Łóżko, sweter, zupa
Treść
NOWY SĄCZ. Osoby o najniższych dochodach nie są najbardziej pożądanymi pensjonariuszami w domach pomocy społecznej - twierdzi szef Domu Brata Alberta
W Domu Brata Alberta w Nowym Sączu przebywa 38 bezdomnych, przyjętych czasowo do centrum zakwaterowania, liczącego 35 miejsc. Choć teoretycznie nie powinno się tu już przyjmować ludzi, to jednak w taki mróz, jaki jest obecnie, nie ma mowy o tym, by odmówić potrzebującym. Tu, jak podkreśla dyrektor Robert Opoka, przede wszystkim starają się przyjąć człowieka, doraźnie mu pomóc, a potem zastanawiają się, gdzie go ulokować na dłużej.
- U nas nikt nie pyta, skąd bezdomny przychodzi i czy ma przy sobie jakieś pieniądze. Wystarczy, że stanie pod naszą bramą - mówi Robert Opoka, dyrektor Domu Brata Alberta w Nowym Sączu. - Gminy natomiast mają obowiązek utrzymania domów pomocy społecznej i jeśli pensjonariusz lub jego rodzina nie mogą zapłacić za pobyt, spada to na samorząd. Wolą więc mieć takich, którzy gwarantują jakieś opłaty, to naturalne.
Te trzy miejsce dodatkowe dla bezdomnych z ulicy zapewnili członkowie wspólnoty bezdomnych "Emaus", żyjący i pracujący wspólnie od kilku lat w wyremontowanym domu przy ulicy Szwedzkiej. Resztę dostają z centrum zakwaterowania, to znaczy odzież, dostęp do sanitariatów, posiłek, opiekę medyczną, leki, pomoc w wyrobieniu dokumentów i załatwieniu gdzieś miejsca w domu pomocy społecznej, jeśli to jest możliwe. Wszystko zależy od indywidualnego przypadku. Wielu ludzi trafia tu po prostu znikąd. Chcą się tylko przespać, albo zacząć nowe życie.
- W niedzielę o trzeciej nad ranem przed bramą stanął człowiek prosząc o wpuszczenie. Pan Marian, także bezdomny, członek wspólnoty od trzech lat, kierujący przyjęciami w centrum zakwaterowania, wpuścił go oczywiście - opowiada dyrektor Opoka. - Dla wielu podobnych załatwiamy na przykład orzecznictwo lekarskie, dzięki któremu mogą otrzymać renty socjalne. Taki punkt orzecznictwa znajduje się przy Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, z którym dość ściśle współpracujemy. Obserwujemy niestety złą prawidłowość, wynikającą z konsekwencji reformy polityki społecznej. Gminy mają obowiązek utrzymywać domy pomocy społecznej. Osoby o najniższych dochodach nie są więc najbardziej pożądanymi.
Koszt pobytu pensjonariusza w domach pomocy społecznej waha się w granicach 1700-1800 zł. Potwierdza to Stanisława Zwolińska, zajmująca się w MOPS tymi placówkami.
- Podobnie jest w kraju. My jednak, kwalifikując do nich ludzi, nie stawiamy na pierwszym miejscu ich dochodów lub możliwości rodziny - mówi Stanisława Zielińska. - Obserwujemy jednak, że ościenne gminy nie kierują już do nas tak często swoich ludzi. Być może wynika to z posiadania własnych możliwości opieki, a być może dlatego, że brakuje im środków na ewentualne dopłaty do pobytu.
Przepisy mówią, że z dochodów pensjonariusza zabiera się 70 proc. na utrzymanie w dps. Resztę powinna dopłacić rodzina. W wielu wypadkach nie ma mowy ani o rencie czy emeryturze, a i rodzina nie bardzo się kwapi do płacenia. W wielu wypadkach po prostu nie ma pieniędzy.
- Wiemy, że dach nad głową, ciepły posiłek i ciepłe ubranie mogą uratować życie. Sądzę, że nie rozwiązuje to jednak generalnie problemu - twierdzi dyrektor Opoka.
(WCH)
"Dziennik Polski" 2005-02-08
Autor: ab