Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mój ojciec - numer 3113

Treść

Z Taidą Białowiejską, członkiem Warszawskiej Rodziny Katyńskiej,
rozmawia Anna Ambroziak

Dlaczego uczestniczy Pani w sesji poświęconej zbrodni katyńskiej?
- Głównie ze względu na pamięć mego ojca, który spoczywa w Katyniu zamordowany przez sowieckich oprawców. Był on oficerem rezerwy, z zawodu inżynierem leśnikiem, który zajmował się lasami państwowymi i prywatnymi na terenie województwa wołyńskiego i Polesia. Opracowywał m.in. mapy tych terenów. Kiedy bandy bolszewickie zaczęły podpalać lasy, organizował ich gaszenie. Był ułanem krechowieckim, jego pułk stacjonował w Równem. Sowieci zabrali go, gdy leżał w szpitalu w Hrubieszowie na Wołyniu. Stało się to na dzień przed jego planowaną ucieczką ze szpitala; ludzie wiedzieli już o sowieckich aresztowaniach. Do Katynia został przewieziony z Kozielska. Znam nawet numer ekshumowanych zwłok - 3113. Grób ojca odwiedzam, jak tylko jest okazja.
Uważam, że tego typu spotkania są bardzo potrzebne. Z roku na rok uczestniczy w nich coraz więcej ludzi młodych, co bardzo mnie cieszy, ponieważ patriotyzm dzisiejszej młodzieży pozostawia wiele do życzenia. Uważam, że sprawą zbrodni katyńskiej powinni zająć się młodzi, bo jak już my odejdziemy - dzieci zamordowanych - to kto o nich będzie pamiętał?
Jak rodzina dowiedziała się o śmierci Pani ojca?
- Pierwsza wiadomość o tym, że zginął w Katyniu, ukazała się w czasie okupacji w "Gazecie Warszawskiej". Z tym że mój brat pilnował, by wiadomość ta nie dotarła do mojej matki i do mnie. Moja mama śledziła bowiem wszystkie listy, które były drukowane w 1943 roku. Z nich dowiedzieliśmy się też o zamordowaniu mojego nauczyciela ze szkoły powszechnej i starosty Dąbrowicy.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-05-25

Autor: wa