Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dziel i rządź

Treść

Pacjenci zmierzą się z kolejnymi skutkami znowelizowanej ustawy refundacyjnej. Po lekarzach, którzy wywalczyli korzystną dla siebie zmianę zapisów, do akcji wkraczają farmaceuci. Dzisiaj przez godzinę apteki będą zamknięte. Ale to nie jedyny kłopot, na jaki możemy trafić przy wykupie leków.
Decyzją Naczelnej Rady Aptekarskiej, która w sobotę spotkała się na nadzwyczajnym posiedzeniu w Warszawie, apteki, które włączą się do akcji, będą zamknięte od godz. 13.00-14.00. - W tym czasie leki będzie można wykupić tylko w nagłych przypadkach - poinformował prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej Grzegorz Kucharewicz. Jego zdaniem, nowela jest sprzeczna z interesami aptekarzy, którzy chcą takich samych gwarancji jak lekarze. Większość z nich zapowiada, że dopóki nowelizacja nie wejdzie w życie, będą wbijać pieczątki z napisem "Refundacja leku do decyzji NFZ". W tej sytuacji farmaceuci będą skrupulatnie sprawdzać każdą receptę i wydawać leki wyłącznie na podstawie prawidłowo wypisanych blankietów. W imię własnego bezpieczeństwa domagają się ponadto niekarania za realizację błędnie wystawionych recept. Dlatego teraz każdy błąd, łącznie z niewymiarowymi receptami, będzie skutkował brakiem refundacji leku, co w rzeczywistości oznacza, że będzie odpłatny w stu procentach. Pełna odpłatność za lek nastąpi także w przypadku pojawienia się na recepcie pieczątki z napisem "Refundacja leku do decyzji NFZ". Tak zdecydowane stanowisko to wynik braku zaufania do rządu i nowego ministra zdrowia. Mimo zapowiedzi ze znowelizowanej ustawy refundacyjnej nie zniknął zapis o odpowiedzialności finansowej farmaceutów za realizację błędnie wypisanych recept, co w przypadku lekarzy zostało spełnione. Aptekarze czują się pominięci i lekceważeni. Ich zdaniem, to wynik tego, że nie protestowali jak lekarze i dlatego tylko oni ponoszą teraz koszty błędnych refundacji za leki. - Widocznie protest lepiej wpływa na decyzje polityków - uważa prezes Kucharewicz. Przekonuje, że decyzja o proteście jest dla środowiska aptekarskiego bardzo trudna, ale nieunikniona. Mogą odstąpić od protestu, tylko w przypadku spełnienia ich żądań. Farmaceuci domagają się: możliwości wydawania tańszego leku niż zapisany na recepcie, zaprzestania karania za wydanie leku mimo błędu na recepcie i rzeczywistej abolicji za wydawanie lekarstw mimo błędów na receptach nie tylko do chwili wejścia w życie noweli ustawy refundacyjnej.
Ministerstwo Zdrowia uważa, że żądania aptekarzy są niezasadne, ponieważ ich postulaty zostały zawarte w ustawie uchwalonej w piątek przez Sejm. Chodzi o abolicję, czyli niekaranie za okres bałaganu, jaki powstał po 1 stycznia, związany z wystawianiem np. recept z pieczątkami "Refundacja leku do decyzji NFZ", i możliwość odwołania się od niekorzystnych decyzji kontrolerów NFZ do prezesa NFZ, o ile aptekarze uznają ją za niesłuszną. Dlatego resort ani myśli zaniechać kontroli w aptekach, argumentując to tym, że chodzi o kontrolę nad publicznymi pieniędzmi. Prezes NRA Grzegorz Kucharewicz zapowiedział, że jeżeli żądania farmaceutów nie zostaną spełnione, aptekarze mogą pójść jeszcze dalej w swoim proteście. Z kolei w ocenie opozycji, zachowanie rządu jest cyniczne i świadczy o próbie zrzucenia odpowiedzialności za powstały bałagan na lekarzy i farmaceutów. Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało, że w poniedziałek złoży nowelizację ustawy refundacyjnej, która będzie korzystna dla aptekarzy. Jeszcze w tym tygodniu zaplanowano zjazd Naczelnej Rady Aptekarskiej, na którym ma być obecny minister Arłukowicz. Aptekarze liczą, że senatorowie w środę podczas posiedzenia Senatu przychylą się do ich żądań.

