Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jesteśmy, by leczyć rany

Treść

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Z ks. abp. Stanisławem Gądeckim rozmawiają ks. Leszek Gęsiak SJ z Radia Watykańskiego i Marcin Perłowski z „Naszego Dziennika”

Księże Arcybiskupie, spotykamy się po bardzo ważnym etapie pracy Kościoła, po zakończeniu bardzo ważnego synodu. Proszę o pierwsze refleksje i podsumowanie tego, co wydarzyło się w auli synodalnej w ostatnich dniach, a zwłaszcza w końcówce obrad.

– Gdy myślę o tych dwóch tygodniach synodalnych, chciałbym zwrócić uwagę na trzystopniowość, która towarzyszyła temu, podobnie jak innym synodom. Na początku: „Relacja ante disceptationem”, która została przedstawiona przez ks. kard. Petera Erdö. Zyskała ona dość duże uznanie ze względu na swoją kompletność i na wyważony sposób przedstawienia problemów związanych z małżeństwem i kazusami specjalnymi, tzn. z małżeństwami regularnymi i małżeństwami nieregularnymi. Ta pierwsza wersja po dyskusji została sformułowana na nowo, z uwzględnieniem głosów, które padły w międzyczasie.

Powstała zatem relacja po dyskusji [Relatio post disceptationem – przyp. red.], która wzburzyła zgromadzenie synodalne i swoim przesłaniem wywołała sporo złego echa na świecie. Szczególnie negatywne echo wywołało ujęcie dwóch, trzech punktów, na których skupiła się prasa międzynarodowa. Była to wersja, z którą wielu ojców synodalnych się nie identyfikowało; przedstawiała wizję odległą od przekonania wielu zgromadzonych. Tłumaczono się później, że trudno jest zsyntetyzować relacje ok. 180 ojców synodalnych. Że „Relatio post disceptationem” musiała zostać opublikowana, bo podczas innych synodów ją publikowano.

Dlatego ojcowie synodalni z dużym napięciem oczekiwali na to, co znajdzie się – po dyskusji w grupach językowych – w trzecim tekście („Relatio Synodi”). W tychże grupach (circuli minores) z większą dokładnością poddano analizie brzmienie poszczególnych punktów. Na koniec prac każda z 10 grup językowych przygotowała riassunto, czyli krótką syntezę swojej pracy. Te dziesięć syntez przedstawiało obraz tematu znacznie odbiegający od tego, co znajdowało się w poprzednim „Relatio post disceptationem”. Po odczytaniu tych syntez powstał problem stosowności ich publikacji, były to bowiem w dalszym ciągu teksty robocze. Ostatecznie jednak zostały one opublikowane w wersjach językowych i przyniosły mediom powód do następnych spekulacji.

Po przedstawieniu syntez pracy grup językowych przystąpiono – z uwzględnieniem ich treści – do zredagowania treści trzeciego tekstu, tym razem już nie w formie tekstu roboczego, ale w formie dokumentu („Relatio Synodi”). Tekst tego „Relatio” został przegłosowany – punkt po punkcie – i przyniósł ulgę. Na 62 punkty tylko 3 nie otrzymały większości kwalifikowanej. 59 punków zostało uznane za sformułowane w sposób odpowiadający dotychczasowemu nauczaniu Kościoła. „Relatio Synodi” zostało przekazane Ojcu Świętemu, a sekretarz synodu obiecał ją opublikować, z wynikami głosowania nad poszczególnymi punktami.

To może z nieco innej strony: po negatywnym oddźwięku wobec drugiej wersji można było odnieść wrażenie walki toczącej się na synodzie. Czy takie było doświadczenie Księdza Arcybiskupa?

– Synod jest pracą pod przewodnictwem Ducha Świętego. Także to, iż 183 ojców synodalnych mówi różne rzeczy, jest wpisane w kolegialność. Zanim zacznie się synod, z góry wiadomo, że – ze względu na różną wrażliwość, przygotowanie i pochodzenie – pojawią się także sprzeczne zdania. Ostatecznie nawet te sprzeczności mają swoje znaczenie, ponieważ one zwracają uwagę na słabe punkty dyskutowanych tematów, które należy skorygować.

