Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Można pisać: Solorz chętnie współpracował

Treść

Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że "Nasz Dziennik" nie napisał nieprawdy, informując jesienią 2006 r. o związkach Zygmunta Solorza, dziś właściciela telewizji Polsat, ze służbami specjalnymi PRL. Tym samym sąd odrzucił wszystkie roszczenia finansowe wysuwane przez adwokatów Solorza, zniósł też wprowadzoną przez sąd niższej instancji tzw. cenzurę prewencyjną, na mocy której nie mogliśmy publikować informacji o związkach znanego biznesmena z peerelowskimi służbami specjalnymi. Co więcej: sąd uznał również, iż prawidłowe były nasze oceny dotyczące zaskakująco swobodnej działalności gospodarczej Solorza w RFN w okresie komunizmu, a także, że mieliśmy pełne prawo na podstawie dokumentów, do których dotarliśmy, napisać, iż Solorz chętnie współpracował z komunistyczną bezpieką. Wczorajsza decyzja warszawskiego sądu apelacyjnego, który niemal w całości zakwestionował wcześniejsze niekorzystne dla nas postanowienie sądu okręgowego w procesie Solorz-Żak vs "Nasz Dziennik", praktycznie zamyka sprawę. Jak wynika z postanowienia sądu wyższej instancji - publikując jesienią ub.r. informacje o związkach Zygmunta Solorza z wywiadem wojskowym PRL i związanych z tym implikacjach gospodarczych, nie uchybiliśmy zasadzie rzetelnej, prawdziwej informacji. Zdaniem sądu - w świetle ujawnionych już dokumentów "Nasz Dziennik" miał prawo informować o współpracy Solorza z wojskowym wywiadem PRL, a nasze doniesienia na ten temat są zgodne ze stanem faktycznym. Sąd zniósł wprowadzoną wcześniej przez sąd niższej instancji tzw. cenzurę prewencyjną, na mocy której nie mogliśmy publikować informacji dotyczących współpracy Solorza z peerelowskimi służbami, jako rzekomo mogących "godzić w dobre imię Zygmunta Solorza". - Mimo że w aktach Solorza w IPN nie ma dowodu, by odniósł jakieś korzyści ze związków z SB, to nie przeszkadzała mu ona w prowadzeniu działalności gospodarczej, czego efektem może być jego obecna sytuacja majątkowa - mówiła sędzia Beata Byszewska z warszawskiego sądu apelacyjnego w ustnym uzasadnieniu do wyroku. A to oznacza - w świetle decyzji sądu - że określenie Solorza mianem współpracownika peerelowskiego wywiadu było zgodne z prawem i stanem faktycznym. Decyzją sądu zniesiono również zasądzone wcześniej odszkodowanie finansowe w wysokości 50 tys. zł, jakie mieliśmy wpłacić na Fundację Polsatu. - Decyzja sądu to nasze zwycięstwo praktycznie w całości. Sąd apelacyjny uznał również, że prawidłowe są nasze oceny dotyczące działalności gospodarczej Solorza w RFN w okresie PRL - nie kryje zadowolenia mecenas Krystyna Kosińska, prawnik reprezentująca "Nasz Dziennik". Zgodnie z postanowieniem sądu, "Nasz Dziennik" musi jedynie opublikować sprostowanie, w którym przeprosimy za część naszej publikacji, w której pisaliśmy, iż po rozwiązaniu wywiadu wojskowego PRL właściciel Polsatu współpracował z WSI i czerpał z tego tytułu korzyści finansowe. W listopadzie 2006 r. dotarliśmy do odtajnionych już w części dokumentów dotyczących współpracy Zygmunta Solorza z wywiadem wojskowym PRL. Jak wynikało z opublikowanych przez nas wówczas dokumentów: Solorz kolaborację z komunistycznymi służbami specjalnymi rozpoczął od bliskich kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa. Bez najmniejszych oporów podpisał zobowiązanie do współpracy. "(...) Ja, Zygmunt Solorz (Krok), zobowiązuję się zachować w tajemnicy fakt współpracy z oficerem SB. Zobowiązuję się wykonywać ustalone ze mną polecenia. Informacje będę podpisywać 'Zegarek'" - napisał Solorz w deklaracji podpisanej "Zygmunt Krok". W okresie PRL używał również nazwiska Krok. 18 października 1983 r. Solorz został przejęty przez Służbę Wywiadu PRL. W dokumencie oznaczonym sygnaturą "tajne specjalnego znaczenia" ponownie zobowiązał się do ścisłej współpracy ze służbami specjalnymi. Zmieniły się jednak zasady - przybrał pseudonim "ZEG" i otrzymał zapewnienie o finansowych świadczeniach wypłacanych mu w zamian za przekazywane informacje. "Służba Wywiadu PRL w przekonaniu, że p. Z. Solorz będzie lojalnie i z zaangażowaniem realizował postawione przed nim zadania i zobowiązuje się do: szkolenia i instruowania w zakresie niezbędnym do realizacji zadań, refundowania kosztów finansowych poniesionych w związku z realizacją zadań oraz wynagradzania w formie premii, których wysokość uzależniona będzie od wartości przekazywanych informacji, zachowania ze swej strony pełnej konspiracji faktu współpracy (...)" - czytamy w dokumencie podpisanym przez Solorza i przedstawiciela Służby Wywiadu PRL. Reakcją na publikacje "Naszego Dziennika" był pozew złożony przez reprezentantów Zygmunta Solorza-Żaka. Sąd okręgowy najpierw zabronił nam publikowania kolejnych materiałów dotyczących współpracy z komunistycznymi służbami, wreszcie - wbrew dokumentom m.in. z archiwów IPN - uznał roszczenia Solorza za słuszne, nakazując nam przeprosiny oraz wpłatę 50 tys. zł na Fundację Polsat. W ustnym uzasadnieniu wyroku SO sędzia Justyna Pyźlak mówiła wówczas, że Solorz podpisał zobowiązanie do współpracy ze służbami PRL, ale pozwani nie wykazali, by ta współpraca została urzeczywistniona i by powód czerpał z niej korzyści. "Wiele osób podpisało takie zobowiązania, a potem nie wykonywało zlecanych zadań" - dodała sędzia. Podkreśliła, że niedopuszczalny jest zwrot, iż była to "chętna współpraca". Takie orzeczenie sądu okręgowego zostało wczoraj dosłownie zdruzgotane wyrokiem wydanym przez sąd apelacyjny. - Sąd apelacyjny nie podziela opinii sądu okręgowego, że zwrot o tym, iż powód chętnie współpracował z SB, jest nieprawdziwy - podkreślała sędzia Byszewska. Powiedziała, że w 1983 r. Solorz podpisał zobowiązanie do współpracy i przez dwa lata spotykał się z oficerami, którym przekazywał "pewne informacje o osobach będących w kręgu zainteresowania służb". - Skoro podpisał bez większej presji i spotkał się, to trudno przyjąć, że współpracował niechętnie - oświadczyła sędzia. Sąd apelacyjny odrzucił również niemal wszystkie wcześniejsze zarzuty sądu okręgowego, podnoszone wobec publikacji "Naszego Dziennika", stanowczo podkreślając, że jedyną nieprawdziwą informacją o Solorzu, którą opublikowaliśmy, była ta, że miał współpracować z WSI. Dlatego też odrzucono roszczenia Solorza i nakazano wyłącznie przeproszenie Solorza w tej jednej, ściśle ograniczonej kwestii. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-06-26

Autor: wa