Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kto zapłaci za dorsza wyborczego

Treść

Weekend był dla rządu wyjątkowo pracowity. Ministrowie postanowili gremialnie zakończyć partyjną kampanię "Polska w budowie" udziałem w akcji "Błękitna sobota"

Szefowie resortów, m.in.: infrastruktury, nauki i szkolnictwa wyższego, zdrowia, startujący jednocześnie z pierwszych miejsc na listach wyborczych Platformy Obywatelskiej opowiadali o inwestycjach rządu Donalda Tuska i prowadzili akcję agitacyjną. Pytanie - czy kampanię "informacyjną" sfinansowano z pieniędzy podatników, czy z budżetu komitetów wyborczych? Prawnicy podkreślają: wykorzystywanie funkcji publicznej do celów wyborczych jest nadużyciem.
Minister nauki i szkolnictwa wyższego prof. Barbara Kudrycka w Białymstoku, minister zdrowia Ewa Kopacz w Radomiu, minister w kancelarii premiera Tomasz Arabski, minister edukacji narodowej Katarzyna Hall i minister sportu Adam Giersz w Trójmieście, w Łodzi natomiast minister infrastruktury Cezary Grabarczyk - wszyscy wzięli udział w weekendowej akcji "Błękitna sobota" kończącej kampanię informacyjną "Polska w budowie", której celem było - w zamyśle sztabowców PO - pokazanie, jak bardzo Polska w ostatnich latach się zmieniła (co oczywiście jest przedstawiane jako sukces ekipy rządzącej). Nikogo nie dziwi fakt, że ministrowie (będący w głównej mierze również posłami na Sejm) startują w wyborach na kolejną kadencję. Nie dziwi również to, że kandydują oni z list PO. Rodzi się jednak pytanie, czy nie wykorzystują swoich stanowisk w wyborczej walce i jak reguluje tę kwestię prawo. Profesor Krystyna Pawłowicz, prawnik z Wydziału Prawa i Administracji na Uniwersytecie Warszawskim oraz członek Trybunału Stanu, stwierdziła w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że sytuacja wyjściowa kandydata będącego jednocześnie ministrem nie powinna być w jakikolwiek sposób nadużywana i nie powinna być uprzywilejowana.

Raz minister, raz kandydat

- Nie powinno wykorzystywać się ewidentnej przewagi politycznej, która wynika z racji funkcji publicznej, jaką się sprawuje. Oczywiste jest bowiem, że partia rządząca wraz ze swoimi prominentnymi politykami, zwłaszcza ministrami własnego rządu, ma większe możliwości dotarcia z przekazem wyborczym. Nadużycia związane z uczestniczeniem ministrów w kampanii wyborczej mogą wiązać się właśnie z wykorzystywaniem funkcji, którą się pełni w instytucjach państwowych. Takie nadużycia są niezgodne z zasadami demokracji. Jeśli natomiast chodzi o stronę czysto prawną, to należałoby zadać jedno zasadnicze pytanie. Otóż każdy wydatek, który ma związek z kampanią wyborczą, powinien być ujęty w wydatkach finansowych komitetu wyborczego. Jeśli minister podróżuje w ramach kampanii wyborczej za pieniądze resortu, którym kieruje, wówczas mamy do czynienia z bardzo poważnym nadużyciem, ponieważ odbywa się to na koszt wszystkich podatników - podkreśla nasza rozmówczyni. W sytuacji, gdy nic w naszym kraju nie zmienia się na lepsze - wręcz przeciwnie, na własnej skórze możemy odczuć skutki czterech lat rządów Platformy Obywatelskiej - większość ministrów nie ma sobie nic do zarzucenia. Mało tego, swoim kandydowaniem do Sejmu bądź wspieraniem kandydatów startujących z ramienia PO dają wyraz odpowiednio - albo samozadowoleniu, albo kompletnej nieświadomości powagi sytuacji. Czemu akurat teraz politycy partii rządzącej uaktywnili swoje umiejętności informacyjne i ruszyli z pozytywnym obrazem własnych dokonań (ich braku?) w Polskę właśnie miesiąc przed wyborami? Dlaczego przez cztery lata ciężko im było udzielić konkretnej odpowiedzi na pytania opozycji, dziennikarzy, zwykłych ludzi? - Trudno określić działania ministrów Platformy Obywatelskiej, którzy jeżdżą po całym kraju w celach wyborczych, w dodatku w dni wolne od pracy, jako akcję informacyjną mającą na celu pokazanie, co dany resort zrobił dla Polski w ciągu ostatnich czterech lat. Jest to ewidentnie kampania wyborcza, tylko pytanie, kto ją finansuje - komitety wyborcze czy podatnicy - konkluduje prof. Krystyna Pawłowicz. Poza tym warto odnotować, że rzekoma akcja informacyjna w istocie polega na prezentowaniu tego, jak realizowany jest program Platformy, a nie rządu. Pod pretekstem "informacji" o dokonaniach rządu referowany jest program partii Donalda Tuska.
Doktor doc. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista i wykładowca na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, zaznacza, że tak szczegółowymi uregulowaniami Konstytucja się nie zajmuje. - Ustawa Zasadnicza mówi o rzetelności i sprawności instytucji publicznych. Odnosi się to także do wyborów. Również pakty praw człowieka dotykają kwestii rzetelności wyborów. W świetle Konstytucji i w świetle paktów praw człowieka jest niezmiernie ważne, aby wybory oparte były na prawdzie i rzetelności procedur. Służą temu regulacje zawarte w ordynacji wyborczej dotyczące prowadzenia kampanii wyborczej, które polegają na wprowadzaniu pewnych ograniczeń, jak np. zakaz prowadzenia agitacji w urzędach państwowych - wskazuje Piotrowski. Dodaje, że samo pojawienie się ministra czy innego członka rządu w określonym miejscu w czasie kampanii wyborczej nie jest jeszcze agitacją. Musiałby on nakłaniać do głosowania w określony sposób i na kandydata określonego komitetu wyborczego.
Paulina Gajkowska

Nasz Dziennik 2011-09-05

Autor: au