Poczucie walki? Nie mam takiego poczucia. Synod to wspólna droga, to kolegialność, to służba Kościołowi każdego i wszystkich. Nie przyjechaliśmy do Rzymu, aby z kimkolwiek walczyć, ale by służyć i to w taki sposób, jaki każdy z nas uważa za najlepszy. Chcieliśmy przedstawić sprawy małżeństwa i rodziny z punktu widzenia własnego doświadczenia duszpasterskiego po to, by Ojciec Święty miał jak najpełniejszy obraz rzeczywistości, by mógł dać jak najlepszą odpowiedź na bolączki dzisiejszego świata.

Jak zatem przebiegały głosowania nad „Relatio Synodi”? Czy podczas końcowych prac doszło do odrzucenia jakichś zaproponowanych punktów?

– Było 183 ojców na 192, którzy byli uprawnieni do głosowania, z czego wynikało, że większość dwóch trzecich stanowiła 123 głosy. Każdy punkt, który zyskał więcej niż 123 głosy, przechodził jako przyjęty przez synod, a każdy, który zyskał mniej – nie przechodził. O wysokim poziomie „Relatio Synodi” świadczy to, że na 62 punkty, z których ten dokument się składa, tylko 3 zostały odrzucone (punkty 52, 53 i 55), nie zyskując kwalifikowanej większości.

Najmniej głosów zyskał punkt 52, dotyczący tych, którzy się rozwiedli, a następnie zawarli związki cywilne, a mieliby otrzymać możliwość przystępowania do sakramentów pokuty i pojednania oraz Eucharystii w sprzeczności z dotychczasową praktyką Kościoła.

Ten punkt stanowił oko cyklonu w całej medialnej propagandzie typu liberalnego, która uprzedzała i towarzyszyła synodowi.

Punkt 53, mówiący o Komunii duchowej, która mogłaby zastąpić ewentualnie Komunię sakramentalną, wzbudził znaki zapytania, dlatego przeznaczono go do dalszego studiowania.

Punkt 55 – który dotyczy osób o orientacji homoseksualnej – z jednej strony podkreśla potrzebę zachowywania delikatności i unikania dyskryminacji wobec tych osób ze względu na ich ludzką godność. Z drugiej strony – wyraźnie podkreślono, że nie istnieje żadna analogia, nawet odległa, między związkami homoseksualnymi oraz planem Bożym dotyczącym małżeństwa i rodziny.

To oznacza, że 59 punktów zostało przyjętych. Jakie są główne linie tego dokumentu?

– Dokument ten jest prosty, skondensowany i to jest jego mocną stroną. Składa się z trzech części.

Pierwsza część jest poświęcona analizie status quo, czyli analizie aktualnej sytuacji małżeństw i rodzin na całym świecie. Nie jest to relacja z tego czy innego kraju, takiej czy innej grupy lub stowarzyszenia, ale relacja usiłująca oddać sytuację, jaka panuje we wszystkich krajach, przez co nabiera dość ogólnego charakteru. Dotyczy to zarówno spraw pozytywnych, jak i negatywnych.

Ten rozdział jest stosunkowo krótki i sprowadzony do niewielu punktów. Przedstawia on najpierw kontekst społeczno-kulturowy (osamotnienie, niemożność spokojnego przeżywania małżeństwa w konfrontacji z trudną sytuacją społeczno-ekonomiczną). Mowa również o wykorzystywaniu seksualnym, przemocy, migracjach, pornografii, prostytucji, o upadku demograficznym i biotechnologiach. Dalej mówi o odpowiedzialności państwa za wspieranie rodzin na płaszczyźnie legislacyjnej. O znaczeniu życia emocjonalnego oraz o wyzwaniach, jakie stoją w tym względzie przed duszpasterstwem.

 

Kolejna część ukazuje dobrą nowinę o rodzinie…

– Druga część dokumentu została najbardziej przepracowana, ponieważ pierwotnie nie zawierała Ewangelii rodziny, czyli nie przedstawiała tego, jak powinien wyglądać ideał chciany przez Chrystusa. Przepracowano tę część w sposób zasadniczy i w rezultacie został zredagowany tekst satysfakcjonujący. Znajdujemy w nim przedstawienie porządku stworzenia i odkupienia. Mowa o Bogu, który leczy i przemienia serca poprzez łaskę.

