Ładnieś, Józuś, powiedział
Treść
Tu się cłek cuje godnie - stwierdził po góralsku podczas sobotniej gali z okazji 30-lecia Małopolskiego Centrum kultury "Sokół Józef Zatłoka z Czarnego Dunajca. Koncert jubileuszowy został wpisany w Festiwal Wirtuozerii i Żartu Muzycznego Fun and Classic.
- Między kulturą, a godnością można postawić znak równości - mówił były dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury z Czarnego Dunajca. - Musi mieć też godne miejsce, by się spełniać. Tu, w "Sokole", cłek sie cuje godnie i tak też może służyć drugiemu człowiekowi. Jeśli polityk boi się kultury, to tak jakby bał się godności.
Józef Zatłoka ofiarował dyrektorowi Antoniemu Malczakowi zrobionego przez siebie anioła, by czuwał nad "Sokołem" i jego pracownikami.
Przewodniczący Sejmiku Małopolskiego, równocześnie sekretarz powiatu nowosądeckiego Witold Kozłowski do życzeń dołączył zestaw do pisania wniosków grantowych i portmonetkę na unijne pieniądze. Zapewnił, że tak jak dotąd wspierał będzie wszelkie poczynania "Sokoła".
- Kultura, to uprawianie człowieka, tak jak się uprawia rolę - mówił kapelan Święta Dzieci Gór ks. Władysław Zązel. - "Sokół" jest godnym narzędziem w tej uprawie w rękach człowieka, który ma sokołowe oko i umie patrzeć daleko do przodu.
Wśród składających życzenia byli też prezydent Nowego Sącza Józef A. Wiktor, radny wojewódzki z Limanowej Marian Wójtowicz i Krzysztof Kuliś. Wszystkim, którzy w murach "Sokoła" tworzyli przez dziesięciolecia magię tego miejsca, podziękował symbolicznie wiceprzewodniczący Sejmiku, szef Instytutu Europa Karpat, były wiceprezydent Nowego Sącza Leszek Zegzda. Wspomniano go kilkakrotnie, jako osobę, która cały czas w politycznym tle wspomagała dyrekcję w ogromnym wysiłku przebudowy budynku na siedzibę małopolskiej placówki kultury. W pewnym momencie, a trakcie reformy administracyjnej kraju, chciano ją nawet zlikwidować. Odczytany został list okolicznościowy od wojewody Witolda Kochana.
Niekwestionowanym bohaterem jubileuszu był jednak sam dyrektor Antoni Malczak. W ubiegłym roku zbierał wyrazy wdzięczności z upór w wieloletnich staraniach o godziwe lokum dla wojewódzkiego - a potem w randze małopolskiej - domu kultury. Teraz podziękowano mu za 26 lat dyrektorowania z kompetencją i wizją, którą konsekwentnie realizował. Kiedy więc powiedział, że "Sokół" jest za ciasny i że będzie go rozbudowywał, żartów nie było, choć impreza toczyła się jako punkt programu festiwalu Fun nad Classic. Przyjęto to jako pewnik. On sam, wymieniając wieloletnie i liczne grono przyjaciół "Sokoła", tworzących jego wielkość, wzruszył się bardzo.
- Miętki jestem - próbował żartować przez ściśnięte gardło, po czym podążył między rzędy z kwiatami do swojej małżonki, Elżbiety, dziękując jej w ten sposób za lata wsparcia i wyrozumiałości.
Bukietami kwiatów uhonorowano Michała Podgórnego, pierwszego dyrektora wówczas Wojewódzkiego Ośrodka Kultury, a także ówczesne wicedyrektorki Janinę Michalik i Annę Leszczyńską. Wśród słów wdzięczności padły nazwiska osób budujących imprezy, bez których "Sokół" nie miałby tej rangi, którą wypracował: prof. Heleny Łazarskiej, Józefa Brody i Waldemara Malickiego. Nazwisko pierwszej wiąże się nierozłącznie z festiwalem im. Ady Sari, druga postać z nieodłączną trombitą tworzy unikalny w skali światowej klimat festiwalu "Święta Dzieci Gór". Malicki - wiadomo. Mnoży w Sączu z roku na rok fanów klasyki. Do tego stopnia przez pięć lat wyrobił sobie publiczność, że nie cofnął się przed pomysłem ozdobienia koncertu 30-lecia występem trudnego w odbiorze, lecz wirtuozowsko mistrzowskiego zespołu "The Cracow Klezmer Band". Grupa w ciągu niespełna dziesięciu lat istnienia zyskała miano jednego z ciekawszych zjawisk awangardowych na świecie. Perfekcja w każdej nucie, improwizacja, niezwykła technika gry - tymi narzędziami zespół tworzy własne, wyraziste w klimacie i nastroju aranżacje tradycyjnej muzyki bałkańskiej i żydowskiej. Nawet ci, którzy poczuli się nieco znużeni stałym, powtarzającym się rytmem utworów, byli zdania, że jubileusze niekoniecznie trzeba obchodzić z muzyką lekką, łatwą i przyjemną i że trzeba się czasem poddać prezentacji artystycznej, wymagającej skupienia i narzucającej sposób przeżywania.
