Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie tylko polska sprawa

Treść

Z prof. Tadeuszem Wolszą z Instytutu Historii PAN w Warszawie rozmawia Wojciech Wybranowski Co skłoniło Pana do napisania książki nie tyle o samej zbrodni katyńskiej, co o działaniach emigracji polskiej, zmierzającej do wykrycia sprawców mordu, upublicznienia informacji o nich i wreszcie postawienia morderców przed międzynarodowym trybunałem? - Sam pomysł narodził się w momencie, kiedy pracowałem nad swoją drugą książką dotyczącą emigracji, zatytułowaną "Za żelazną kurtyną". Wówczas okazało się, że dokumentacja, którą posiadam, pozwala na przygotowanie czegoś większego niż tylko rozdział w książce. Podjąłem więc decyzję, że napiszę książkę nie o zbrodni katyńskiej, bo tu wszystko jest znane, wszystkie szczegóły są wyjaśnione przez wybitnych specjalistów, natomiast brak jest szerszej informacji o zabiegach polskiej emigracji, by sprawę mordu wyświetlić, nadać jej międzynarodowy rozgłos, zdemaskować zbrodniarzy, unaocznić światowej opinii publicznej, kto naprawdę za to odpowiada. Postawiłem sobie więc cel - udokumentowanie i opisanie działań polskiej emigracji. Sprawa zbrodni w latach powojennych była lepiej znana za granicą niż w PRL? - Tak, aczkolwiek trzeba zrobić małe zastrzeżenie. W kręgach emigracyjnych mówiono o sprawie oficjalnie i prawdopodobnie sto procent polskiej emigracji na Zachodzie miało świadomość tego, kto dokonał mordu katyńskiego. Natomiast w kraju sytuacja była specyficzna. Karol Estreicher w swoich "Dziennikach" napisał tak: "o zbrodni pamiętamy, chociaż głośno o niej nie mówimy". Dał do zrozumienia, że sprawa w kraju jest świetnie znana, że dla Polaków nie jest tajemnicą, kto tego mordu dokonał, tyle tylko, że nie wolno o tym mówić, pisać artykułów, omawiać w Polskim Radiu, nie można mówić podczas wieców i manifestacji. Natomiast w domu, w kręgu rodzinnym, wśród znajomych nie była to żadna tajemnica. Emigracja polska począwszy od lat 80. jest mocno podzielona na zwalczające się kanapowe frakcje. Czy w sprawie Katynia wśród emigracji panował konsensus? - Panie redaktorze, z tego, co udało mi się ustalić, można powiedzieć, że panowała wśród Polonii idealna zgoda, jeśli chodziło o sprawę wyjaśnienia zbrodni katyńskiej. W stu procentach w kręgach emigracji londyńskiej wskazywano jako zbrodniarza na Związek Sowiecki, aczkolwiek toczyły się dyskusje i polemiki w sprawach szczegółowych. I gdyby na przykład zajrzeć do londyńskich "Wiadomości", do licznych broszur, to tam pojawiają się polemiki, ale były to dyskusje o sprawach drobnych, szczegółowych, o okolicznościach śmierci poszczególnych osób. Tu mogą być niejasności, natomiast kwestia kata była sprawą jasną - kat nazywa się Związek Sowiecki. Dlaczego nie udało się jednak powołać w Wielkiej Brytanii specjalnej komisji do zbadania zbrodni katyńskiej? Zrobiono to dopiero w Stanach Zjednoczonych. - W polskich kręgach emigracyjnych powstawały specjalne ciała do wyjaśnienia sprawy tej zbrodni. W Polskim Stowarzyszeniu Byłych Więźniów Sowieckich utworzono nawet specjalną Sekcję Katyńską. I oni oczywiście zbierali dowody, spisywali zeznania świadków, publikowali artykuły, organizowali w kwietniu każdego roku rocznicowe spotkania. Natomiast idea powołania komisji międzynarodowej miała swój cel, chodziło o to, by sprawie nadać rangę międzynarodową. Nie jest też tak, że Churchill był niechętny nagłaśnianiu sprawy Katynia, natomiast Amerykanie po odejściu Roosevelta, zwłaszcza za czasów Eisenhowera czy Hoovera, dla których komunizm był już jasno określonym wrogiem, znacznie życzliwiej patrzyli na dążenia Polaków? - Oczywiście! Zmiana prezydenta Stanów Zjednoczonych, a przede wszystkim zmiana polityki USA wobec Związku Sowieckiego na otwartą zimną wojnę miały znaczny wpływ na sytuację. Wówczas argument katyński okazał się bardzo ważnym argumentem nadającym się do wykorzystania od zaraz i tak jak mówił nieco przesadnie Ferdynand Goettel, "powód do wybuchu III wojny światowej". Goettel trochę przesadził, my tak nie możemy powiedzieć, natomiast sprawa mordu w Katyniu dla Amerykanów była bardzo ważnym punktem do uderzenia propagandowego w Związek Sowiecki i oczywiście Stany Zjednoczone postanowiły spożytkować sprawę dla własnych celów. Stąd być może tak duże zainteresowanie: Komisja Maddena, publikacje. Powiem taką ciekawostkę - jest takie bardzo popularne czasopismo adresowane w Stanach Zjednoczonych do szerokiej rzeszy czytelników "Reader's Digest", określane mianem czasopisma adresowanego od gospodyń domowych do profesorów wyższej uczelni. Polacy od 1946 r. zabiegali o druk artykułu o Katyniu. W 1946 r. sprawę zgłosił Tadeusz Bór-Komorowski w czasie swojego pobytu w USA, i co się okazuje? Dopiero na początku lat 50. po pracach Komisji Maddena "Reader's Digest" opublikowało artykuł o zbrodni katyńskiej. Sześć lat przebijano się przez niechęć redakcji, mimo że Polacy dawali gotowe materiały, zdjęcia, autorów, wszystko. Sześć lat czekano na publikację! Dotarł Pan do informacji, które mogą wskazywać na inwigilację i działania operacyjne prowadzone przez Sowietów wśród polskiej emigracji, które miały sparaliżować ujawnienie prawdy o Katyniu? - Nigdy nie badałem wpływu wywiadu sowieckiego czy agentów sowieckich na działalność polskich kręgów emigracyjnych. Od tych kolegów, którzy taką problematyką się zajmują, posiadam informację, że np. po powołaniu Komisji Maddena polscy oficerowie wywiadu podążali za członkami komisji, zwłaszcza tymi, którzy byli polskiego pochodzenia. W Komisji Maddena zasiadało kilku kongresmanów, którzy mieli polskie korzenie i byli oni obiektem ogromnego zainteresowania służb specjalnych. Zresztą nie tylko oni, wszyscy świadkowie, którzy byli w Katyniu w 1943 r., a później uciekli na Zachód, byli inwigilowani, wręcz składano im oferty wydania innego oświadczenia i obarczenia odpowiedzialnością Niemców w zamian za powrót do Polski i gwarancje nietykalności osobistej. Niedawno na jednym z komunizując ych portali pojawiła się publikacja autorstwa Michała Nowickiego, w którym nazywał on zamordowanych w Katyniu Polaków mianem "dwudziestu tysięcy darmozjadów". - Coś nieprawdopodobnego! Nie potrafię nawet tego skomentować, myślę, że człowiek o zdrowych zmysłach nie byłby w stanie czegoś takiego napisać. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-06-27

Autor: wa