Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Liczyć na kartkach

Treść

I znowu kompromitacja. Nie, nie chodzi mi o kolejną wpadkę rządu czy niestosowne zachowanie któregoś z polityków, ale o wybory uzupełniające do Senatu. Konkretnie o liczenie głosów, jakie oddali wyborcy w trzech okręgach na Mazowszu, Górnym Śląsku i w województwie świętokrzyskim. Okazało się bowiem, że znowu były problemy z systemem informatycznym, jakiego używa Państwowa Komisja Wyborcza, z wprowadzaniem danych dotyczących wyników elekcji senatorów w poszczególnych obwodowych komisjach wyborczych.

A wydawało się, że tym razem pójdzie wszystko bez kłopotów, gdyż głosowanie uzupełniające do izby wyższej zawsze cieszy się umiarkowanym, żeby nie powiedzieć – bardzo słabym, zainteresowaniem wyborców. Tym łatwiej więc powinno przebiegać liczenie głosów, skoro w wielu komisjach zajmowało to ich członkom zaledwie kilka minut. Tymczasem musieliśmy czekać na ostateczne wyniki wiele godzin, bo dopiero wczoraj po godzinie 7.00 poznaliśmy rezultaty wyborów uzupełniających w okręgu rybnickim i mińskim, a jeszcze o 8.00 z mandatu senatora mógł cieszyć się kandydat PSL w Świętokrzyskiem, by kilkadziesiąt minut później dowiedzieć się, że jednak przegrał. Nieznacznie, ale jednak.

Okazuje się, że problemy były związane z funkcjonowaniem programu informatycznego, jaki Państwowa Komisja Wyborcza testowała przed wyborami samorządowymi, które będziemy mieli już za dwa miesiące. Test wypadł bardzo słabo i już powinniśmy zacząć się obawiać o to, jak długo będzie trwało liczenie głosów, gdy będziemy wybierać nowe władze w 16 województwach, ponad 300 powiatach i ponad 2 tysiącach gmin. Tydzień to może być za mało, bo jak się to wszystko zapcha, to będzie totalny paraliż.

Dlatego na miejscu PKW zastanawiałbym się, czy nie zrezygnować z tych wszystkich serwerów i komputerów i po prostu nie przejść na normalne liczenie ręczne, jak to się kolokwialnie mówi: „na piechotę”. Dłużej niż teraz wcale nie będzie, bo i tak przecież komisje obwodowe wszystkie dane mają na papierze i dopiero później wklepują je do komputerów, a te dane później służą do opracowania zbiorczych rezultatów w okręgach wyborczych. Te maszyny jednak najwyraźniej zawodzą, wybory im nie służą, lepiej więc wszystko liczyć jak kiedyś, gdy komputerów nie było. Przynajmniej wszyscy zaoszczędzimy sobie stresów związanych z oczekiwaniem na wyniki.

Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 9 września 2014

Autor: mj