Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Muzyka swe kolory ma

Treść

Rozmowa z Małgorzatą Szarek, laureatką Festiwalu Twórczości Niezapomnianych Artystów "Pejzaż bez Ciebie" w Bydgoszczy poświęconego Annie Jantar

- Zacznijmy od Adama i Ewy. Skąd u Pani zamiłowanie do śpiewania?

- O, to długa historia, sięgająca mojego dzieciństwa. Do tego zachęcali mnie moi rodzice, a szczególnie tato - Ryszard. On przygrywał mi na gitarze, ja śpiewałam rozmaite piosenki. W takiej atmosferze miłości do muzyki wzrastałam. Dwa lata temu tatuś odszedł. Kiedy występowałam na konkursie w Bydgoszczy, to właśnie jemu dedykowałam osiągnięty tam sukces. Uczęszczałam do Szkoły Podstawowej nr 8 im. Władysława Jagiełły. Tam pani Ewa Dubińska prowadziła zespół Luzaki. Ja w tej grupie występowałam. Osiągaliśmy laury na rozmaitych konkursach i przeglądach. W I Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Długosza spotkałam Barbarę i Aleksandra Porzucków, którzy od lat są organizatorami Festiwalu Młodych Talentów. W tej cieszącej się dobrą sławą imprezie też zdobywałam nagrody. Wykonywałam m.in. takie piosenki jak "Do grającej szafy grosik wrzuć", "Mexicana", i Anny Jantar "Tyle słońca w całym mieście". Państwo Porzuckowie nauczyli mnie zachowania się na scenie, pokonywania tremy, zapraszali na koncerty. Wiele im zawdzięczam. Mam dla nich ogromny szacunek.

- Równolegle uczyła się Pani w Państwowej Szkole Muzycznej II st. im. Fryderyka Chopina w Nowym Sączu w klasie śpiewu solowego u pani profesor Małgorzaty Miecznikowskiej-Gurgul...

- ... której również do końca życia będę wdzięczna. Nauka klasycznego śpiewania bardzo mi pomogła. Wiele się nauczyłam, jeżeli chodzi o stronę techniczna, wyrazową. Pani Małgorzata Miecznikowska Gurgul jest świetnym pedagogiem, co zresztą potwierdzają też znani śpiewacy. Profesor Tadeusz Pszonka z wrocławskiej Akademii Muzycznej powiedział mi kiedyś, że trafiłam na bardzo dobra nauczycielką i bardzo mądrą, bowiem pozwoliła mi na spełnianie się w tym, co ja kocham. Moim zdaniem muzyka jest jedna, nie powinno się jej dzielić na klasyczną i rozrywkową czy jazzową. Są różne style, jazzowy, operowy, klasyczny i trzeba je łączyć. Nie można ich rozdzielać. Pani Małgorzata potrafiła tak właśnie spojrzeć na muzykę. Dzięki niej mogłam rozwijać to, co mi w duszy gra. Muzyka klasyczna otworzyła mi też pewne horyzonty. Poznałam ją i lubię słuchać pięknych głosów.

- Dlaczego zatem nie podążyła Pani w kierunku kariery śpiewaczki operowej?

- Zawsze mnie ciągnęło w stronę muzyki rozrywkowej i jazzowej. Lepiej i bardziej spełniam się w tych gatunkach, choć pewne inspiracje, uwrażliwienie na piękno, wyniosłam ze szkoły muzycznej. Po jej ukończeniu wybrałam więc studia na Wydziale Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego. Za mną już licencjat, jestem na czwartym roku, powoli przymierzam się do pracy magisterskiej. Jednocześnie uczęszczam do Studium Jazzowego przy ul. Bednarskiej w Warszawie. Z tej szkoły wyszły niegdyś m. in. Edyta Geppert i Sistars. Tam moją wspaniałą nauczycielką śpiewu jest znana wokalistka jazzowa Iza Zając, kolejna już osoba, której zawdzięczam wiele.

- Jak to się stało, że wystartowała Pani w festiwalu poświęconym Annie Jantar?

- Dowiedziałam się, że jest taki konkurs, ponieważ do naszej uczelni trafiają różne zaproszenia. Przeczytałam i postanowiłam się zgłosić. Festiwal trwał dwa dni, były dwa etapy. W pierwszym wystartowało aż 86 osób, do ostatecznej eliminacji jury zakwalifikowało 11. Trzeba było wykonać dwa utwory Anny Jantar, jeden obowiązkowy: "Nie wierz mi, nie ufaj mi", który później zaśpiewałam też podczas finałowego koncertu w sali kameralnej bydgoskiej Opery Nova i "Radość najpiękniejszych lat". I udało się.

- Młoda dziewczyna, która zna piosenki Anny Jantar, to chyba rzadkość?