Oprócz Ewangelii odwołano się tym razem do Magisterium Kościoła. Pojawiło się odniesienie do „Gaudium et spes”, do „Humanae vitae” bł. Papieża Pawła VI, do św. Jana Pawła II i jego „Familiaris consortio”, także do jego katechez i Listu do rodzin „Gratissimum sane”. Dalej odniesiono się do Benedykta XVI („Deus Caritas est” i „Veritas in caritate”), a także do Ojca Świętego Franciszka („Lumen fidei”). Tak Pismo Święte, jak i dokumenty Magisterium Kościoła wspólnie podkreślają, że małżeństwo i rodzina są przede wszystkim wzajemnym darem, darem całkowitym, gdzie Pan Bóg konsekruje miłość małżonków, ofiarując im jednocześnie pomoc w zachowaniu wierności. Za przykład postawiono Rodzinę z Nazaretu.

Nowy wymiar duszpasterstwa rodzin polegałby na zwróceniu uwagi na sprawę małżeństw cywilnych między mężczyznami a kobietami, na małżeństwa tradycyjne i kohabitacje. Kiedy związki te osiągają znaczną stabilność poprzez więź publiczną, kiedy charakteryzują się głębokim uczuciem, odpowiedzialnością w odniesieniu do potomstwa, zdolnością do przezwyciężania prób, wówczas należy im towarzyszyć w rozwoju ku sakramentowi małżeństwa.

Ważną część dokumentu stanowią też wyzwania duszpasterskie.

– Trzecia część dokumentu dotyczy perspektyw duszpasterskich. Mowa tu o głoszeniu Ewangelii rodzinom dzisiaj w różnych kontekstach, zwłaszcza w tych najbardziej pilnych. O ewangelizacji, prymacie łaski i nawróceniu misyjnym, a jednocześnie o kryzysie wiary i silnej wierze, która nie poddaje się presjom kulturowym. Ponadto traktuje o potrzebie zmiany języka, odwołania się do Pisma Świętego oraz o odnowieniu praktyki pastoralnej. Zwraca uwagę na konieczność radykalnej odnowy praktyki duszpasterskiej, przezwyciężającej spojrzenie indywidualistyczne. Podkreśla potrzebę odnowy formacji kapłanów, diakonów, katechetów i innych pracowników duszpasterskich oraz większe zaangażowanie samych rodzin.

Gdy idzie o narzeczonych, dokument wskazuje na wagę cnót i kładzie nacisk na wzrost cnoty czystości, która stanowi dobre przygotowanie do małżeństwa. Dalej wskazuje na potrzebę większego zaangażowania się całej wspólnoty w pracę duszpasterską, w szczególności na świadectwo samych rodzin, które winny wspierać tych, którzy są słabi. Omawia w tym względzie rolę parafii, stowarzyszeń, ruchów kościelnych, nowych wspólnot. Podkreśla też znaczenie duchowości rodziny, modlitwy i uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii, zachęcając pary do regularnego spotykania się w celu krzewienia rozwoju życia duchowego i solidarności w konkretnych potrzebach życiowych. Wspomina, że liturgie, nabożeństwa i Eucharystie sprawowane dla rodzin, zwłaszcza w rocznicę ślubu, mają istotne znaczenie dla promowania ewangelizacji przez rodzinę.

Wskazuje na potrzebę dialogu pastoralnego z ludźmi żyjącymi w związkach cywilnych czy konkubinatach, z tymi, którzy żyją ad experimentum, lub z małżeństwami tradycyjnymi. Potrzebna jest troska o rodziny zranione (żyjące w separacji, rozwiedzeni, którzy nie zawarli nowych związków, rozwiedzeni w nowych związkach, rodziny z jednym rodzicem). Ważne jest nawiązanie dialogu duszpasterskiego z takimi osobami, aby poznać elementy ich życia, które mogą prowadzić do większego otwarcia na Ewangelię małżeństwa w całej jej pełni.

