Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Krwawa klasyka i bunt

Treść

Rozmowa z Waldemarem Malickim, dyrektorem artystycznym Festiwalu Wirtuozerii i Żartu Muzycznego "Fun and Classic", który w najbliższy czwartek rozpoczyna się w nowosądeckim "Sokole"

- Ani się obejrzeliśmy i mamy piąty.

- Bardzo możliwe. Ja już straciłem rachubę w związku ilością "leci", jakie przeżywam co roku.

- Żart muzyczny towarzyszy "Sokołowi" od chwili rozbudowy. Podczas oficjalnej uroczystości pieczętującej decyzję dał Pan swój pierwszy koncert, który stał się zapowiedzią tego, co dziś w karnawale dzieje się na scenach "Sokoła". Czy wówczas myślał Pan, że Nowy Sącz będzie miał taki właśnie festiwal?

- Przeciwnie, pomyślałem, że już nigdy nie wystąpię w Nowym Sączu, bo wtedy zgrałem się ze wszystkiego, co potrafię. Z czasem zacząłem jednak dopraszać innych wykonawców i tak powstało ponad dwadzieścia koncertów, które wspólnie z dyrekcją "Sokoła" wymyślaliśmy. Tak na dobrą sprawę, ten festiwal to jest pomysł Nowego Sącza.

- No i trzyma się kolebki całkiem nieźle. Z roku na rok przybywa mu entuzjastów. Jest pomysł na rozwój?

- Do pewnego momentu był to festiwal żartu muzycznego, potem okazało się, że to się może wyczerpać i dodaliśmy osobny element wirtuozerii, która się nierozłącznie wiąże z pierwszym. Słuchając wykonań wirtuozowskich człowiek się w duchu cieszy, że komuś to tak fantastycznie wychodzi. W tym widzę szanse.

- Światowa orkiestra złożona z ludzi o podobnym jak Pan stosunku do muzyki jest jednak ekskluzywna, bo żeby zażartować, trzeba jednak umieć zagrać.

- To raz, a poza tym trzeba wiedzieć, z czego się żartuje. Ten nasz humor nie ma nic wspólnego z opowiadaniem dowcipów, powiedzmy, o polityce. My próbujemy uczynić żartem różnicę, przykładowo, między Mozartem a Beethovenem, a to wymaga specyficznej wiedzy.

- Czy istnieje jakiś kod porozumienia ludzi, obdarzonych podobną wrażliwością i rozumieniem muzyki?

- Tak. Z tego powodu uwielbiam polską publiczność, bo mamy mnóstwo wspólnych skojarzeń. Wystarczy jedno słowo czy gest i wiadomo, o co chodzi. Staram się zapraszać też takich muzyków.

- Fun stał się classic...

- Oby. Myślę, że wsadziliśmy kij w mrowisko i to mrowisko zmieniło wygląd. Startowaliśmy z pozycji dość powszechnej niechęci. Naruszyliśmy spokój muzeum, zmieniliśmy jego wygląd. Kiedyś byliśmy w z synem w Danii, w muzeum techniki. Można tam było wszystko ruszać, bawić się tym. Syn szalał. Potem ciągle mnie pytał, kiedy pójdziemy do muzeum. W podobny sposób zmienia się dziś słowo filharmonia.

- Pierwszy Pana koncert w Nowym Sączu jedni przyjęli z entuzjazmem, inni z konsternacją. Znakomity krytyk muzyczny Jerzy Waldorff proponował, by budować socjalizm na wesoło. Nie udało się ani na wesoło, ani w ogóle. Pana pomysł na muzykę radosną przebił się. To obowiązująca linia melodyczna dla "Sokoła". Radość ze sztuki, otwartość na wszystko, co intrygujące.

- Wtedy żart był jeszcze niepopularny, a dziś trudno by było podobnie poważną okoliczność oprawić jakąś krwawą klasyką, na przykład kwartetem Haydna. Od dzieciństwa czułem, że mam siniaka na mózgu, że ludzie mnie nie lubią. Więc, żeby polubili, staram się ich rozśmieszyć. Mieszkam autentycznie w dzikim lesie. Mogę sobie pozwolić na anarchię, bez świadków poświrować, a potem wyjść na scenę i się bać.

- Wyobrażam sobie, jak by Pan chciał zagrać coś serio. Teraz miałby Pan dopiero konsternację i bunt.

- Już tak jest. Nie mogę wyjść i zagrać poważnie, bo jest bunt. Ludzie czują się oszukani.

- Co Pan szczególnie poleca w tym roku, oprócz czwartkowej gali pączków?

- Zaprosiliśmy chór. Chór w Polsce kojarzy się strasznie. A ten jest absolutnie niezwykły. Polecam też ostatni wieczór. Co do pozostałych dni, zawsze chciałem gościć Krzysztofa Jakowicza, który jest doskonałym skrzypkiem. Zagramy z nim wirtuozowskie, piękne rzeczy. Tytusa Wojnowicza postanowiłem przemaglować maksymalnie. Wystąpi z dwoma swoimi zespołami. Zastanawiam się sam, czym nas Tytus zbajeruje.

- Tradycją dobrych festiwali jest myślenie o następnym, zanim bieżący się zaczął. Co za rok?

- Przede wszystkim wykonawcy zagraniczni. Jest mnóstwo takich, których chciałbym w Nowym Sączu pokazać. Na razie zapraszam na wszystkie koncerty od czwartku.

Rozmawiał: Wojciech Chmura

"Dziennik Polski" 2006-02-21

Autor: ab