- Te utwory poznałam dzięki rodzicom, zwłaszcza dzięki mojemu ś.p. tatusiowi, który, jak już mówiłam, od dziecka zachęcał mnie do śpiewania, rozwijał miłość do muzyki. Anna Jantar to wielka i prawdziwa gwiazda lat 70. Ja dzięki mamie i tacie poznałam i polubiłam jej przeboje, bo one u nas w domu rozbrzmiewały. To są urokliwe melodie, mają piękne słowa, bogate, mówiące o życiu, o miłości i o przemijaniu. Jest też takie ciekawe połączenie z moją uczelnię. Anna Jantar zginęła w katastrofie lotniczej 14 marca 1980 r. w okolicach Warszawy. W tym samolocie leciał też znany amerykański muzykolog, który został zaproszony na UW na wykłady. To był jego pierwszy lot do Europy. Mój promotor go zaprosił i był wtedy na lotnisku Okęcie, kiedy doszło do tragedii. Tam też czekała na swoją mamę malutka wówczas Natalia Kukulska...

- Z Natalią Kukulską spotkała się Pani podczas koncertu w Bydgoszczy?

- Tak, ona wtedy podziękowała wszystkim wykonawcom i uczestnikom konkursu. Ja ją poznałam już znacznie wcześniej podczas występu w Rzymie. Ona tam śpiewała, a ja także, ale w chórze. I miałyśmy okazję sobie porozmawiać. To bardzo ciepła i dobrze nastawiona do ludzi kobieta. Potem jeszcze spotykałyśmy się kilka razy przy okazji innych koncertów.

- Czy ma Pani swoich idoli, na których się wzoruje?

- Generalnie słucham różnorodnej muzyki, począwszy od jazzu, poprzez pop po klasyczną. Moi idole to m.in. Ella Fitzgerald, Sarah Vaughan, lubię Freda Hammonda, kompozycje Carlosa Antonio Jobima w wykonaniu saksofonisty Stana Getza. Wiele korzystam, pracując z Izą Zając, bo to świetny pedagog, bardzo otwarta osoba, która pokazuje nam na zajęciach różne techniki, zdradza sekrety, jak operować barwą, i cieniować głosem, jak tworzyć różne kolory głosu. Jest dla mnie wielkim autorytetem. Kocham też Stinga i Steve Wondera, którzy są wybitnymi wokalistami. Bardzo podoba mi się Kayah, która jest inspirująca dla mnie. Od każdego artysty można się czegoś nauczyć, także od Anny Jantar. Ważne jest, by dużo słuchać, czerpać od ludzi, którzy w swojej sztuce mają coś ważnego do przekazania, są normalni, prostolinijni i skromni.

- Czy sama Pani komponuje?

- Mam różne próbki, utwory pisane na razie do szuflady. Coś tam sobie od czasu do czasu układam. Dwa lata temu, kiedy odszedł mój tatuś, skomponowałam psalm, który wykonałam podczas pogrzebu. To była specjalnie ułożona dla taty melodia, która mi w sercu grała. Inspiruje mnie też nasza sądecka muzyka ludowa. W styczniu br. razem z kapelą Tryp Siup pojechałam na występy na Majorkę i do Niemiec. W skład tego zespołu wchodzą: mój brat Damian Szarek, Piotr Lulek, Maciej Adamczyk i Łukasz Plechta. Ja z nimi śpiewałam tam dla Polonii. To było naprawdę niezapomniane przeżycie.

- Ma Pani już za sobą sukces w Bydgoszczy, telewizyjny występ z gwiazdami piosenki i nagrodę w wysokości 20 tys. zł. I co dalej?

- Po tym wydarzeniu pojawiły się ciekawe propozycje. Na razie nie chciałabym o nich mówić, nie zdradzę szczegółów, póki się te pomysły nie urzeczywistnią. Festiwal w Bydgoszczy był dla mnie wielkim przeżyciem. Po moim występie podeszły do mnie trzy osoby, które bardzo szanuję. Damy polskiej estrady, Halina Frąckowiak i Irena Jarocka, powiedziały, że bardzo dobrze zaśpiewałam, że im się to spodobało i że gratulują mi serdecznie. Trzecia osoba to Stan Borys, który poprosił mnie o namiary, bo może kiedyś będzie miał dla mnie jakąś ciekawą ofertę artystyczną. Ja naprawdę nie spodziewałam się zwycięstwa. To była ogromna niespodzianka, wręcz szok. Temu konkursowi towarzyszyło wiele wspaniałych emocji. Teraz muszę to wszystko spokojnie przemyśleć, zastanowić się nad sobą. Studiuję w Warszawie, mam przed sobą wiele nauki. Nie zamierzam się zachłysnąć sukcesem. Trzeba zejść na ziemię, bo przecież życie normalnie toczy się dalej. Dlatego więc wracam do swoim obowiązków, a co przyniesie przyszłość - to zobaczymy. Pan Bóg nad wszystkim czuwa. Wierzę, że będę się na miarę swoim możliwości rozwijała, a może ciężka praca zaowocuje kiedyś jakąś udana płytą.

Rozmawiał Piotr Gryźlak

"Dziennik Polski" 2007-11-03

Autor: mj