Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Domowy wyścig Kubicy

Treść

Robert Kubica nie jest przesadnym optymistą przed niedzielnym wyścigiem o Grand Prix Węgier, dwunastą eliminacją mistrzostw świata Formuły 1. Ma jednak nadzieję, że na dobrze sobie znanym torze minie metę na wyższym miejscu niż w Niemczech, gdzie był siódmy. - Hungaroring bardziej odpowiada naszemu bolidowi - mówi.
GP Węgier zajmuje szczególne miejsce w sercu naszego jedynaka w Formule 1. Z racji odległości od kraju i wielkiej liczby Polaków na trybunach sam nazywa ten wyścig "domowym", a jakby tego było mało, właśnie na Hungaroringu w 2006 roku zadebiutował w Formule 1. Zajął wtedy znakomite siódme miejsce, ale został zdyskwalifikowany. Okazało się, że jego bolid ważył mniej, niż wymagał tego regulamin. Potem był piąty, ósmy i trzynasty. Na której pozycji ukończy niedzielne zmagania? Jako zawodnik myślący niezwykle trzeźwo i racjonalnie, nie spodziewa się spektakularnych wyników. - Myślę, że osiągnęliśmy granice możliwości bolidu i na Hockenheim [podczas GP Niemiec - przyp. red.] przyjechaliśmy na czele grupy pościgowej. Nadal dzieli nas jednak spory dystans do najlepszych, a znowu tuż za nami znaleźli się inni. To oznacza, że jeśli chcemy awansować do trzeciej części kwalifikacji i ukończyć wyścig na punktowanym miejscu, wszystko musi nam wychodzić idealnie przez cały weekend - mówi. Kubica zdaje sobie doskonale sprawę, że obecnie Renault nie jest w stanie włączyć się do walki o najwyższe cele w normalnych warunkach, zmaganiach przebiegających bez nieplanowanych zdarzeń. Rywale, szczególnie ci z McLarena, Red Bulla i Ferrari dysponują lepszymi bolidami, wyposażonymi w techniczne nowinki, których francuska stajnia jeszcze nie wypracowała. - Z drugiej strony Hungaroring powinien bardziej odpowiadać naszemu samochodowi, i dlatego wierzę, że potrafimy zająć lepszą pozycję niż w Niemczech. Patrząc realnie, trudno jednak liczyć, abyśmy mogli powtórzyć tempo z Monako - dodaje. Węgierski tor Polak określa krótko: mianem trudnego i wymagającego fizycznie oraz psychicznie. - Wszystko ze względu na wielką liczbę zakrętów oraz właściwie tylko jedną prostą, i to niezbyt długą. Dlatego kierowca musi się koncentrować praktycznie cały czas, bez chwili na odprężenie i odzyskanie energii. Poza tym wyścigi na Hungaroringu nie są zbyt ekscytujące, trudno na nim wyprzedzać, taką możliwość stwarza tylko zakręt nr 1 - tłumaczy.
Po jedenastu tegorocznych eliminacjach Kubica jest w klasyfikacji generalnej mistrzostw siódmy, prowadzi Brytyjczyk Lewis Hamilton z McLarena, który na Węgrzech wygrywał już dwukrotnie. Zresztą trzy ostatnie wyścigi padły łupem brytyjskiej stajni, wszak w 2008 r. triumfował Fin Heikki Kovalainen. Co więcej, w 2006 roku zwyciężył Jenson Button, wówczas jeżdżący w barwach Hondy, dziś dla... McLarena. Faworyt jest zatem znany. Wszyscy obserwatorzy są jednak ciekawi, co tym razem zaprezentuje Ferrari, które w Niemczech zachwyciło i zniesmaczyło zarazem. Teraz pewnie zechce odzyskać zaufanie kibiców. A to niełatwe zadanie... Dodajmy jeszcze, że najczęściej (czterokrotnie) na Hungaroringu wygrywał Niemiec Michael Schumacher.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-07-30

Autor: jc