Jak najgorszego złodzieja
Treść
- Na oczach ludzi zostałem potraktowany jak najgorszy złodziej i do tego chory psychicznie - zeznawał wczoraj przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu Sławomir Zając, który sądownie domaga się zadośćuczynienia za pięciogodzinne zatrzymanie na komisariacie w Grybowie w maju bieżącego roku. Zatrzymanie, jak się okazało, bezzasadne, miało miejsce w związku z podejrzeniem kościelnego o kradzież z tacy 100 tys. zł w ciągu trzech lat. Kradzież tak ogromnej sumy zgłosił w maju na policji proboszcz parafii św. Katarzyny w Grybowie Ryszard Sorota. Jak nam wczoraj powiedział, przybył do Grybowa jesienią 2006 roku, rozeznawał się długo w finansach parafialnych i po długich analizach i rozmowach z księżmi i służbą kościelną doszedł do wniosku, że cotygodniowa taca od wiernych na przestrzeni ostatnich trzech lat była systematycznie okradana. Podejrzenie padło na kościelnego, pracującego w kościele od jesieni 2003 roku. Pracę dał mu poprzedni prałat Józef Dudek, obecnie przebywający na emeryturze. Znał go bardzo dobrze, gdyż Sławomir Zając przez lata służył u świętej Katarzyny jako ministrant, potem został lektorem. Wcześniej uczył go religii, gdy chodził do technikum drzewnego. Prałat znał też jego losy zawodowe. Wiedział, że znalazł się w grupie zwolnionych z pracy, gdy upadał grybowski "Stolbud" i że po pół roku skończył mu się zasiłek dla bezrobotnych. Oferta zatrudnienia jako kościelnego przyszła mu w samą porę. Czy była to najtrafniejsza decyzja z punktu widzenia interesów parafii i parafian, to się dopiero okaże w procesie karnym, który niebawem rozpocznie się przed Sądem Rejonowym w Grybowie. Kościelny utrzymuje, że jest niewinny. Przeżył szok, gdy dostał z Gorlic wyrok nakazowy, uznający go winnym i nakazujący zwrot owych 100 tys. zł do parafii z dodatkową zapłatą 8 tys. zł na cel charytatywny. Odwołał się od tego wyroku, co skutkować będzie normalną rozprawą z udziałem wszystkich stron. - Gdybym ukradł tyle pieniędzy, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie mieszkałbym w takich warunkach jak obecnie, nie sprzedawałbym droższego samochodu i nie kupował tańszego, żeby mieć w ubiegłym roku na ślub - mówił nam wczoraj Sławomir Zając. W kwietniu bieżącego roku proboszcz Sorota wezwał kościelnego Zająca do siebie i oznajmił, że zarzuca mu kradzież pieniędzy z coniedzielnej tacy. Według kościelnego padały różne kwoty. W końcu parafia, działając poprzez obecnego proboszcza, oskarżyła go o stałe przywłaszczanie kwot podkradanych z tacy, średnio po tysiąc złotych tygodniowo. Kościelny został zwolniony dyscyplinarnie z pracy. - Czasem było to 700 zł, czasem 1300, różnie - mówił nam wczoraj proboszcz Ryszard Sorota. Tak też to zostało zgłoszone do prokuratury. Stamtąd osobiście jeden z funkcjonariuszy przyniósł dla Sławomira Zająca wezwanie na przesłuchanie. Doszło do niego 15 maja o godz. 9 rano. W przesłuchaniu uczestniczyła jego żona, na co, ku zdziwieniu sądu, funkcjonariusz wyraził zgodę. Według tego, co wczoraj zeznawał były kościelny, przepytywanie go na okoliczność domniemanej kradzieży trwało pół godziny, po czym policjant zarządził przerwę do godz. 11. - Gdy przyszedłem po raz drugi, zobaczyłem, że pod komisariat podjeżdża laweta i zabierają mi mój samochód - opowiadał wczoraj