Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dziesiątka jest realna

Treść

Rozmowa z Robertem Radwańskim, ojcem i trenerem najbardziej utalentowanych polskich tenisistek, Agnieszki i Urszuli Kto, Pana zdaniem, był najlepszą tenisistką ostatnich lat? - Sięgnę może trochę dalej w przeszłość: Steffi Graf. Udowodniła to na korcie, jak i poza nim. Zapisała na swym koncie wspaniałe sportowe sukcesy, utrzymywała się na samym szczycie przez bardzo długi czas, a przy tym założyła szczęśliwą tenisową rodzinę, prowadziła i prowadzi nadal życie normalnej kobiety. Karierą pokierowała w sposób optymalny. Gdyby mógł Pan jedną jej tenisową umiejętność przeszczepić Agnieszce, to co by to było? - Kończący forhend. Potrafiła uderzyć piłkę z każdego miejsca na korcie, zaskakując przeciwniczkę, choć teoretycznie nic na to nie wskazywało. W tej chwili wiele zawodniczek próbuje tak grać, ale chyba Steffi jest w tym względzie nadal niedoścignioną mistrzynią. Agnieszka zajmuje dziś 14. miejsce w światowym rankingu; ta pozycja odzwierciedla jej aktualne możliwości? - Na pewno jest w stanie przesunąć się o parę miejsc do przodu. Marzeniem jest oczywiście numer jeden, ale na dziś realny wydaje się awans do czołowej dziesiątki. W kobiecym tenisie następuje wymiana pokoleń, karierę skończyła już Justine Henin, powoli kończą Amelie Mauresmo i Patty Schnyder. Ich pozycję przejmują młodsze, utalentowane zawodniczki, w tym Isia. "Dycha" jest w zasięgu ręki, o ile oczywiście na drodze nie staną nam nieprzewidziane przeszkody, przede wszystkim kontuzje. Co trzeba zrobić, by wykonać ten krok do przodu? - Zdobywać jak najwięcej punktów, zwłaszcza na turniejach wielkoszlemowych: tam, jak się dojdzie do czwartej rundy czy ćwierćfinału, można przesunąć się zdecydowanie w górę. Gdyby Agnieszka na Wimbledonie awansowała do ćwiartki, a rywalki wypadły trochę słabiej - spokojnie weszłaby do najlepszej dziesiątki. Oczywiście na bardziej widoczny postęp musimy jeszcze poczekać, natury nie da się oszukać. Pan Bóg dał Agnieszce wielki talent, ale jest drobną, szczupłą dziewczyną, jeszcze nastolatką i nie jest w stanie przeskoczyć pewnych barier. W porównaniu z Safiną czy Kuzniecową wygląda jak wróbelek, nie zrobimy z niej Williams. One mają siłę wrodzoną, Agnieszka musi ją wypracować. Nie można jednak od razu, bezrozumnie zwiększyć obciążeń treningowych, bo byśmy Isię zniszczyli. Jak fizycznie dojrzeje, nabierze większej masy mięśniowej, siły, będziemy mogli to zrobić. Pamiętajmy o tym, że kobiecy tenis zaczyna powoli przypominać zmagania mężczyzn. Coraz powszechniej bywa oparty na potężnych uderzeniach, serwisie, poszukiwaniu asów. Można doszukać się analogii z biegiem na 100 m, w którym panie powoli, ale systematycznie zbliżają się do granicy 10 sekund. Kiedy obie siostry Radwańskie znajdą się w czołowej trzydziestce? - Talent Uli może w każdym momencie "eksplodować", potrzebuje jednego sukcesu, spektakularnego zwycięstwa. Niedawno miała problemy z nadgarstkiem, przez moment podejrzewaliśmy nawet poważniejszy uraz, na szczęście po konsultacjach w kraju i za granicą okazało się, że nie jest tak źle. Ma takie same uderzenia jak Agnieszka, jest podobnie zaawansowana technicznie, musi tylko uspokoić głowę. Za bardzo chce, bywa niespokojna, ma duży, gorący temperament. Gdy dojrzeje psychicznie, będzie grała jak Agnieszka. Za kilka dni rozpoczyna się najważniejszy wielkoszlemowy turniej w kalendarzu - Wimbledon. Co takiego ma w sobie, że rodzina Radwańskich tak dobrze się na nim czuje? - Wydaje mi się, że pasuje nam z kilku powodów. I Isia, i Ula lubią grać na trawie, są drobne, sprawne, stosunkowo szybko się poruszają, mają silne nogi, a zarazem nie muszą za dużo "nosić" ze sobą, bo są szczupłe. Do tego odpowiada nam klimat Wimbledonu, ta doza konserwatyzmu, elitarności, wyjątkowości, brak reklam, hamburgerów, eleganckie towarzystwo na trybunach. U nas być może to trudno zrozumieć, ale tam nikogo nie dziwi widok kibiców, którzy przez trzy dni śpią w namiotach, by kupić bilet. Ula zagra w turnieju dzięki "dzikiej karcie", to świetna wiadomość i zarazem duża szansa. - Pewnie. "Dzika karta" była uhonorowaniem jej znakomitych występów w zmaganiach juniorek przed rokiem, przypominam, wygrała tam zarówno w singlu, jak i w deblu. Podobny sukces, dziesięć lat temu, odniosła tylko Mauresmo. Warto też chyba wiedzieć, że nigdy w historii siostry nie wygrywały po sobie juniorskich zmagań, jesteśmy pierwsi. Agnieszka była najlepsza w Londynie w 2005 roku, Ula w 2007. Miło zapisać się na kartach historii, miło ją tworzyć. Jesteśmy z tego bardzo dumni. Czego się możemy spodziewać w tym roku? - Paradoksalnie bardziej jestem spokojny o Ulę. Gdy tylko się nie "zagotuje", przy dobrym losowaniu będzie w stanie przejść kilka rund, co byłoby sporym wyczynem. Agnieszka miała zdrowotne problemy, długo nie mogła normalnie trenować. Na szczęście jest już lepiej i mimo wszystko jestem dobrej myśli. Trzecia, czwarta runda to cel minimum, wierzę, że uda się go zrealizować. Co najmniej. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-06-20

Autor: wa