeszkadzają mu rozmaite osoby i lawina wydarzeń, które uruchamia. Na dobitkę śledzi go detektyw wynajęty przez męża sekretarki. W podpatrywaniu pary kochanków zapędza się na hotelowy balkon, usiłuje wejść do pokoju wynajętego przez ministra. Zsuwane okno spada mu na kark i ogłusza, choć wszyscy myślą, że nie żyje. Minister brnie w tarapaty, usiłuje schować domniemanego trupa, wieszając go w szafie. Kłamie przy tym na około jak z nut, tworzy fikcyjne postaci, niemające nic wspólnego z rzeczywistością wydarzenia. Wplątuje w aferę swojego zaufanego sekretarza. Stary kawaler ma największe powodzenie. Rzucają mu się w ramiona kolejne żony pojawiające się w hotelu, nie wyłączając małżonki ministra. W drugiej części komedia pomału zaczyna nużyć, bo apogeum absurdu nastąpiło wcześniej niż ostatnie wygaszenie świateł. Jedyną osobą, która trzyma cały ten spektakl jest Paweł Wawrzecki, aktor o możliwościach - wydaje się - nieograniczonych. On nadaje rytm, od tego jak zagra, zależy odpowiedź partnerów. Jest swobodny, naturalny, śmieszny nawet wtedy, gdy trochę szarżuje i się zagrywa. Na szczęście nie padł on do tej pory ofiarą zaszufladkowania komediowego i chciałoby się zobaczyć go w wielkiej roli dramatycznej. Na koniec warto chyba powiedzieć słowo o sądeckiej reprezentacji na festiwalu. Zwiększa się na przestrzeni sezonów i co najważniejsze, pokazane spektakle, że wymienię "Igraszki z diabłem" i dziecięcą sztukę "Dzikie łabędzie" są po prostu na dobrym poziomie. Jak znam życie, za chwilę w MOK rozdzwonią się telefony z pytaniem, czy można rezerwować miejsca na przyszły październik. Wojciech Chmura "Dzienik Polski" 2007-10-30

Autor: wa