Co w zamian?
Tymczasem Zarząd Porozumienia Zielonogórskiego zdecydował, że od dzisiaj lekarze skupieni w tej organizacji nie będą przybijali na receptach pieczątek z adnotacją "Refundacja leku do decyzji NFZ". Nie oznacza to jednak całkowitej rezygnacji z protestu, ponieważ medycy nie odstępują od wypisywania międzynarodowej nazwy leków. Taka postawa dziwi przedstawicieli Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. - Jestem tym zaskoczony i zdziwiony, bo jeszcze w czwartek czy w piątek mówiliśmy coś innego. Wygląda na to, że jednostronnie, bez uzgodnień Porozumienie Zielonogórskie wycofuje się z ustaleń - uważa Zdzisław Szramik, wiceprzewodniczący OZZL. W ocenie naszego rozmówcy, to nie jedyny problem. Powstaje bowiem pytanie, co w zamian. Jeżeli część lekarzy zdecyduje się zaprzestać przystawiania pieczątek, to chcąc nie chcąc dostosuje się do aktualnie obowiązujących aktów prawnych, a to jest wciąż ryzykowne. - Jeżeli przestaniemy przybijać pieczątki, to nie wiem, w jaki sposób uchronimy się przed represjami finansowymi NFZ - zauważa Szramik. Jego zdaniem, używanie międzynarodowej nazwy leków na receptach, co zapowiadają przedstawiciele PZ, też nie rozwiązuje problemu. Na dzisiaj w siedzibie Naczelnej Izby Lekarskiej w Warszawie zaplanowano spotkanie organizacji lekarskich prowadzących protest pieczątkowy: Zarządu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy z przedstawicielami Porozumienia Zielonogórskiego, lekarzami skupionymi wokół portalu Konsylium24 oraz Polskiej Federacji Pracodawców Ochrony Zdrowia. Niewykluczone, że zapadnie na nim decyzja co do dalszych losów protestu. Wczoraj po południu PFPOZ poinformowała jednak, że zawiesza protest pieczątkowy, być może nie weźmie więc udziału w tym spotkaniu.
Zdaniem lekarzy, to, z czym obecnie mamy do czynienia, stanowi próbę skonfliktowania przez rząd lekarzy i farmaceutów, a w konsekwencji obu tych środowisk z pacjentami. - Napuszczono nas na aptekarzy, choć tak naprawdę winny całemu zamieszaniu jest rząd i złe prawo, jakie ten rząd wprowadził. To są metody służb specjalnych, a nie rządu wybranego w demokratycznych wyborach - uważa wiceszef OZZL. Jego zdaniem, rząd chciał ukryć podwyżki leków i to, że pacjenci będą więcej za nie płacić. Przypomina, że to nie pierwszy przykład, kiedy władza próbuje skłócić ze sobą pewne środowiska. - Zdaję sobie sprawę, że pieczątka umieszczana na receptach jest czynnikiem, który drażni rząd, bo pokazuje, jaką siłę stanowią lekarze i farmaceuci, którzy działają razem. Stąd usilne starania, by nas skłócić, podzielić, i jak widać, kolejny raz się to udało i to nie bez udziału naszych kolegów lekarzy - uważa Szramik.
2 grudnia 2011 r. Naczelna Rada Lekarska podjęła uchwałę rekomendującą lekarzom, po 1 stycznia 2012 r., a więc po wejściu w życie zapisów nowej ustawy refundacyjnej zamieszczanie na receptach adnotacji "Refundacja leku do decyzji NFZ", po czym 16 grudnia zawiesiła protest wbrew interesom środowiska lekarskiego. Sankcje związane z nieprawidłowym wypełnianiem recept wciąż obowiązują, a wszystkie nowelizacje łącznie z tymi nocnymi nie poprawiają rzeczywistości, która dla pacjentów jest wciąż bardzo zła.
Mariusz Kamieniecki

Nasz Dziennik Poniedziałek, 16 stycznia 2012, Nr 12 (4247)

Autor: au