Mecz taki sobie, emocje spore
Treść
Toczone po raz piąty w historii trzecioligowe derby okręgu sądeckiego, w które przez trzeci sezon zaangażowane są ekipy Kolejarza i Sandecji, odbyły się tym razem w Stróżach. Gospodarze wykorzystali atut własnego boiska, wygrywając 1-0. Odnieśli w ten sposób swoje drugie zwycięstwo w bratobójczych bataliach klubów o kolejarskich korzeniach. W globalnym bilansie nadal górą jest jednak Sandecja, mająca na swym koncie trzy triumfy. Nie zmienia to faktu, że do wiosny 2008 futbolowym dominantem w regionie pozostanie zespół z podgrybowskiej miejscowości. Mecz wywołał spore zainteresowanie kibiców - tylko z Nowego Sącza przybyło ich kilkuset - nie stał jednak na nadzwyczajnym poziomie. Być może stawka spotkania (ligowe punkty, chęć zachowania miejsca w czołówce tabeli, prestiż) sparaliżowała poczynania piłkarzy, niewykluczone, że utrudniał im zadanie dokuczliwy wiatr, a może po prostu nie byli w najwyższej formie, w każdym razie piłka krążyła przeważnie w okolicach środkowej linii, a składne akcje ginęły w powodzi nieprzemyślanych, chaotycznych zagrań. Czy oznacza to, że emocji zabrakło? Nie, w żadnym przypadku. Rezultat do końca zawodów pozostawał sprawą otwartą i to sprawiło, że żaden z widzów nie opuścił przedwcześnie swego miejsca na szczelnie wypełnionych trybunach. Co zadecydowało o zwycięstwie gospodarzy? Najprościej byłoby stwierdzić, że ich lepsza skuteczność. Tak też było w istocie: podopieczni trenera Mirosława Hajdy wypracowali sobie trzy stuprocentowe sytuacje bramkowe, z których wykorzystali jedną. Rywale odpowiedzieli właściwie jedyną podobną sposobnością (nie licząc celnego, ale zbyt słabego uderzenia Polańskiego z rzutu wolnego), zaprzepaszczoną przez Orzechowskiego. Gołym okiem zauważalna była ponadto większa dojrzałość graczy Kolejarza, co jednak dziwić nie może. Przecież większość z nich (Pyskaty, Sierant, Prokop, Giesa, Bałuszyński, Dudziński) ma w swych biografiach występy na boiskach ekstraklasy. Derby Sądecczyzny nr 5 przeszły do historii. Dzięki trzem zainkasowanym punktom stróżanie zachowują miejsce w czubie trzecioligowej drabinki. Odpadła zeń, oby czasowo!, Sandecja. Najważniejsze jednak, że spotkanie upłynęło w sportowej atmosferze, że po meczu piłkarze w zgodzie podali sobie dłonie i niech nikogo nie myli czerwona kartka pokazana Wańczykowi. Była ona wyłącznie konsekwencją zapalczywości sądeckiego pomocnika, który w ten sposób zapłacił za swą nadpobudliwość. Zadziorności, w dobrym znaczeniu tego słowa, nie zabrakło zresztą żadnemu z uczestników środowej potyczki. Byle do wiosny! DANIEL WEIMER nowysacz@dziennik.krakow.pl "Dziennik Polski" 2007-09-21
Autor: wa