Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kartki na szkołę

Treść

Polskie Stronnictwo Ludowe jest przeciwne wprowadzeniu w Polsce bonu oświatowego. - Stracą na tym małe wiejskie szkoły - przekonuje Tadeusz Sławecki, poseł PSL. - Te obawy wynikają zapewne z niezrozumienia idei bonu - podejrzewa Jerzy Lackowski, który w powstającym rządzie będzie prawdopodobnie doradcą nowej minister edukacji. Wprowadzenie bonu oświatowego to jeden z istotnych punktów programu Platformy Obywatelskiej. Bon to pieniądze idące za uczniem, przekazywane z budżetu gminy na konto szkoły, którą uczeń wybierze. Obecnie szkoły finansowane są w oparciu o liczbę klas i zatrudnionych nauczycieli. Po wprowadzeniu bonu ich fundusze będą uzależnione przede wszystkim od liczby uczniów. Przy okazji zniesiona zostanie rejonizacja i rodzice będą mogli dowolnie decydować o wyborze szkoły dla swojego dziecka. - Pieniądze z bonu będą przypisane do ucznia i dostanie je każda szkoła, którą on wybierze, nawet prywatna - wyjaśnia Krystyna Szumilas, posłanka PO. - Szkoły prywatne nie będą już miały potrzeby pobierania dodatkowych opłat od uczniów i każdego będzie stać na naukę w takiej placówce - dodaje Małgorzata Jantos, krakowska radna PO, propagatorka idei bonu edukacyjnego. - Uczniowie będą wybierać szkołę, tak jak wybierają sklep, w którym robią zakupy, a o istnieniu placówki będą decydowały prawa wolnego rynku. Słabe szkoły, którym nie uda się przyciągnąć do siebie odpowiedniej liczby uczniów, po prostu przestaną istnieć, a te najlepsze, które będą cieszyć się największym zainteresowaniem, będą się rozwijać, stawiać nowe budynki i uruchamiać filie - przekonuje Małgorzata Jantos. Tego właśnie obawiają się posłowie PSL. - Na bonie stracą wiejskie szkoły, w których jest zwykle mniej uczniów niż w wielkomiejskich molochach. Dlatego PSL jest przeciwko wprowadzeniu bonu - podkreśla Tadeusz Sławecki, poseł PSL, odpowiedzialny w partii za sprawy związane z oświatą. Te obawy podzielają również dyrektorzy wiejskich szkół. - PSL ma rację, po wprowadzeniu bonu oświatowego dostaniemy mniej pieniędzy i nie będziemy mogli utrzymać szkoły - martwi się Bernadetta Paszkowska, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 2 w Woli Rzędzińskiej (powiat tarnowski). Co więcej, jak podkreślają dyrektorzy wiejskich szkół, na wsi i w małych miejscowościach dzieci i tak nie mają wielkiego wyboru, idą po prostu do jedynej szkoły w okolicy. - Te obawy wynikają z niezrozumienia idei bonu oświatowego - twierdzi Jerzy Lackowski, wieloletni małopolski kurator oświaty, który w nowym rządzie będzie prawdopodobnie doradzał minister edukacji Katarzynie Hall. - Bon oświatowy to taki papier wartościowy, w którym ujęte są koszty kształcenia ucznia w danej szkole. Jego wartość będzie uzależniona od rodzaju szkoły, ale także jej położenia. Wiejskie szkoły, w których uczy się niewielu uczniów, będą dostawały bony o większej wartości. Myślę, że powinno to być przynajmniej o połowę więcej. Posłowie PSL byliby skłonni zgodzić się na taką propozycję. - To rzeczywiście jest jakieś sensowne rozwiązanie - przyznaje Tadeusz Sławecki i zapewnia, że z powodu bonu edukacyjnego na pewno nie rozpadnie się koalicja PO-PSL. Podobne nadzieje ma Krystyna Szumilas. - Jestem przekonana, że dojdziemy w tej sprawie do porozumienia i PSL zgodzi się z naszą argumentacją - mówi posłanka. - W przyszłym roku dopracujemy szczegóły tego planu, który funkcjonuje na razie jedynie w zarysie, i być może uda się wprowadzić bon już w 2009 r. ANNA KOLET-ICIEK "Dziennik Polski" 2007-11-14

Autor: wa