Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jak Piotr Farfał pomógł PO zdewastować ideę pożytku mediów publicznych

Treść

Choć w walce o kształt mediów publicznych ich władze, wywodzące się z LPR i Samoobrony, raczej nie zabierały głosu, to jednak za cenę zachowania swoich stanowisk oraz wpływów partyjnych dokonały niespotykanej po 1989 roku czystki kadrowej. W służbie partii rządzącej usunięto niewygodnych ludzi kojarzonych z PiS. Oczywiście w zmianach personalnych, jeśli są uzasadnione merytorycznie, nie ma niczego złego. Szkoda tylko, że nowy zarząd TVP nie był w stanie zawalczyć o nową, bardziej "misyjną" ramówkę stacji.

- Za cenę utrzymania stanowisk i swoich wpływów władze mediów publicznych, czyli praktycznie LPR i Samoobrona, wyczyściły je w sposób bezprecedensowy. Ja znam 60 osób, dobrych i niezależnych dziennikarzy, których wyrzucono z pracy. Takiej czystki po 1989 roku nie było. Wyczyszczono ludzi z klucza, który nazywam "odchyleniem PiS-owskim" - podkreśla w rozmowie z nami red. Wojciech Reszczyński, były wiceszef Informacyjnej Agencji Radiowej Polskiego Radia. Jak zauważył, zwolnienia choć idą na konto LPR, to jednak wyraźnie widać, że przyjęty w nich "anty-PiS-owski" klucz jest zgodny z linią polityczną ekipy rządzącej. W zamian do łask przywracani są "specjaliści" pamiętający świetność mediów reżimowych.
Rewolucji w mediach publicznych towarzyszą frazesy o zdejmowaniu ze społeczeństwa ciężaru abonamentu, przejmowaniu przez nie spraw we własne ręce i odpolitycznieniu mediów. - Te hasła są powtarzane, ale to zwalniane miejsce nie wypełnia się społeczeństwem obywatelskim, a wypełnia się kiepskim państwem - dodał Reszczyński. Jak zauważył, filozofia zniesienia abonamentu lansowana przez premiera Donalda Tuska w praktyce sprowadza się do odebrania władztwa nad mediami publicznymi społeczeństwu. - Odbywa się to pod hasłami uwolnienia społeczeństwa od haraczy, daniny i mediów od polityki, a z drugiej strony to społeczeństwo musi utrzymywać te media z budżetu, w którym - jak się okazuje - nie ma pieniędzy na media - zauważył.
W ocenie Reszczyńskiego, obywatele zbytnio nie narzekali na wysokość abonamentu RTV i choć nie wszyscy go płacili, to sprawę można było rozwiązać, polepszając metody ściągalności opłaty. "Zawieszenie" mediów publicznych na budżecie powoduje, że wkrótce pojawią się głosy, iż są ważniejsze wydatki, a media kosztują za dużo. Będzie także awantura o to, ile pieniędzy można na ten cel przeznaczyć. Oddanie decyzji o finansowaniu mediów obnaża także mit ich odpartyjnienia. - Następuje jeszcze większe upartyjnienie. Bo czym jest ustalanie wysokości finansowania mediów przez budżet państwa uchwalany przez Sejm, a który sporządza minister finansów? Sejm zatwierdza budżet większością rządową. Oznacza to, że jeden minister ustali kwotę, którą jego koledzy z koalicji zaklepią - dodał. Wprawdzie mediami nie będzie rządziło biuro polityczne partii, ale będzie premier, który nie jest ani ekonomistą, ani specjalistą od mediów.
W ocenie medioznawców, tego typu rozwiązania doprowadzą do marginalizacji mediów publicznych i ich likwidacji. - Wydaje mi się, że cały ten proces będzie odbywał się bardzo powoli, nie będzie rewolucji. Media publiczne będą sukcesywnie okrajane, wyciszane. Koniec jest tylko kwestią czasu - zauważyła dr Hanna Karp, mediozawca WSKSiM w Toruniu.
Ten proces wydaje się jednak dobrze przemyślany. - Sprawa wygląda tak, jakby pomiędzy ekipą rządzącą a mediami komercyjnymi istniała niepisana umowa. Po osłabieniu mediów publicznych media prywatne otrzymają ogromny rynek do zagarnięcia wart miliardy złotych - zauważył Reszczyński. W jego ocenie, marginalizacja mediów publicznych wpisuje się w ogólną politykę obecnej władzy, która chce doprowadzić do całkowitej wyprzedaży wszystkiego, co jest związane z "masą narodową". - Pozbyliśmy się przemysłu stoczniowego, hutniczego, pozbywamy się mediów, służby zdrowia i szkolnictwa państwowego. Kolejnym krokiem będzie przejmowanie tego majątku przez zamożne osoby prywatne. Tu chodzi o to, by doprowadzić do komercjalizacji mediów publicznych, za którą kryje się prywatyzacja. Wejdzie inwestor i będzie ustalał programy przez ludzi, których sam sobie dobierze - dodał. Zdaniem Reszczyńskiego, koniec mediów publicznych jest bliski, bo kiedy w życie wejdzie ustawa o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych, 16 rozgłośni regionalnych zostanie podporządkowanych lokalnej władzy. Oznacza to, że żadna krytyka nie przekroczy progu regionu, bo zostanie zdławiona już w samym zarodku.
W ocenie dr Karp, zmiany w mediach publicznych odbywają się z pominięciem głosu społeczeństwa, które zostało skutecznie uśpione albo nie ma siły przebicia. Także opozycja nie ma w tej sprawie odpowiednio mocnego głosu. - Mam wrażenie, że stoimy przed ścianą i nie ma siły, która potrafiłaby zapobiec niszczeniu mediów publicznych - dodała.
Marcin Austyn
"Nasz Dziennik" 2009-06-25

Autor: wa