Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Hanna Wujkowska, lekarz, bioetyk

Treść

Pierwsze skojarzenie, jakie mi się nasuwa, jest takie, że to chyba bardzo "kiepscy fachowcy" zajmują się terapią hormonalną kobiet. To są ludzie, którzy chcą za wszelką cenę uzyskać pieniądze za działania w sferze in vitro. Nie można podchodzić do człowieka jak do przemysłu czy biznesu. Przecież każdy lekarz, który zajmuje się leczeniem kobiet, wie, że jakakolwiek ingerencja hormonalna wiąże się ze skutkami ubocznymi. Kobieta wówczas źle się czuje, jest rozchwiana emocjonalnie. Chociaż my, lekarze, wiemy o tym od lat, to jednak milczą o tym media i niektóre gremia naukowe. Podobnie jest w kwestii syndromu postaborcyjnego. Każde zaburzenie w gospodarce hormonalnej wpływa bardzo negatywnie na stan psychiczny kobiety, zwyżka lub spadek hormonów bardzo źle wpływają na układ nerwowy. Pomijam już to, że kobiety poddane stymulacji hormonalnej częściej chorują na raka piersi czy jajników.

Może tak jest, ale najpierw wmawia się ludziom, że in vitro wyleczy ich z niepłodności. Tymczasem procedura ta, w dodatku bardzo kosztowna, mimo że nie leczy niczego, wyciąga od ludzi mnóstwo pieniędzy. To żerowanie na nieszczęściu ludzi, którzy chcą mieć dzieci, co jest przecież naturalnym pragnieniem człowieka, którzy są gotowi zapłacić każde pieniądze, by móc mieć dziecko. Wykorzystują to kliniki in vitro, windując takie ceny, jak im się podoba. Przecież w tych placówkach trzeba za wszystko zapłacić, poczynając od zwykłego badania krwi i moczu. Wmawia się ludziom, że wyleczy się ich z niepłodności.
A przecież tam, gdzie jest bezpłodność, nie pomoże żadna technologia. Natomiast są przypadki niepłodności, które można leczyć zwykłą obserwacją cyklu czy też operacyjnie. Pomocy kobietom udzielają też organizacje czy stowarzyszenia, które sprzeciwiają się in vitro. One to oferują bezpłatną pomoc tym poranionym ludziom, podchodząc do ich problemów odpowiedzialnie, z troską i z miłością. not. Amb
"Nasz Dziennik" 2009-01-30

Autor: wa