Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Krok po kroku do przodu

Treść

Agnieszka Radwańska jest dziesiątą tenisistką świata! To najwyższa pozycja w jej karierze i zarazem najlepsze miejsce, jakie kiedykolwiek zajmowała reprezentantka Polski. Kilka dni temu Isia walczyła w ćwierćfinale wielkoszlemowego turnieju na trawiastych kortach Wimbledonu, za miesiąc pojedzie do Pekinu, gdzie stanie na starcie olimpijskich zmagań. Dziś już mało kto pamięta i zdaje sobie sprawę, że nieco ponad dwa lata temu krakowianka była sklasyfikowana na 309. miejscu na świecie. W maju 2006 r. Agnieszka otrzymała "dziką kartę" od organizatorów warszawskiego turnieju J&S Cup i sprawiła w nim pierwszą w seniorskiej karierze dużą niespodziankę. W pierwszej rundzie pokonała bowiem dwunastą "rakietę" globu, Rosjankę Anastazję Myskinę, potem dotarła do ćwierćfinału, gdzie sprawiła sporo kłopotów jej rodaczce, Jelenie Dementiewej. To był sygnał, iż triumfatorka juniorskiego Wimbledonu może wkrótce zajść tam, gdzie polska tenisistka nie była jeszcze nigdy. Po dwóch latach drogę tę pokonała, a tak naprawdę wciąż jest na jej początku. Ma dopiero 19 lat i całą karierę przed sobą. Z jej talentem, sportową mądrością i głową odporną na wodę sodową można wierzyć i oczekiwać, że swe cele i marzenia zrealizuje. - To kwestia wychowania, kindersztuby, tego, co wynosi się z domu. Poza tym sport uczy pokory. Dziwię się zawodnikom, którym wydaje się, że są pępkiem świata. Przecież i na nich przyjdzie kiedyś czas. Piękno sportu polega na tym, że nie daje żadnych gwarancji. Moja córka jest normalną dziewczyną i wierzę, że pozostanie taka zawsze - mówi Robert Radwański, ojciec i trener najlepszej polskiej tenisistki. Agnieszka trenuje w pocie czoła, robi swoje, odnosi coraz większe sukcesy i nie lubi, gdy zwraca się uwagę na rosnącą liczbę zer na jej koncie. Bo choć zarabia coraz więcej, obrusza się, gdy ktoś (a takich nie brakuje) jej to wytyka. Tenis to zawód, ale zarazem pasja, sprawiająca frajdę i przyjemność. Takie podejście pomaga w pokonywaniu kolejnych przeszkód, a ileż wspaniale zapowiadających się karier zostało przerwanych przez nadmierne zerkanie na stan konta. Pokora i praca - to droga do sukcesu krakowskiej tenisistki. - Fajnie by było, gdyby istniała recepta, "jak zostać numerem jeden". Niestety, życie jest trudniejsze, muszę ciężko trenować po kilka godzin dziennie, ćwiczyć każde uderzenie po kolei, nieustannie się poprawiać w najdrobniejszym nawet szczególe. Postawiłam przez sobą poprzeczkę wysoko i nie chcę zwalniać - przyznaje. Jeszcze niedawno Agnieszka mogła wychodzić na kort bez presji i bagażu oczekiwań. Nie była faworytką, a co za tym idzie wygrany mecz zapisywała po stronie zysków, a porażka nie stanowiła tragedii. Teraz jest już inaczej. Od 2006 r. wygrała cztery turnieje, dwa razy była w ćwierćfinale Wielkiego Szlema (Australian Open i Wimbledon), odprawiała z kwitkiem największe sławy, Amerykankę Venus Williams, Szwajcarkę Martinę Hingis czy Rosjanki Marię Szarapową i Swietłanę Kuzniecową. - Agnieszka ma wszystko to, co powinien posiadać dobry tenisista: zimną krew, konsekwencję, odporność psychiczną. Potrafi pozytywnie myśleć, nie roztkliwia się nad przegraną piłką, tylko walczy o kolejną. Parę meczów wygrała głową, a nie rękami i nogami - mówi tata-trener Radwański. Wszystkie te sukcesy spowodowały, iż błyskawicznie zaczęła piąć się w tenisowej hierarchii. Po wimbledońskim ćwierćfinale dotarła do dziesiątej pozycji i zapewne na niej się nie zatrzyma. Dziś w świecie tenisa kobiet następuje pokoleniowa zmiana. Dawne mistrzynie (Justine Henin, Amelie Mauresmo, Lindsay Davenport) odchodzą, ich miejsce zajmują młode, zdolne dziewczyny. Radwańska jest jedną z nich. Konsekwentnie szlifuje swój talent, wykorzystuje naturalne predyspozycje - niezwykle silną głowę, psychikę, dzięki której potrafi wychodzić z beznadziejnych zdawało się opresji, szybkość, koordynację ruchów, dodając wyjątkową inteligencję, boiskową mądrość i cały repertuar zagrań, po których rywalki dostają bólu głowy. Może zajść bardzo daleko, ale chyba jeszcze nie teraz. W rywalizacji z Sereną Williams nie ma szans, bo nie jest w stanie przeskoczyć bariery nie do przeskoczenia. Dlaczego? Wystarczy popatrzeć na obydwie zawodniczki i wnioski nasuną się same. Zresztą silna niczym tur Serena w optymalnej formie jest poza zasięgiem każdej rywalki. Agnieszka musi spokojnie poczekać, wzmocnić się (rozsądnie) i bardzo, bardzo dużo pracować nad serwisem, który wymaga poprawy, i to rychłej. - Nic nie będziemy jednak robić na siłę, nie mam zamiaru uczynić z córki kulturystki. Nie tędy droga - przyznaje Robert Radwański. Teraz przed Isią kilka tygodni spokojnych treningów, pod koniec lipca zagra w turnieju w Sztokholmie, potem czekają ją igrzyska w Pekinie i US Open. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-07-08

Autor: wa