Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dzień Świętości Życia

Treść

Pani Joanna wie dobrze, czym jest życie i czym jest śmierć. Była przy śmierci swojej mamy, przez kilka miesięcy towarzyszyła swojemu umierającemu ojcu, a potem sama stanęła "nad przepaścią" między życiem a śmiercią. Wie dobrze, czym jest życie - zna jego radości i trudy. Wie także, jak wielką radością jest rodzenie życia - sama urodziła trzy córeczki i jednego syna.
Urodziła się w rodzinie o głęboko patriotycznych korzeniach. Jeden jej dziadek był harcerzem, drugi należał do "Sokoła". Od dziecka była uczona, że w życiu należy dawać sobie radę w każdej sytuacji, a przed tymi najtrudniejszymi nie można uciekać, ale trzeba stawiać im czoła...
Odwaga - to cecha, którą nabyła w domu. Potem swój charakter szlifowała w drużynie harcerskiej. Bardzo przeżyła śmierć mamy. Przyczyną zgonu był rak. - Mama odchodziła spokojnie, pogodzona z wolą Bożą. Wiedzieliśmy, że śmierć jest naturalną koleją życia. Kiedy odeszła, marzyłam, żebym mogła umierać tak jak ona - mówi pani Joanna.
To wydarzenie głęboko zapadło w serce kobiety. Potem było kilka innych, a jak mówi pani Joanna, w życiu wszystko dzieje się po coś, tylko czasem trzeba czasu, żeby to zobaczyć...
Małżeństwo
Kiedy pani Joanna miała 26 lat, pojechała w góry - na Turbacz, za którym tak bardzo tęskniła. Tam spotkała swojego przyszłego męża. Chociaż miała różne wątpliwości - dzieliło ich naprawdę wiele - słysząc, że "mają jedną szansę na sto", zdecydowali się na małżeństwo. Wtedy pani Joanna przeniosła się z Krakowa na Podhale...
Niedługo potem ciężko zachorował tato pani Joanny. - Musiałam wrócić do Krakowa i opiekować się ojcem przez kilka miesięcy. Byłyśmy z ciocią przy nim przez cały czas, bo tak było trzeba. Chorował na Alzheimera, ale czasem opowiadał mi o "swoim świecie". Te opowieści utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest głębszy wymiar świata, widoczny tylko dla nielicznych, a tatą opiekują się Anioł Stróż i patronowie - wyznaje kobieta.
Po śmierci ojca, która nastąpiła w rocznicę ślubu pani Joanny, wróciła do męża na Podhale. Rok później na świat przyszło pierwsze dziecko małżonków - Małgosia. Trzy lata później urodziła się Jagienka.
Życie jednak nie było sielanką. Na horyzoncie pojawiały się różne problemy: małżeńskie, rodzinne, które tylko dzięki hartowi ducha i zawierzeniu Panu Bogu i Jego Matce udawało się przezwyciężać.
Zgoda na raka
Kiedyś pani Joanna przeżyła dziwne spotkanie. Pewna dziewczyna zapytała w jej obecności lekarzy, czy powinna powiedzieć swojej babci, że umiera na raka. Lekarze nie umieli dać odpowiedzi, więc pani Joanna ich wyręczyła. - Zapytałam dziewczynę, czy jej babcia wierzy w Pana Boga. Kiedy usłyszałam pozytywną odpowiedź, wytłumaczyłam, żeby się nie bała, bo babcia to z pewnością już wie, tylko by utwierdzała ją w przekonaniu, że idzie na spotkanie z Miłosiernym Ojcem. Opowiedziałam jej o śmierci mojej mamy. Zostałam zakrzyczana przez rodzinę lekarzy, którzy przedstawili różne medyczne argumenty, zarzucając mi, że nie wiem, o czym mówię. Wtedy odpowiedziałam, że jeśli taka będzie wola Boża, to ja jestem gotowa - opowiada pani Joanna.
Spotkanie z "Hiobem"
Kolejne dziwne spotkanie przygotowujące ją na to, co niedługo miało nastąpić, przeżyła w pracy. - Rozmawiał ze mną mój przełożony, opowiadał o swoim synu wyleczonym z białaczki. Słuchałam wtedy wyznań "Hioba", któremu los odbierał wszystko po kolei, spadały na niego różne nieszczęścia. Bóg próbował go w ogniu doświadczeń - wspomina kobieta.
Jak okazało się później, te wszystkie opisane wyżej sytuacje miały miejsce nie bez powodu...
Stało się...
Gdy młodsza córka pani Joanny miała trzy i pół roku, jeszcze ssała mleko z piersi. - Któregoś dnia opuchła mi pierś. Myślałam, że to zastój. Niestety, wyczułam w piersi guza wielkości śliwki. Po badaniach okazało się, że to nowotwór. Wtedy powróciły do mnie wszystkie wcześniejsze wydarzenia i pomyślałam, że muszę wypełnić wszystko, co oświadczyłam. Byłam przekonana, że umrę. Czy bałam się o dzieci? Nie, wiedziałam, że Bóg wie, co robi, że jeśli chce mnie stąd zabrać, to ma w tym jakiś plan, to On zajmie się moim mężem i dziećmi. Nie buntowałam się, akceptowałam wolę Bożą - podkreśla pani Joanna.
