Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dwóch wstrzymało topór. Chełmiec

Treść

Większością dwóch głosów radni gminy Chełmiec zagłosowali przeciwko stwierdzeniu wygaśnięcia mandatów wójta Bernarda Stawiarskiego oraz ich kolegów z Rady Barbary Surman i Mariana Cabały. Treść uchwał trafi niezwłocznie do wojewody małopolskiego, który zdecyduje, co dalej z nimi robić. Dla zwolenników wójta Stawiarskiego był to dzień triumfu. Radni z przeciwnego ugrupowania uważają, że strata mandatu jest jedynie odłożona w czasie. Wójta na sesji po raz drugi nie było.



Jak wielokrotnie pisaliśmy niezłożenie w terminie pełnych oświadczeń majątkowych spowodowało zagrożenie dla mandatów radnych Barbary Surman i Mariana Cabały oraz wójta Bernarda Stawiarskiego - z tego samego ugrupowania - który po zaciekłym boju w drugiej turze pokonał swojego rywala byłego wójta Stanisława Porębę. Układ sił w Radzie był dla trójki pechowców niekorzystny. Przy założeniu dyscypliny w klubie "Nasza gmina" przychylnym wójtowi Stawiarskiemu i "Porozumienie dla przyszłości", stosunek głosów przy podejmowaniu uchwał był zawsze taki sam, czyli 10:11 na korzyść przeciwników wójta. Było jasne, że uczynią wszystko, by wykorzystać jego potknięcie i go odwołać. Odłożona z soboty na wczoraj egzekucja w postaci trzech kluczowych głosowań wydawała się formalnością. Stało się jednak inaczej. Grupa "Nasza gmina" postanowiła popracować na przeciwnikiem i osłabić jego siłę. Skutek był taki, że radny Marian Łęczycki wcale się nie zjawił na sesji na czas zasadniczych głosowań, natomiast przy otwartej kurtynie postanowił wyłamać się z klubowej solidarności Wiesław Szołdrowski. W trakcie głosowania podniósł trzykrotnie rękę na znak sprzeciwu wobec próby stwierdzenia unieważnienia mandatów radnych i wójta.

Zmiana stanowiska Łęczyckiego i Szołdrowskiego musiała być znana wcześniej przez grupę Stawiarskiego, gdyż zachowywali się już zupełnie inaczej niż podczas sesji sobotniej. Nie było transparentów, krzyków, blokowań drzwi przeciągania procedur głosowania. Przeciwnie, to właśnie oni dyscyplinowali zebraną grupę mieszkańców, porządkowali obrady i przejawiali od pierwszych minut znakomite samopoczucie. Smętne miny mieli tym razem radni z "Porozumienia dla przyszłości", które okazało się nie do końca porozumieniem wszystkich.

Prowadzący obrady wznowionej po sobocie sesji Jan Bieniek jeszcze raz zwrócił się do Barbary Surman, by wyjaśniła powody swojego spóźnienia. Powiedziała podobnie jak poprzednio, że dostarczono jej ustawę samorządową, z której wynikało, że mandat nie wygasa. Stwierdziła, że pytała się w biurze Rady, czy się nie spóźnia, na co miała dostać odpowiedź, że nie. Na konfrontację poproszono pracownicę biura Jolantę Stelmach, która opowiedziała, jak telefon po telefonie powiadamiała wszystkich o konieczności złożenia oświadczeń majątkowych. Marian Cabała nie miał już nic do powiedzenia.

Nastąpiła krótka powtórka z rozrywki. Zygmunt Berdychowski zgłosił znów wniosek o odrzucenie projektów uchwał, dopominający się zbyt głośno z sali o głos Jan Jurczak z Trzetrzewiny rozsierdził przewodniczącego Bieńka, który gotów był wołać policję, nastąpiła przerwa, po której już z nagłośnieniem pociągnięto serię głosowań. Po pierwszym wyszło szydło z worka, że radny Szołdrowski głosuje tak, jak ekipa Stawiarskiego. Przebieg dalszych wydarzeń odbywał się przy wtórze oklasków popleczników wójta z tyłu sali. Stało się jasne, że topór nad głowami trójki ofiar powstrzymali dwaj radni, Łęczycki i Szołdrowski.

Po drodze wiceprzewodniczący Rady Stanisław Kruczek odczytał fragment wywiadu prasowego z wiceministrem MSWiA Jarosławem Zielińskim, który stwierdził, że premier nie zamierza czekać do wyroku Trybunału Konstytucyjnego, tylko będzie zastępował swoimi ludźmi tych burmistrzów, którzy się spóźnili z oświadczeniami majątkowymi, aż do nowych wyborów.

- Nie chciałbym się odnosić do wypowiedzi wiceministra Zielińskiego - stwierdził na to Zygmunt Berdychowski - ale powinien przejść edukację. Na pierwszej stronie tej samej gazety jest wypowiedź byłego sędziego NSA zupełnie w innym tonie, więc dajmy sobie spokój i zacznijmy głosować.

Przewodniczący Bieniek zdążył stwierdzić, że nieobecny wójt nie przesłał wyjaśnienia w sprawie swojego spóźnienia, gdy nagle taki dokument się znalazł w rękach wicewójciny Małgorzaty Szkarłat.

Radny Józef Konar z "Porozumienia dla przyszłości", mając po swojej ręce Wiesława Szołdrowskiego i widząc jak głosuje, nie czuł się komfortowo.

- Chciałbym wiedzieć, dlaczego wójt swojego stanowiska nie przekazał Radzie tylko swojemu zastępcy - mówił radny Konar. - To oznacza lekceważenie nas i przewodniczącego. A czy ci gwiżdżący na sali, to są wyborcy Stawiarskiego?

Małgorzata Szkarłat wytłumaczyła, że ktoś z sali przekazał jej kartkę od wójta i nie zdążyła oddać dalej.

W przerwie próbowaliśmy dowiedzieć się od radnego Szołdrowskiego, dlaczego zmienił stanowisko od soboty.

- Cenię sobie dziennikarza "Dziennika Polskiego" - usłyszeliśmy - ale nie będzie żadnych wywiadów.

Przewodniczący Bieniek okazał się bardziej rozmowny:

- Daliśmy sobie w klubie wolną rękę. Nie było presji co do głosowania. Radny Łęczycki miał prawo nie przyjść. Nie przysłał żadnych wyjaśnień. Informację o stanowisku większości radnych przekażę wojewodzie, tak jak sobie życzył. Być może jeszcze raz zwróci się do nas o stwierdzenie wygaśnięcia mandatów, a może od razu podejmie decyzję zastępczą. Moim zdaniem, nie można nikomu odbierać nadziei, choć to oznacza tylko przedłużenie tej samej procedury w czasie. Chciałbym, żeby jak najszybciej w Radzie rozpoczęła się spokojna merytoryczna praca.

Złaknieni sukcesu radni mieli na pociechę pączki przygotowane w biurze Rady na poczęstunek w tłusty czwartek.

Wojciech Chmura, "Dziennik Polski" 2007-02-16

Autor: ea