Przejdź do treści
Przejdź do stopki

MAK zaprasza Włochów na Syberię

Treść

To zupełnie inaczej niż w przypadku polskiego Tu-154M, gdzie nie zdecydowano się na włączenie do badania na miejscu zdarzenia w Smoleńsku Amerykanów, choć większość awioniki samolotu to urządzenia wyprodukowane w USA. Badając wypadek rosyjskiego ATR, Międzypaństwowy Komitet Lotniczy publikuje od poniedziałkowego wieczoru całą serię komunikatów o swoich poczynaniach - zupełnie inaczej niż w przypadku katastrofy polskiego Tu-154M. Analizując wpisy na stronie Komitetu, dowiadujemy się, kiedy komisja udała się na miejsce zdarzenia, kiedy przybyła i co znalazła. MAK rozpoczął badanie przyczyn katastrofy rosyjskiego ATR-72, który rozbił się w poniedziałek pod Tiumenią na Syberii. Odnaleziono już obie czarne skrzynki zniszczonej maszyny. Jedna rejestruje rozmowy i głosy z kabiny pilotów, a druga wybrane parametry techniczne. Wiadomo już, że zapis jest czytelny i obejmuje cały lot ATR, aż do jego uderzenia w ziemię. Także silniki działały do końca, chociaż świadkowie widzieli, iż wyraźnie dymiły.

Przeżyli pasażerowie z centrum
Po uderzeniu o ziemię kadłub rozpadł się na trzy części. Jak się okazuje, przeżyli tylko pasażerowie znajdujący się w środkowej części samolotu. W katastrofie spośród 43 osób na pokładzie 31 poniosło śmierć. Pozostali są w ciężkim stanie z wieloma skomplikowanymi obrażeniami. Niektórych z powodu komplikacji postanowiono przewieźć do specjalistycznych szpitali w Moskwie. O szczęściu może mówić biznesmen z Tiumeni Dmitrij Grigorjew, który był na liście pasażerów, ale w ostatniej chwili źle się poczuł i zrezygnował z lotu. W regionach, w których znajdują się lotniska startu i planowego lądowania samolotu, to jest w obwodzie tiumeńskim i chanty-mansyjskim okręgu autonomicznym, ogłoszono żałobę. Z Tiumeni i okolic docelowego Surgutu pochodzi większość ofiar.

Oblodzenie
Samolot, według dostępnych danych, był sprawny, choć awarię któregoś z systemów śledczy uważają wciąż za jedną z możliwych przyczyn wypadku. ATR przeszedł remont okresowy w Niemczech w 2010 r., a w styczniu przegląd w samej Tiumeni. Marina Bubkina z wydziału Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej zajmującego się sprawami transportu potwierdza, że według wstępnej oceny najbardziej prawdopodobną przyczyną było oblodzenie. Do tego przychylają się też eksperci związani z operatorem maszyny, liniami UTair. Władimir Niesmacznyj, zastępca naczelnika lotniska, poinformował, że załoga zrezygnowała z usługi odladzania samolotu. - Normalnie decyduje o tym dowódca. To jego prawo - tłumaczy. Być może Siergiej Ancin nie zdecydował się na oblanie maszyny płynem przeciwoblodzeniowym z powodu ceny tej procedury: 30 tys. rubli (ponad 3 tys. zł). Instrukcja obsługi nakazuje przeprowadzenie odladzania na lotnisku jedynie wtedy, gdy jeszcze na ziemi jest osad lodu lub śniegu. Z drugiej strony warunki meteorologiczne wskazywały na możliwość oblodzenia. Temperatura wynosiła około zera i spadała, wiatr niósł już chmury, z których w każdej chwili mógł zacząć padać deszcz ze śniegiem. Eksperci twierdzą, że skrzydła pokryły się lodem już podczas długiego kołowania. Być może Ancin liczył, iż wystarczy własna wewnętrzna instalacja przeciwoblodzeniowa samolotu, pneumatyczna. Jednak jak donoszą "Izwiestia", w tym typie statku powietrznego jest ona wyjątkowo słaba, pomyślana dla państw o cieplejszym klimacie.

Błędy w pilotażu
MAK i śledczy biorą też pod uwagę błąd w pilotażu. Załoga nie była zbyt doświadczona. Ancin miał niecałe 28 lat i ok. 2500 godzin nalotu, a drugi pilot Nikita Czechłow tylko 24 lata i dopiero niedawno zakończył naukę. Z drugiej strony, jak zauważa Igor Blinow, były pracownik UTair, lotnicy wyraźnie zdawali sobie sprawę z problemów i próbowali zawrócić na lotnisko. Być może z powodu stresu i pośpiechu nie poinformowali o problemach kontroli lotów. Jednak wykonali kilka manewrów świadczących o próbie uratowania samolotu i pasażerów. Jak podaje MAK, ATR po nabraniu wysokości 210 metrów przechylił się najpierw na prawo powyżej 35 st., a potem na lewo o ponad 50 st. W tej pozycji uderzył w ziemię.
To wszystko są jednak tylko przypuszczenia i wstępne hipotezy, które będą weryfikowane. Na dokładniejsze oficjalne dane należy poczekać kilka miesięcy. Jednak działania MAK różnią się tu zasadniczo od znanych z badania przez tę instytucję katastrofy smoleńskiej. Komisja techniczna zwróciła się o pomoc przy ustalaniu przyczyn katastrofy do służb bezpieczeństwa lotów państw związanych z samolotem. Chodzi o Francję, gdzie ma siedzibę producent, koncern Aerospatiale Alenia, a także Kanadę (silniki) i Wielką Brytanię (samolot zarejestrowano na należących do Zjednoczonego Królestwa Bermudach). W Tiumeni pojawili się też przedstawiciele włoskiej Alenia Aermacchi wchodzącej w skład konsorcjum wytwórcy. To zupełnie inaczej niż w przypadku polskiego Tu-154M, gdzie nie zdecydowano się na włączenie do badania Amerykanów, podczas gdy większość awioniki samolotu to urządzenia wyprodukowane w USA, zainstalowane zamiast oryginalnych produkcji sowieckiej i rosyjskiej. MAK jedynie konsultował się z producentami systemów TAWS i FMS, firmą Universal Avionics.

Piotr Falkowski

Nasz Dziennik Środa, 4 kwietnia 2012, Nr 80 (4315)

Autor: au