Nowa wrażliwość dzisiejszego duszpasterstwa polegać ma na wydobyciu elementów pozytywnych, obecnych w małżeństwach cywilnych i – zachowując należne rozróżnienie – w konkubinatach. Potwierdzając jasno przesłanie chrześcijańskie, należy wskazywać także na konstruktywne elementy tych sytuacji, które nie odpowiadają mu jeszcze albo już nie odpowiadają. Mówi także o konieczności przygotowania nowych, pastoralnych dróg, które by towarzyszyły rodzinom rozbitym.

W sposób szczególny odnoszą się do tych sytuacji słowa Papieża Franciszka: „Kościół będzie musiał wprowadzić swoich członków – kapłanów, zakonników i świeckich – do tej ’sztuki towarzyszenia’, aby wszyscy nauczyli się zawsze zdejmować sandały wobec świętej ziemi drugiego (por. Wj 3,5)”.

Na końcu został poruszony temat procedur stwierdzania nieważności małżeństwa, które miałoby mieć przyspieszony rytm. Usprawnienie procedury, oprócz przygotowania dostatecznej liczby odpowiednich pracowników, duchownych i świeckich, poświęcających się temu pierwszoplanowo, wymaga podkreślenia odpowiedzialności biskupa diecezjalnego, który w swej diecezji mógłby powierzyć odpowiednio przygotowanym konsultantom zadanie bezpłatnego doradzania stronom w sprawach ważności ich małżeństwa. Tego rodzaju funkcja może być wypełniana przez urząd lub wykwalifikowane osoby (por. „Dignitas connubii”, art. 113,1).

Osoby rozwiedzione, które jednak nie zawarły nowego związku małżeńskiego, będące często świadkami wierności małżeńskiej, zachęca się do przyjmowania Komunii Świętej, która wspiera je w ich stanie. Parafia i duszpasterze winni towarzyszyć tym osobom troską, zwłaszcza wtedy, gdy mają dzieci lub są w trudnej sytuacji ubóstwa.

W omawianej części dokumentu znajduje się też kwestia Komunii Świętej dla rozwiedzionych?

– W trzeciej części tego dokumentu mowa wreszcie o rozważaniu możliwości dostępu rozwiedzionych, którzy ponownie zawarli związki małżeńskie, do sakramentów pokuty i Eucharystii. Jedni ojcowie synodalni opowiadali się za utrzymaniem obecnej dyscypliny na mocy konstytutywnej więzi między udziałem w Eucharystii a komunią z Kościołem i jego nauczaniem o nierozerwalnym małżeństwie. Inni opowiadali się za przyjęciem do Stołu Eucharystycznego „w pewnych szczególnych sytuacjach i pod ściśle określonymi warunkami, nade wszystko, kiedy chodzi o przypadki nieodwracalne i związane z zobowiązaniami moralnymi wobec dzieci, które mogłyby znosić niesprawiedliwe cierpienia”. Ewentualny dostęp do sakramentów musiałby być poprzedzony procesem pokutnym pod kierunkiem biskupa diecezjalnego.

Sprawę przekazano do dalszego studiowania, wskazując na rozróżnienie między obiektywną sytuacją grzechu a okolicznościami łagodzącymi, zważywszy, że „poczytalność i odpowiedzialność za działanie mogą zostać zmniejszone, a nawet zniesione” na skutek różnych „czynników psychicznych lub społecznych” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 1735).

Te punkty zostały wsparte ostrzeżeniem, by organizacje międzynarodowe nie uwarunkowywały pomocy finansowej dla biednych krajów wprowadzaniem prawa, które pozwoli np. na związki jednopłciowe czy antykoncepcję.

Poruszono także tematy adopcji, edukacji chrześcijańskiej.

Jak zauważył Ksiądz Arcybiskup wcześniej, prace małych grup znacznie przyczyniły się do kształtu końcowego dokumentu. Czy zawarte w wielu sprawozdaniach wątpliwości odnośnie do tzw. stopniowości zostały rozwiązane?

– Zasada „stopniowości” pochodzi z „Familiaris consortio”, ale tam dotyczy ona rozwoju moralnego; w różnych kontekstach, sytuacjach, trzeba zważać na stopniowe dojrzewanie społeczeństwa i świętości różnych ludzi ochrzczonych. Tymczasem ta zasada została zastosowana w tekście „po dyskusji” do zupełnie innego kontekstu. Łatwo pozwoliła ona na rozwiązanie trudnych sytuacji, sprawiając wrażenie, jakoby stan grzeszny miał w sobie coś dobrego.

