Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Muzyczna dynastia Ogińskich

Treść

Z pianistą Iwonem Załuskim, potomkiem księcia Michała Kleofasa Ogińskiego, rozmawia ks. Arkadiusz Jędrasik
Dużo Pan koncertuje, prezentując muzykę swojej rodziny. Jak jest ona przyjmowana przez publiczność?
- Bardzo dobrze, "Pożegnanie Ojczyzny" jest wciąż bardzo popularne. Występowałem dwa razy (1996 r. i 2005 r.) na corocznym Festiwalu Muzyki Odnalezionej, gdzie miałem duże powodzenie. We Francji ta muzyka jest również bardzo lubiana. W Wielkiej Brytanii już trochę mniej, choć wnuk Michała Kleofasa Ogińskiego - Karol Bernard Załuski, na którego wpływ mieli Chopin i jego przyjaciel Liszt, jest najpopularniejszym z dynastii. Brytyjczycy preferują raczej styl koncertowy niż salonowy. Wielu ludzi woli polonezy Xaviera Ogińskiego niż jego ojca z powodu jego stylu brillante/bravura. A we wschodniej Europie na ogół moje programy są wyjątkowo cenione.
Po wojnie trafił Pan jako uchodźca do Wielkiej Brytanii, gdzie zdobył Pan wykształcenie muzyczne i był koncertującym pianistą. Jednak zarzucił Pan tę karierę, by teraz do niej powrócić...
- Jako dziecko marzyłem o karierze koncertowej, ale po opuszczeniu szkoły i przerwanych studiach muzycznych zainteresowałem się wszystkimi formami muzyki i zawodem nauczyciela. W latach 1965-1973 prowadziłem polsko-londyński zespół Domino. Grałem na pianinie, elektrycznych klawiszach, gitarze basowej, akordeonie, klarnecie i śpiewałem. Komponowałem piosenki i przeboje po polsku, po angielsku i po hiszpańsku. Podczas kariery nauczycielskiej (1966-1989) pisałem i wystawiłem musicale dla młodzieży, między nimi opery i operetki. Mając lat 50, wróciłem poważnie do fortepianu, do muzycznych badań i do dalszego komponowania. Napisałem dwie symfonie (Jason's Symphony & The Almond Tree), Mszę na nowe tysiąclecie (Missa Solemnis pro Tertio Millennio Domini Nostri Jesu Christi) i trylogię oper na temat mitologii norweskiej ? la Wagner "The Mistletoe Trilogy", na podstawie której może powstanie film. Jestem raczej muzykiem "totalnym" niż tylko pianistą koncertowym.
Jest Pan autorem kilkunastu książek muzycznych, które zostały bardzo przychylnie przyjęte przez krytykę...
- Wydałem 10 książek i biografii muzycznych po angielsku (1992-2003), zwłaszcza o Mozarcie; Chopinie - "Szkocka jesień Fryderyka Chopina" (1994), "Polska Chopina" (1996), "Szlakiem Chopina po Polsce", do spółki z fotografami Juliuszem i Hanną Komarnickimi (1999); Liszcie, Czernym (pierwsza biografia kompozytora w ogóle - jeszcze niewydana), a od 2003 roku skoncentrowałem się nad dynastią Ogińskiego.
Wróćmy jednak do muzyki Michała Kleofasa Ogińskiego. Co ma ona w sobie takiego, co czyni ją godną odkrycia i nagrywania?
- Michał Kleofas Ogiński posiadał niezwykły dar pisania pięknych melodii i wyczucia, co trafia prosto w słowiańskie serce. "Pożegnanie Ojczyzny" ma w sobie coś nie do końca do opisania, i choć są - moim zdaniem - lepsze jego melancholijne polonezy, to żaden nie ma tego specjalnego, specyficznego uroku. Polonezy Ogińskiego są nie tylko melancholijne, niektóre z nich to bardzo delikatne, bardzo liryczne miniatury. Inne są pisane w stylu brillante.
Jakie wyzwania stawia przed pianistami jego muzyka?
- Jest technicznie łatwa, więc bardzo odpowiednia np. dla młodzieży z ograniczoną techniką. Satysfakcja grania pięknej muzyki na tym poziomie technicznym jest olbrzymia. Ale ta przezroczystość i prostota wymaga absolutnej czystości, co nie zawsze jest łatwe do wykonania. Najmniejszej pomyłki nie można ukryć.
Lubi Pan pracę w studio nagraniowym, czy lepszy jest kontakt z publicznością na koncertach?
- Muszę się przyznać, że denerwuję się bardzo zarówno podczas nagrań w studiu, jak w czasie występu koncertowego. Występuję jednak, bo coś mnie do tego zmusza. Bardzo odczuwam, że publiczność przeze mnie słyszy samego Ogińskiego z powodu mojego pochodzenia, jakby Ogiński grał przeze mnie. I to jest wielka odpowiedzialność, ale i satysfakcja honorować przodków. Daje mi to poczucie dumy, jak i pokory nie do ocenienia, zwłaszcza jeśli się to ludziom podoba. Bardzo lubię publiczność.
Jaką radę dałby Pan młodym początkującym artystom, którzy marzą o karierze?
- Nie wybierać kariery koncertowej, bez zajęcia się nią do końca i bez reszty. Wtedy musi być ważna tylko gra na fortepianie. Wszystkie inne muzyczne zainteresowania trzeba odrzucić. Ja porzuciłem taką karierę, bo miałem inne zainteresowania. Obecnie występuję koncertowo wyłącznie z muzyką dynastii Ogińskiego, bo nikt inny tego nie robi. Chopina, Beethovena i im podobnych zostawiam tym, co ich grają o wiele lepiej ode mnie.
Szykuje Pan do wydania historię rodu Ogińskich, której premiera polska jest przewidziana na ten rok. Co to będzie za książka?
- Mamy trudności nie tylko z tłumaczeniem książki z angielskiego, ale też z pewnymi jej korektami, dlatego obawiam się, czy uda się ją wydać w 2009 roku. Książka jest historią muzykującego potomstwa Ogińskiego. Każde pokolenie do dziś (już siódme) wydało kompozytorów i muzyków. Dane o nich pochodzą z historii europejskiej, pamiętników, biografii, listów. Mam też nagrane na taśmie wywiady z członkami rodziny i wspomnienia. Rozdziały mają dwa style, które są wymieszane: z jednej strony tekst historyczny i faktyczny, z cytatami, z drugiej moje wydane po angielsku artykuły, bardziej osobiste i autobiograficzne, które były publikowane w pismach angielskich. Są też opisane i skatalogowane wszystkie utwory, które znajdują się w moim zbiorze (albo oryginały, wydawnictwa, rękopisy i kserokopie). Książka będzie też zawierać dwie płyty kompaktowe nagranych przeze mnie utworów muzyki dynastii Ogińskiego. Co oczywiście jest konieczne, bo trudno wydać książkę o utworach, których nie ma możliwości posłuchać, a są to prawie wszystkie pierwsze nagrania.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-04-17

Autor: wa