Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Krzyż na Winnej Górze

Treść

Michalina Marczyk, 94-letnia mieszkanka Nowego Sącza, emerytowana nauczycielka, przez lata zamieszkała w Biegonicach: Z radością przeczytałam artykuł "Winna Góra z widokiem". Bo Winna Góra - to moja góra, biegonicka góra. Wyróżnia ją już samo jej usytuowanie. Stoi samotna, kopulasta, w sercu Kotliny Sądeckiej. A z góry rozciąga się piękny widok na horyzont: pasma Beskidu Sądeckiego, za Popradem Radziejową, a przed - Jaworzynę. Nazwa pochodzi od tego, że uprawiano tam niegdyś winorośl. Droga jest mi ta góra, widoczna z okien naszego domu... Chcę opowiedzieć o historii ustawienia na niej krzyża, bo jestem jedyną żyjącą osobą, która te zdarzenia pamięta. Na przełomie XIX i XX wieku ówczesny proboszcz parafii Biegonice i dziekan starosądecki ks. Andrzej Niemiec - uczestnik Powstania Styczniowego i budowniczy kościoła w Biegonicach - chcąc uczcić przełom wieków zwrócił się do ówczesnego właściciela wzgórza pana Pajora, że musi na Winnej Górze stanąć krzyż. Tamten odparł, że nie musi i nie stanie, bo ludzie będą mu deptać trawę, a on na stokach wypasał owce. I krzyża nie postawiono. Stanął na sąsiednim wzniesieniu. W latach 30. XX wieku krzyż spróchniał i zniknął. Do tematu umieszczenia krzyża na Winnej Górze wrócił kolejny proboszcz, ks. Stefan Zalesiński, który objął parafię w Biegonicach w 1933 roku. Postanowił uczcić jubileusz 1900 lat od ukrzyżowania Chrystusa postawieniem krzyża. I udało mu się to. Wówczas już nikt nie stawiał oporu. W Wielki Piątek 1934 roku spod kościoła wyruszyła procesja z krzyżem, który niosły na ramionach różne stany, aż na szczyt Winnej Góry. Odtąd procesje krzyżowe, co roku, aż do 1939 r. udawały się na szczyt. Podczas II wojny światowej krzyż znów niszczał. Potem przyszły lata komunizmu. Ale ja zawsze o tym krzyżu pamiętałam. W latach 70., gdy krzyż zaczął próchnieć i chwiać się, przeraziłam się, że w pewnej chwili upadnie i już go nie będzie na horyzoncie... Napisałam pismo do kurii w Tarnowie, aby postawiono nowy. Rozmawiałam o tym z ówczesnym proboszczem, który mówił, że krzyż ma już gotowy, ale obawia się go osadzić tam na wzgórzu. Podsunęłam mu pomysł, jak to zrobić, żeby uniknąć zainteresowania ówczesnych władz. Otóż doradziłam, by postawić go pod osłoną nocy. I tak zrobiono w latach 80. Ale czas mija i kolejny krzyż próchnieje. Jakaż radość, że otwiera się możliwość postawienia tam metalowego krzyża, który byłby trwalszy i oświetlony. Chcę zaznaczyć, że jestem jedynym świadkiem historii, którą opowiedziałam. Stąd moja radość, podziękowanie i głęboki ukłon dla władz Nowego Sącza za przychylność dla pomysłu wymiany krzyża. Uważam to za dobry znak. Not. (MONK) "Dziennik Polski" 2007-08-24

Autor: wa