Zasada „stopniowości” została mocno skrytykowana, podobnie zresztą jak zasada „ziaren słowa” rozproszonych po różnych kulturach i religiach. Nie da się przenosić jednej sytuacji na zupełnie inny poziom i za jej pomocą rozwiązywać zupełnie inne problemy.

Faktycznie, gdybyśmy stosowali te zasady do wszystkich sytuacji, to musielibyśmy się zgodzić ze stwierdzeniami, że homoseksualiści są w stanie ze względu na tkwiące w nich „ziarna dobra” wychować dzieci…

– Synod zasadniczo nic nowego nie powiedział na ten temat. Stwierdzono, że nie istnieje żadna podstawa do porównywania czy zakładania analogii, nawet dalekiej, między związkami homoseksualnymi a planem Bożym dotyczącym małżeństwa i rodziny. Powiedziano też, że nie tylko dorośli, ale również dziecko ma swoje prawa. Ma prawo do wychowania wzajemnie się uzupełniającego przez ojca i matkę. Tego zaś pary jednopłciowe nie są w stanie zapewnić.

Według nauczania Kościoła, mężczyźni i kobiety o skłonnościach homoseksualnych winni być traktowani z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się też unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji

Czy podjęto kwestię nawiązania do grzechu w tekście „Relatio post disceptationem”, którą podnosił Ksiądz Arcybiskup?

– Tak, kwestia ta wracała podczas wewnętrznej dyskusji pośród wielu ojców synodalnych. Stało się tak, ponieważ „Relacja po dyskusji” charakteryzowała się raczej ujęciem socjologicznym aniżeli teologicznym. Być może także dzięki mojemu skromnemu głosowi udało się to uzupełnić.

Księże Arcybiskupie, „Relatio Synodi” nie jest jedynym dokumentem opublikowanym przez synod. Opublikowano tzw. orędzie. Krótsze, ale zawierające mocne przesłanie.

– Tak, zyskało ono dużą przychylność ojców. Orędzie jest – w swoim zamiarze – skierowane do wszystkich rodzin świata, niezależnie od kultury i wiary. Ta wersja została zredagowana przez komitet pracujący pod przewodnictwem ks. kard. Gianfranco Ravasiego, który jest mistrzem w tworzeniu tekstów krótkich, poetyckich, a zarazem głębokich.

W orędziu niektórzy podważali brzmienie ostatniego akapitu, który odnosi się do Komunii Świętej przeznaczonej dla osób rozwiedzionych, którzy zawarli nowe związki. Był to jedyny punkt, który z całego orędzia – do którego ojcowie zgłosili 152 poprawki – był krytykowany za użycie w nim słowa „aktualnie”. Zamiast „aktualnie nie mogą przystępować” do sakramentów pokuty i pojednania, napisano: „Z tego powodu na pierwszym etapie naszego procesu synodalnego zastanawialiśmy się nad towarzyszeniem duszpasterskim i dostępem do sakramentów osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach”.

Odnośnie do Tradycji: gdy jeden z dziennikarzy, powołując się na uwagi Księdza Arcybiskupa, spytał ks. kard. Reinharda Marxa o brak nawiązań do nauczania Jana Pawła II w „Relatio post disceptationem”, ten odpowiedział, że nauczanie Kościoła nie jest statycznym zbiorem zdań…

– Każdy katolik powinien wiedzieć, co znaczy Tradycja w Kościele katolickim. Najpiękniej i najprościej sformułował to Wincenty z Lerynu, który powiedział, że Tradycja to nieustanny rozwój przy niezmienności istoty. Tradycja jest jak dziecko, które nieustannie się rozwija (każdego dnia jest większe, mądrzejsze, dojrzalsze), lecz nigdy nie zmienia swojej istoty (człowiekiem się urodziło i człowiekiem umiera). Nauczanie Kościoła musi nieustannie rozwijać się i dojrzewać, nie zmieniając nic ze swojej istoty, tzn. nie odchodząc w żaden sposób od treści nauki Chrystusa.

