Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kobieta na marginesie

Treść

Kilka kroków od dworca PKS, przy ruchliwej ulicy Długosza, w lokalu bez prądu i bez ogrzewania, egzystuje pani Bożena. Trudno mówić, że tam mieszka, bo obskurne pomieszczenie, które zajmuje, nie zasługuje na miano mieszkania. To raczej nora, bez klamki w połatanych dyktą drzwiach, z zapchanym sedesem w sieni, z oknem w jedynym pokoju, w którym od strony ulicy ktoś wybił szybę. 64-letnia pani Bożena mieszka tam od trzech miesięcy. Musiała wyprowadzić się od córki i od wnuków, do których wprowadził się po wyjściu z więzienia konkubent. Krewni wraz z nią wystawili za drzwi dwa psy - Sonię i Żabkę, dla których też zabrakło miejsca w dwupokojowym mieszkaniu córki, przydzielonym jej z socjalnych zasobów miasta. Cała trójką wywieźli na ul. Długosza, do mieszkania, w którym pani Bożena mieszkała przed chorobą - zanim trafiła do szpitala, z którego córka zabrała ją do siebie. To wąskie brudne pomieszczenie z jednym oknem, wychodzącym na ulicę, z farbą łuszczącą się z pokrytych grzybem ścian. Za całe wyposażenie służą jej tapczan, wersalka, stara szafa, kredens, kilka talerzy i kubków oraz zlew z jednym kurkiem. Jest zimna woda i piec typu angielka. Również zimny, bo pani Bożena nie ma już węgla, który przydzielił jej Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Komuś go pożyczyła i teraz dla niej zabrakło. Całe dnie kobieta spędza w łóżku, bo z powodu choroby stawów chodzenie sprawia jej trudność. Dzieli posłanie z suczką Żabką, którą niedawno ktoś skopał tak bardzo, że miała połamane żebra i nie mogła ani chodzić, ani jeść. Wnuczka pani Bożeny ulitowała się nad wcześniej wywiezionymi z domu psami i zadzwoniła do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, żeby oddali psy w dobre ręce. Ale zanim zwierzęta znalazły domy Sonia zniknęła, a Żabka wróciła ze spaceru w tragicznym stanie. TOZ przysłał na ul. Długosza weterynarza. Ten po zbadaniu psa wyszedł wstrząśnięty warunkami, w jakich w XXI wieku mieszka starsza kobieta w samym centrum miasta. Opatrzył psa, przysłał dla niego leki. Pies ma dobrą opiekę i cały worek suchej karmy (jeszcze od wnuczki), a obok łóżka - miskę ze świeżą wodą. W poniedziałek pani Bożena miała do jedzenia trzy kromki chleba i kostkę masła, którą ktoś z litości dla niej kupił. Nie wychodząc z łóżka smarowała chleb masłem i dzieliła się nim z psem. - Żabka zaczęła w końcu jeść, chyba z nią lepiej - cieszyła się kobieta, przełykając bezzębnymi ustami suchy chleb. Nie miała go czym popić, bo z braku węgla nie może zagrzać wody na herbatę. Zresztą nie ma też za co kupić herbaty. Jej zasiłek pobiera od czasu pobytu matki w szpitalu upoważniona do tego przez nią córka. Do niedawna jeszcze wnuczka przynosiła jej jedzenie, ale od jakiegoś czasu przestała przychodzić. W norze przy ulicy Długosza goszczą za to często amatorzy taniego wina. Po ich wizytach zostają niedopałki papierosów, puste butelki po tanim winie i zatkany klozet, przez co w mieszkaniu unosi się fetor. Kobieta ich nie przepędza. - Czasem napiję się z nimi wina albo piwa. Wódki nie tykam - oznajmia i zaraz potem płacze. Mówi, że z głodu i z zimna. Pani Bożena jest dobrze znana pracownikom socjalnym Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowym Sączu. Zofia Zwolińska Kozak, pracownik MOPS: - Przejęłam ten rejon, wraz z podopiecznymi trzy tygodnie temu i jestem przekonana, że pani Bożena nie powinna zostać w tym obskurnym miejscu. Jest chora, potrzebuje opieki i najlepszym dla niej miejscem jest dom pomocy społecznej, gdzie będzie miała ciepło, posiłki o stałej porze i opiekę lekarką - mówi. Pani Bożena, kiedy o tym słyszy to płacze. Płacze często, jakby akcentowała tym swoją bezsilność. - Boję się, że tam umrę i nikt nawet nie zauważy. Do Zawady za nic nie pójdę - szlocha i opowiada historię o jakiejś krewnej, czy znajomej, która zmarła w DPS ie zapomniana przez rodzinę. Nie wiadomo, czy to prawdziwa historia. Monika Sokołowska z sądeckiego MOPS, która przez kilka lat miała pod opieką m. in. panią Bożenę poszukała dla niej miejsca w Zakładzie Opiekuńczo Leczniczym w Gorlicach. Jest mniejszy niż sądecki DPS. Pani Bożena zgodziła się na wszystkie badania potrzebne, żeby otrzymać skierowanie do takiej placówki. - Wciąż czekamy na odpowiedź, czy zostanie tam przyjęta - mówi pracownica MOPS. Ani podłączenie prądu, ani zakup węgla nie rozwiąże problemów schorowanej kobiety, która nie może w chorobie liczyć na pomoc rodziny. - Trzeba uregulować kwestię jej zasiłku, żeby nie zabierała go córka, która również otrzymuje od nas pomoc. Poproszę panią kierownik, żeby pomogła przyspieszyć przeniesienie tej pani do domu pomocy społecznej w Gorlicach. Tylko jeszcze ona sama musi tego chcieć... - mówi Zofia Zwolińska Kozak. Monika Kowalczyk "Dziennik Polski" 2007-12-05

Autor: wa