Trzeba w ogóle stwierdzić na półmetku, że tegoroczny cykl koncertów Fun and Classic ma przewagę wirtuozerii nad żartem. Po repertuarze z lat dawniejszych, który wypełniały popisy gry na grzebieniu, kieliszkach i na czym bądź, występują artyści równie technicznie świetni, lecz nie zapędzający się w żart zbyt łatwy. Tak na przykład wyglądał piątkowy koncert dwóch kwartetów prowadzonych przez oboistę Tytusa Wojnowicza. W "Arundo" wstąpiła znana już bywalcom muzycznego żartowania w "Sokole" Alina Mleczko z nieodłącznym saksofonem. Grała z klarnetem i fagotem, co powodowało razem matowość brzmienia. Nie pomagał też zbytnio zapowiadający utwory Romuald Gołębiowski. Nastrój niedosytu ustąpił w drugiej części piątkowego wieczoru, kiedy to na scenie pojawił się skład grupy "FOURmalina", grający może nie weselej, ale piękniej. Wykonali między innymi mistyczne momentami kompozycje Argentyńczyka Piazzolli oraz Duke'a Ellingtona i zaskakującą nastrojem muzykę bułgarskiego Anonima. Warto zwrócić uwagę na te ostatnie zapędy na Bałkany wielu wykonawców muzyki klasycznej. Ludowe utwory z Rumunii, Serbii i Bułgarii w stylizacjach oczarowują nastrojowością, wprowadzają w ekstazę, podobnie jak ich pierwowzory.
Klezmerskiego Kwartetu z Krakowa Malicki już nie wspomagał słownym dowcipem, gdyż w tym samym czasie grał w Toruniu, by zdążyć z powrotem do Nowego Sącza na niedzielną wspólną grę z Krzysztofem Jakowiczem. Pracuje ostatnio na ogromnym gazie. Z satysfakcją przyjął wiadomość, że jego program telewizyjny, wzorowany na sądeckim festiwalu, zakwalifikowany został na międzynarodowy konkursowy przegląd widowisk rozrywkowych "Róże z Montreaux".
Wracając do jubileuszowej gali, odłożonej z ubiegłorocznego sezonu, zapoczątkował ją w sobotę wernisaż wystawy fotogramów obrazujących całe ogromne przedsięwzięcie, jakim był kilkuletni remont i rozbudowa "Sokoła". W labiryncie tego gmachu, poza dyrektorem i grupą pracowników nikt nie jest w stanie się odnaleźć. Toteż fotografie nie temu służą. Są świadectwem, jak przy obecnej technologii, z kompletnej rudery i zapleśniałych podziemi, można stworzyć najwspanialszy budynek w mieście. Trzeba mieć oczywiście wizję całości oddanych sprawie architektów, którzy nie poprzestają na wzięciu pieniędzy za projekt, ale cały czas współtworzą, zmieniają, poprawiają. Takimi okazali się zarówno Janusz Loesch jak i Marek Kozień. Za recenzję tego, co zrobili, niech posłuży komentarz radnego wojewódzkiego, dyrektora IV LO w Limanowej Mariana Wójtowicza:
- Patrząc na te fotografie wzbiera w mnie chęć remontu mojej szkoły...
"Sokół" narzucił standardy architektoniczne, artystyczne i... towarzyskie, serwując swoim wiernym pracownikom, wolontariuszom i przyjaciołom karnawałowy, elegancki bankiet. Było, wracając do Józka Zatłoki, godnie. O szczegółach z historii poczytać można w przygotowanej przez Marzannę Raińską monografii, wydanej jak kolornik w sklepie z farbami. Każdy dla siebie znajdzie odpowiednią barwę w całej niezwykle urozmaiconej działalności domu kultury z sokołem w herbie.
Wojciech Chmura
"Dziennik Polski" 2006-02-27
Autor: ab