Mówiło się, że Papież Franciszek na synodzie milczy, aby się wypowiedzieć na sam koniec. Co powiedział ojcom synodalnym?

– Na koniec Ojciec Święty wygłosił podziękowanie, w którym wspominał o tym, że trzeba z wdzięcznością myśleć o wszystkich, którzy pracowali najwięcej, tzn. o sekretarzu, podsekretarzu, relatorach, sekretarzach specjalnych, przewodniczących, tłumaczach. O tych, którzy przybyli jako audytorzy i delegaci innych wyznań chrześcijańskich. Następnie Papież Franciszek zwrócił uwagę na kolegialność i synodalność, które towarzyszyły temu zgromadzeniu, objawiając się w solidarnej pracy. Sam zresztą na początku zachęcał ojców synodalnych do parresii, czyli do swobodnej wypowiedzi wszystkiego, co ojcowie czują pod tchnieniem Ducha Świętego. Stwierdził, że synod jest w gruncie rzeczy drogą, która przynosi momenty pociechy, rozgoryczenia i dezolacji. Jest on też wystawiony na swego rodzaju pokusy, które nie powinny jednak sprawiać, by uczeń stawał się większy od Mistrza. Wskazywał na właściwe rozeznanie duchów, charakterystyczne dla założyciela jezuitów, św. Ignacego z Loyoli. Mówił też o roli Kościoła, który winien być Kościołem otwartych drzwi, podnosić tych, którzy upadli.

Znalazło to odzwierciedlenie w tych punktach, które mówią o pastoralnym towarzyszeniu parom nieregularnym, o podnoszeniu ich, i pełnym współczuciu dla osób, które zostały porzucone, a teraz dźwigają samotnie wychowanie dzieci, utrzymanie domu. Kościół chce towarzyszyć tym osobom, nie chce nikogo wykluczać, otwiera drzwi i pragnie, aby każdy się w nim odnalazł.

Papież mówił również, że jego zadaniem jest obrona jedności Kościoła, że powinien karmić Lud Boży i podnosić pogubione owieczki. Wspomniał o tym, że jego zadaniem jest miłowanie, wzywanie do miłowania i do nieskończonego miłosierdzia. My wszyscy jesteśmy sługami Kościoła, a on jest Najwyższym Sługą.

Mamy cały rok na dojrzewanie tego, co zostało zasiane na tym synodzie – mamy czas, by to rosło. Zwrócił przy tym uwagę, iż „Relacja”, która zostanie opublikowana („Relatio Synodi”), winna zostać przekazana Konferencjom Episkopatów wszystkich krajów i być przyjęta jako lineamenta do następnego zwyczajnego synodu w roku 2015.

Synod kończy się beatyfikacją Papieża Pawła VI. Czy to jest postać symboliczna w kontekście tego, o czym była mowa na synodzie? Jak skomentować tę uroczystość, szczególną dla Kościoła, podsumowującą prace synodu o rodzinie?

– Myślę, że jest to wydarzenie symptomatyczne przynajmniej z dwóch względów. Najpierw z uwagi na pracę, jaką wykonał Paweł VI, począwszy od drugiej sesji soborowej w atmosferze, w której Kościół wydawał się barką rzucaną przez wiatry na wszystkie strony i zdawał się tonąć. Łatwiej było zacząć sobór, aniżeli go dokończyć. On zdawał sobie sprawę z tego, że w takich okolicznościach bardzo łatwo można rozbić jedność Kościoła. On to wszystko wiedział i wykonał tytaniczną pracę jednoczenia.

Synod jest wydarzeniem o mniejszym wymiarze aniżeli sobór. Tam uczestniczyło ponad 2000 ludzi, tutaj w sumie niecałe 300. Łatwiejsze jest prowadzenie synodu, ale w punktach spornych także należy zachować równowagę ducha i nie dać się pociągnąć ekstremizmom. W tym widzę pewną analogię między synodem a pracą wykonaną przez Papieża Pawła VI.

