Jak na wulkanie
Treść
Coraz gorszy przejazd przez największe osuwisko w mieście
Mieszkańcy Falkowej, osiedla położonego przy największym osuwisku popowodziowym w Nowym Sączu, wciąż czekają na utwardzenie kilkusetmetrowego odcinka drogi. Prowizoryczne posypywanie żwirem niewiele pomaga, samochody w obawie o uszkodzenie podwozia pełzną jeden za drugim. Jest jednak nadzieja, że to się zmieni.
Dokładnie pięć lat temu mieszkańców dzielnicy Falkowa w Nowym Sączu obudziła najpierw lawina wody z nieba, potem przerażeni zobaczyli, jak cały krajobraz drgnął i ruszył w kierunku ul. Jamnickiej. Pod wpływem ruchów ziemi pękały ściany domów, jeden tragicznie zwisł przepołowiony nad urwiskiem, inny zapadł się w nie bezpowrotnie.
- Spaliśmy jak mysz na pudle, ale jakoś Opatrzność nas ustrzegła od katastrofy - mówią jedni z sąsiadów miejsca, w którym las, wąwóz i szosa z przystankiem autobusowym, osunęły się kilkaset metrów w dół.
Po wstępnym zabezpieczeniu terenu i jego odwodnieniu zarządzono badania geologiczne. Okazało się, że osuwisko jest głębokie na kilkadziesiąt metrów i choć ustabilizowało się, zawsze kiedyś może ruszyć. Czyli takie życie na nieczynnym wulkanie. Gwarancji nie ma.
- Mamy tam zainstalowane inklinometry - powiedział nam wczoraj Zygmunt Pawlak, dyrektor Wydziału Inwestycji Miejskich w Nowym Sączu. - Monitorujemy stale ten teren. Przez te minione pięć lat nie mamy dowodów, by działo się coś niepokojącego.
Tymczasem przez osuwisko przebiega trasa na Mystków. Ostatnio ruch na niej coraz większy. Jeżdżą po niej dwa autobusy miejskie: nr 14 do zamorskiej kolonii Chełmca czyli Kunowa oraz nr 15 do Mszalnicy. Na osuwisku, gdzie wciąż nie ma asfaltu, wszyscy raptownie hamują. Wyrwane i wypłukane przez wodę dziury stwarzają obawy o urwanie karoserii.
- To koszmar - mówi kierująca autem młoda kobieta. W samochodzie wiezie komplet pasażerów. - W każdej chwili boję się, że urwę podwozie. Jeździmy często objazdami przez Jamnicką, albo Piątkową.
Wśród mieszkańców, którzy nie stracili nadziei, że coś się zmieni, jest Mateusz Kyć. Nieustannie dopytuje się o poprawę przejazdu na Mystków.
- Poprawialiśmy przejezdność pół roku temu, ale to nie wystarcza - mówi Czesław Żytkowicz, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg.
To zadanie pilotuje dyrektor Pawlak. Ma dla pana Mateusza i jego sąsiadów pomyślne wieści. Dziś wybiera się razem z przedstawicielem Wydziału Zamówień Publicznych na arbitraż, gdyż jeden z wykonawców startujących w przetargu odwołał się. Jeśli sprawę uda się szybko załatwić, to być może jeszcze w sierpniu na Falkowej zaczną się duże roboty drogowe, na blisko 2,5 mln zł. Z MSWiA jest promesa na ponad 2 mln zł na remont i umocnienie dróg, na odwodnienia i założenie oświetlenia.
(WCH)
Dziennik Polski 2006-07-19
Autor: ea