Zając przed sądem. - Po dziesięciu minutach policjant wyszedł, po paru minutach wrócił i powiedział, że z nakazu telefonicznego prokuratury zostaję zatrzymany. Powiedziałem, że jestem na zwolnieniu lekarskim, bo leczę się na depresję nerwową w przychodni psychiatrycznej. Policjant nakazał natychmiastowe dostarczenie dokumentów lekarskich. Przywiózł je z Nowego Sącza mój szwagier. Po wyjściu z sądu były pracownik grybowskiej parafii wyjaśniał nam, że gdy się dowiedział, że proboszcz żąda od niego tak ogromnych pieniędzy, załamał się nerwowo. - Usłyszałem, że zostanę przewieziony do Gorlic do prokuratury na przesłuchanie - kontynuował wczoraj swoje zeznanie przed sądem Sławomir Zając. - Gdy policjant dostał moje dokumenty lekarskie, zarządził przewiezienie mnie do ośrodka zdrowia, żeby lekarka zdecydowała, że mogę być zatrzymany. Zawieźli mnie nieoznakowaną skodą. Policjanci nie byli ubrani w mundury, nie byłem skuty, ale Grybów to mała mieścina. Wszyscy się znają. Zaraz się wieść rozniosła, że przywieźli mnie jak najgorszego złodzieja i jeszcze do tego chorego psychicznie. W protokole zatrzymania Sławomira Zająca można przeczytać adnotację obecnego tego dnia w ośrodku lekarza pediatry, który stwierdził, że pacjent przebywa obecnie pod opieką psychiatry ze względu na zaburzenia depresyjne. "W chwili obecnej nie jest celowe zatrzymywanie pacjenta w policyjnej izbie zatrzymań" - kończy notatkę lekarka. Z dokumentów i oględzin lekarskich policjant zrozumiał tyle, że przesłuchiwany jest chory psychicznie i co wpisał do protokołu. Ponadto w rubryce przyczyna zatrzymania zanotował: "Istnieje uzasadniona obawa ukrywania się". Tego samego dnia, po południu do sądu gorlickiego dotarło wypisane przez kościelnego zażalenie na zatrzymanie. Odpowiedź z Wydziału II Karnego Sądu Rejonowego w Gorlicach nadeszła 25 maja. Można dowiedzieć się z niej, że nie tylko zatrzymanie podejrzanego było bezzasadne, ale także z ustaleń nie wynika, by prokurator je w ogóle zarządził. "W stosunku do Sławomira Zająca nie było podstaw do zatrzymania - czytamy w uzasadnieniu postanowienia sądu w Gorlicach. - Z akt sprawy nie wynika, aby zachodziła obawa ucieczki lub ukrycia się. Zgłosił się wraz z żoną do KP Grybów, został w tym dniu dwukrotnie przesłuchany, do protokołu podał wszystkie aktualne miejsca pobytu. Nie było obawy zacierania śladów przestępstwa. Z akt sprawy nie wynika, aby prokurator zarządził zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie osoby podejrzanej." Kto wobec tego zdecydował o kilkugodzinnym osadzeniu kościelnego w izbie zatrzymań? Na czyje polecenie zabrano mu samochód na poczet domniemanego długu wobec parafii? Być może sprawy te wyjaśni funkcjonariusz policji Leszek G., który otrzyma wezwanie jako świadek w połowie stycznia do Sądu Okręgowego w Nowym Sączu na przerwaną wczoraj rozprawę. Niezależnie od niej odbędzie się postępowanie karne w Gorlicach, które ostatecznie wyjaśni rolę Sławomira Zająca w całej aferze ze znikaniem pieniędzy z kościelnej tacy. Proboszcz Ryszard Sorota zgodził się wczoraj ujawnić pewne szczegóły dotyczące tej niezwykłej sprawy. Jednak w ostatniej chwili, po konsultacji z prawnikami i swoimi zwierzchnikami, postanowił na tym etapie nie udzielać żadnych informacji. (WCH) "Dziennik Polski" 2007-12-07
Autor: wa