Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Euro na całe zło

Treść

Parlament Europejski zatwierdził Jean-Claude’a Junckera na przewodniczącego Komisji Europejskiej.

Kandydat Europejskiej Partii Ludowej (EPP, centroprawicy) zawdzięcza sukces poparciu socjaldemokratów i liberałów. Na 751 eurodeputowanych w tajnym głosowaniu uzyskał poparcie 422. Głosy oddało 729 posłów, z czego 250 przeciw, 47 wstrzymujących się i 10 nieważnych.

Prawo do zatwierdzenia kandydata przywódców państw (Rady Europejskiej) to jedna z najważniejszych kompetencji Parlamentu Europejskiego. Exposé Junckera jedni przerywali oklaskami, inni okrzykami „kłamstwa, bzdury”, jednego z deputowanych, który zabrał głos wbrew porządkowi, musiano siłą wyprowadzić z sali, ale i tak to posiedzenie na tle dość swobodnych obyczajów tej izby można uznać za dość spokojne. Być może dlatego, że układ dwóch głównych sił politycznych gwarantował, że cała procedura jest jedynie formalnością.

W niemal godzinnym wystąpieniu wygłoszonym na przemian po francusku, niemiecku i angielsku Juncker powiedział prawie wszystko, co tylko można chcieć usłyszeć, szczególnie w grupach, z którymi udało mu się porozumieć. Przemówienie pełne było proeuropejskich komunałów i oczywistych sprzeczności. Lewicy dedykowany był zapewne obszerny fragment o miłości kandydata do państwa socjalnego, ale zaraz okazało się, że ta „socjalna gospodarka rynkowa” nie zdała egzaminu podczas kryzysu, a Europa tak naprawdę potrzebuje konkurencyjnej gospodarki i dyscypliny finansowej, a więc na wydatki socjalne po prostu nie będzie pieniędzy.

Juncker jako człowiek unijnego establishmentu opowiada się za rozwojem unijnych instytucji (nie dodając, że dzieje się to kosztem instytucji narodowych) i ich pogłębioną współpracą. Sama Komisja nie ma być jedynie technicznym „sekretariatem Rady”, ale ciałem „bardziej politycznym” i odzwierciedlającym „pluralizm idei politycznych w Europie”. Nowy szef KE obiecał, że jeśli któryś z kandydatów na komisarzy nie uzyska poparcia eurodeputowanych (będą przesłuchiwani we wrześniu), zostanie wycofany. Przewodniczący nie musi tego robić, gdyż parlament głosować będzie łącznie nad całym składem komisji, lecz ryzykuje wówczas porażkę.

Według Junckera, UE straciła na wiarygodności, oddaliła się od obywateli i potrzebuje szeroko zakrojonych reform. Jednocześnie przyszły szef KE zauważył, że kryzys ostatnich lat jeszcze się nie skończył, choćby dlatego, że 25 mln obywateli UE jest bez pracy („tworzą oni 29. państwo UE”). Receptą mają być programy wspierające inwestycje w ramach pakietów na rzecz wzrostu, konkurencyjności, rozwoju i zatrudnienia. W ciągu pierwszych miesięcy pracy KE 300 mld euro ze środków publicznych i prywatnych ma zostać skierowane na programy rozwoju infrastruktury, energii i usług w internecie. Mówca rzucił nawet hasło ponownego uprzemysłowienia Europy.

Dużo miejsca Juncker poświęcił energii. – Trzeba zreorganizować politykę energetyczną Europy. Potrzebna jest unia energetyczna i polityka klimatyczna – stwierdził. To ostanie zdanie to jednocześnie dobra i zła wiadomość dla Polski. Warszawa zabiega o koordynację polityki energetycznej, ale jednocześnie z niepokojem patrzymy na nowe pomysły w ramach wątpliwej naukowo walki ze zmianami klimatu, które sprowadzają się do rozwiązań uderzających w nasz przemysł. Juncker chce stawiać na energię odnawialną i poprzez dywersyfikację zredukować „wysoką zależność energetyczną niektórych państw członkowskich”.

Były premier Luksemburga jest entuzjastą wspólnej europejskiej waluty. Sam był szefem grupy państw strefy euro i przypisuje sobie jako sukces utrzymanie unii walutowej w okresie kryzysu oraz niedopuszczenie do odejścia z niej Grecji („To było jak gaszenie pożaru samolotu w czasie lotu”). Jednak zgodził się, że działania tzw. trojki (KE, MFW i EBC) w tej sprawie nie były doskonałe – brakowało im demokratycznego umocowania i uwzględnienia czynników społecznych. Juncker to zwolennik coraz większej władzy Brukseli nad pieniądzem w Europie. Jest za „unią rynków kapitałowych”, koordynacją polityk gospodarczych państw członkowskich oraz jednolitą płacą minimalną.

W końcowej części wystąpienia Luksemburczyk chciał wymienić tak wiele spraw, że praktycznie niewiele z tego wynikało. W jednym zdaniu zawarł na przykład pomoc dla Ukrainy i dla… Afryki. Polityka zagraniczna ma w ogóle być aktywna, ale właściwie nie wiadomo jaka. UE ma walczyć z monopolami, unikaniem podatków i praniem brudnych pieniędzy; zniknąć mają opłaty roamingowe w rozmowach przez telefony komórkowe, pojawią się ułatwienia dla handlu w internecie. Unia ma też mieć wspólną politykę azylową i imigracyjną. Większą współpracę trzeba podjąć w zakresie spraw obronnych (np. w zakupach sprzętu), ale nie może to odbywać się wbrew NATO.

Debata parlamentarna sprowadzała się do wypowiedzi liderów grup. Manfred Weber (niemiecka CSU) w imieniu EPP przedstawił kandydata jako człowieka dojrzałego i doświadczonego, gotowego do dialogu i kompromisu.

Członkowie frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w większości wstrzymali się od głosu (co w praktyce oznacza głosowanie przeciw). Ich lider, Brytyjczyk Syed Kamall zarzucił Junckerowi anachronizm idei. Zauważył też, że kandydat różnym grupom mówi co innego, a jeszcze inaczej wypowiada się na posiedzeniu plenarnym („Chcemy poznać prawdziwego pana Junckera”). Tak czy inaczej – uważa Kamall – układ (deal) pomiędzy EPP a lewicą „został już zawarty i teraz pora na podział łupów”, zaś rzekomo bardziej demokratyczne rozwiązanie w traktacie lizbońskim wcale temu nie zapobiegło. Konserwatyści chcą „Europy współpracy, a nie centralizacji”.

Piotr Falkowski
Nasz Dziennik, 16 lipca 2014

Autor: mj