Amputacja
Po różnych perypetiach udało się umieścić panią Joannę w szpitalu, gdzie amputowano jej chorą pierś. Tam kobieta rozmawiała z innymi, dodawała im nadziei. W tym czasie czytała "Rekolekcje fatimskie" i swoje cierpienia ofiarowywała za grzeszników. - Miałam świadomość, że wielu ludzi modli się za mnie. Mój katecheta oddał mnie pod opiekę św. Joanny, św. Tereski i św. Rity. Poczułam niemal namacalny dowód ich opieki. Sama nie prosiłam Boga o zdrowie, ale o mądrość i dobre decyzje dla lekarzy. Potem w szpitalu zdarzyło się znowu coś dziwnego. Czwartej nocy poczułam, że muszę wstać z łóżka. Poszłam do pokoju pielęgniarek. Tam straciłam przytomność. Odratowano mnie, wtedy dopiero przestała działać narkoza. To, że tak długo działała, niewątpliwie oszczędziło mi wielu cierpień. Zdałam sobie sprawę, że gdybym została w łóżku, pewnie bym w nim umarła... Zrozumiałam, że dostałam kolejną szansę, że moje życie zostało przedłużone - opowiada pani Joanna.
Znaki
Po wyjściu ze szpitala onkolodzy uznali, że konieczna jest chemioterapia i radioterapia. Pani Joanna nie chciała im się poddać. Pewnej nocy jednak przyśniła się jej mama, która siłą zatrzymywała ją w szpitalu. Zrozumiała. Zgodziła się na dalsze leczenie...
Potem zbudziła się nad ranem i ujrzała świetlistą dłoń, która dotknęła jej rany na piersi. To wszystko odczytała jako znaki...
Podczas jednego spotkania pani Joanna - słaba, wycieńczona chemią, powiedziała, że przyjmuje na siebie zadania, jakie stawia przed nią Bóg. Nie wiedziała, czego się podejmuje. Wkrótce jednak stało się jasne...
W mieście, w którym mieszka, nie było harcerstwa. To ona je miała założyć. Pierwsze spotkanie odbyło się 2 kwietnia 2005 roku w południe. Tego samego dnia o godz. 21.37 zmarł Jan Paweł II. Kobieta przyjęła to jako znak także dla siebie. - Harcerstwo było dla mnie rehabilitacją, zmuszało mnie do aktywności intelektualnej i fizycznej, do wyjścia z domu w teren, do lasu. W harcerstwie niejako "ładowałam swoje akumulatory" - mówi pani Joanna.
Dzieci
Przed chorobą pani Joanna chciała mieć więcej dzieci. Kiedy rodziła drugą córkę, myślała nawet o kolejnym porodzie. Podobało się jej to...
Niestety, choroba rozwiała te marzenia. - Po leczeniu lekarze uprzedzili mnie, że nie będę mieć więcej dzieci. Odebrano mi wszelką nadzieję w tym względzie - wyznaje.
Pewnego majowego dnia, kiedy pani Joanna była w kościele, podczas czytania mszalnego usłyszała słowa: "Za rok o tej porze będziesz pieścić syna". Te słowa "uderzyły" ją tak, że nic już więcej nie słyszała. Z tymi słowami wyszła z kościoła...
Pół roku potem w łonie pani Joanny poczęło się dziecko. - Cieszyliśmy się, mąż bał się, jak ja sobie poradzę. Przecież mam tylko jedną pierś. Jednak Bóg był ze mną, wyrażało się to w opiece wielu ludzi. 2 sierpnia - w uroczystość Matki Bożej Anielskiej - na świat przyszła Anielka. Karmiłam ją dwa lata, aż w ósmym miesiącu kolejnej ciąży przestałam mieć pokarm. Pół roku temu na świat przyszedł Jakub. Jego także karmię moją jedną piersią. Mleka mu na pewno nie brakuje, co widzi każdy, kto na niego spojrzy - cieszy się pani Joanna. A Jakub przy piersi mamy asystuje przez cały czas naszej rozmowy.
Życiu "tak"
Pani Joanna wyznaje, że dziś rodzina jest dla niej niemal całym światem. - Czuję się zaszczycona, że Pan Bóg w moje ręce powierzył czwórkę swoich dzieci. Chociaż mam już 42 lata, jestem otwarta na życie. Wiem, że muszę naszym dzieciom przekazać wiarę w Boga oraz wartości, w których sama zostałam wychowana. Moim obowiązkiem jest także przestrzec je przed zagrożeniami, jakie niesie współczesny świat - podkreśla pani Joanna, dodając, że jak umie, otacza troską życie całej swojej rodziny.
Na pytanie, czym jest dla niej życie, odpowiada: - Choroba zmieniła moje spojrzenie. Dla mnie jest to czas dany mi po to, abym mogła wejść w siebie, zbliżyć się do mego Stwórcy i oddać Go komuś. Moje życie zostało prolongowane, wiem, że "po coś". Chociaż często mi coś nie wychodzi, jednak jestem szczęśliwa, bo każdego dnia - z Panem Bogiem i Jego Matką - staram się wykonywać zadania, jakie przede mną stawia życie. Wiem, że ważne jest "tu i teraz".
Małgorzata Pabis
"Nasz Dziennik" 2009-03-25

Autor: wa