Drugim punktem stycznym jest niewątpliwie „Humanae vitae”. Papież z tego tytułu zniósł wiele przykrości, szczególnie ze strony tych organizacji, które chciały pomniejszyć wzrost demograficzny w krajach Trzeciego Świata. W rezultacie odbiło się to rykoszetem w krajach bogatych i dzisiaj ich stan jest gorszy niż dawniej tzw. krajów Trzeciego Świata.

Dla mnie Papież Paweł VI jest bardzo bliski. Zaczynałem studia w Rzymie, gdy jeszcze żył. Z zapałem słuchałem jego homilii i podziwiałem jego erudycję. Rozum współpracujący z wiarą.

Księże Arcybiskupie, wiemy, że ten synod, synod nadzwyczajny, to dopiero początek drogi. Za rok czeka nas synod zwyczajny. Ksiądz Arcybiskup wraca do Polski, do polskiego Kościoła. Co Kościół w Polsce teraz zrobi z tymi postanowieniami?

– Pierwszym krokiem jest przedstawienie tego tekstu Konferencji Episkopatu Polski. Drugim krokiem musi być pochylenie się nad tymi tekstami od strony intelektualnej. Następnie zastanowienie się, jakie postanowienia duszpasterskie winny z tego wynikać. W końcu, jak przenieść je – również przez ogólnopolski program duszpasterski – na wszystkie parafie, stowarzyszenia i ruchy kościelne. Jak zaangażować duchowieństwo, zakony, wiernych świeckich, a w szczególności zdrowe rodziny do towarzyszenia tym, którzy są w trudnej sytuacji.

Czy widzi Ksiądz Arcybiskup już teraz jakieś konkretne problemy i przeszkody, z jakimi trzeba będzie się zmierzyć w Polsce?

– Trzeba pracować od podstaw, pracować solidnie i wtedy – jeśli Pan Bóg pobłogosławi – możemy oczekiwać na dobre owoce. Trzeba zapalić do tego w pierwszym rzędzie księży, katechetki i katechetów. Zaangażować stowarzyszenia prorodzinne, aby – według wskazań synodalnych – podjąć ścieżki duszpasterskie, które dźwigałyby duchowo nasze rodziny.

Trzeba pogratulować i podziękować dobrym rodzinom za ich świadectwo, jakie składają wobec Kościoła i świata. Duch Święty pomaga w życiu sakramentalnym: człowiek nie jest wtedy sam. Jest obdarzany łaską, która go wspiera, i nie może upaść, jeżeli jest otwarty na łaskę. Trzeba pracować dużo, współpracując z mediami o dobrej woli.

Te dwa tygodnie to była bardzo ciężka praca. My, przyglądając się z boku pracom ojców synodalnych, podziwialiśmy i siły fizyczne, i determinację w tym, by rzeczywiście ten synod przyniósł duże owoce. Czy Ksiądz Arcybiskup osobiście jest z tych obrad zadowolony i czy przyniosły one taki owoc, jakiego się Ksiądz Arcybiskup spodziewał przed przyjazdem do Rzymu?

– Jestem bardzo zadowolony, ponieważ obrady były rzeczywiście prowadzone w duchu otwartości. Efekt końcowy jest według mnie taki, jaki na tym etapie był możliwy do osiągnięcia. Być może wysiłek nie był tak wielki, jak na poprzednich synodach, które trwały trzy tygodnie, ten trwał tylko dwa tygodnie, ale tym razem omawiana materia była dość delikatna i trudna; każde dotknięcie rany jest rzeczą bolesną. Lecz my jesteśmy po to, by rany leczyć, a nie rozdzierać.

Życzymy dużo siły i światła, by te postanowienia wskazały pewną drogę na przygotowania do synodu zwyczajnego, który czeka nas już za rok.

– Poza pracą duszpasterską jest do wykonania poważna praca naukowa, wniknięcie w kwestie kontrowersyjne. One muszą być wyjaśnione od początku do końca. Przede wszystkim Komunia Święta dla rozwiedzionych, którzy zawarli nowe związki małżeńskie, sprawa stwierdzenia nieważności małżeństwa. To są dwa główne punkty, które winny być jasne dla każdego.

Dziękujemy za rozmowę.

ks. Leszek Gęsiak SJ i Marcin Perłowski
Nasz Dziennik, 28 października 2014

Autor: mj