Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nikt nie zapowiadał wysłania czołgów

Treść

Z posłem Pawłem Kowalem (PiS), wiceprzewodniczącym Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość, wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, rozmawia Wojciech Wybranowski Jak ocenia Pan wtorkową deklarację prezydenta Lecha Kaczyńskiego: "będziemy walczyć"? Czy nie jest to niepotrzebne potrząsanie szabelką? - Słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego to deklaracja polityczna, a nie wypowiedzenie wojny. Niestety, dzisiaj deklaracja ta jest komentowana przez polityków koalicji w sposób, jakby prezydent zapowiadał wprowadzenie gdzieś polskich czołgów. Mówiąc "będziemy walczyć", prezydent mówił o kontynuacji pokojowej walki, która rozpoczęła się w Polsce w 1980 roku. To walka o to, by z państwami i narodami, które kiedyś pozostawały w obszarze dominacji sowieckiej, pozostawały równoprawne, przyjacielskie stosunki. Nie wydaje mi się, by prezydent powiedział coś, co może budzić aż tak wielkie zbulwersowanie. Słowa prezydenta były mało dyplomatyczne. Rosjanie mogą potraktować je jako groźbę... - W ostatnich dniach to strona rosyjska groziła Polsce i innym krajom. W wypowiedzi pana prezydenta nie ma żadnej groźby, jest sygnał przywiązania do pewnych wartości bliskich nie tylko Polakom i Gruzinom, ale też na pewno wielu Rosjanom. Krytycy działań prezydenta zarzucają mu pewną rusofobię. - Zawsze zanim ktoś wygłosi takie "mądrości", powinien zastanowić się, jakby się czuł, gdyby to jego miasto bombardowano i jakiej reakcji i słów oczekiwałby od sojuszników. Myślę, że Polska powinna reagować w taki sposób, w jaki sama chciałaby być traktowana. A przecież wielokrotnie w nie takiej odległej historii Polska znajdowała się w potrzebie. Zanim więc usłyszymy te cyniczne mądrości, należałoby się zastanowić, jakiej reakcji my byśmy oczekiwali i na co moglibyśmy liczyć. Postępujmy tak, jak byśmy chcieli, żeby inni postępowali wobec nas. To chyba jedna z najlepszych zasad dobrego współżycia, tak między ludźmi, jak i między narodami. Jak Gruzji może pomóc polityczna deklaracja: "będziemy walczyć"? - Gruzji już pomogły bardzo polityczne działania Polski. Ta deklaracja prezydenta Lecha Kaczyńskiego padła akurat na wiecu i ma znaczenie jako deklaracja ideowa. Myślę, że nikt nie odważy się jednak zakwestionować tego, że polskie działania w ostatnich 4-5 dniach pomogły Gruzji, gdyby nie zaangażowanie Polski i innych krajów naszego regionu, prawdopodobnie reakcja świata byłaby dużo mniej zdecydowana. Trudno powiedzieć, czy ciągle trwałyby walki, ale na pewno sytuacja Gruzji byłaby dużo trudniejsza. I nie jest tak, że to są wyłącznie moje słowa, proszę przeczytać, co na ten temat mówią chociażby amerykańscy eksperci od bezpieczeństwa. Zwracam uwagę, że reakcja światowa zawsze zależy w takiej sytuacji od postawy społeczeństw i postawy polityków. Polscy politycy, właśnie pan prezydent sprawdził się tutaj na 100 procent. Prezydent składa polityczne deklaracje, ale na arenie międzynarodowej mówi się, że to Francja pomogła, przygotowując propozycje pokojowe... - To jest propozycja, która - jak pan zapewne pamięta - była również konsultowana pomiędzy Francją, Polską a krajami bałtyckimi. Polska uczestniczyła aktywnie w zażegnaniu tego konfliktu i na pewno przyczyniła się do tego, że dzisiaj nie ma działań wojennych. A prawdę trzeba mówić nawet wtedy, gdy komuś wydaje się niezgodna z interesami politycznymi. Jeżeli politycy w Europie będą kręcili, kiedy obywatele i tak widzą na telewizyjnych ekranach, jak jest naprawdę, to po prostu będą niewiarygodni. Minister Radosław Sikorski określił wypowiedź prezydenta jako "za ostrą". Czy to zapowiedź kolejnego konfliktu na linii MSZ - Pałac Prezydencki? - Mam nadzieję, że nie. Na samym początku konfliktu Gruzja - Rosja, po agresji Rosji na Gruzję, współpraca między wszystkimi ośrodkami władzy w Polsce była bardzo dobra i tak powinno było pozostać. Natomiast wypowiedzi Stefana Niesiołowskiego, Radosława Sikorskiego, a także pana premiera, gdzie publicznie dezawuowano misję prezydenta, która okazała się udana, odczytuję jako akt pewnej bezsilności. Myślę, że naprawdę lepiej byłoby, gdyby współpracowali razem w tych sytuacjach, a publiczne krytykowanie głowy państwa, jak pokazały fakty - było kompletnie nieuzasadnione i politycznie bardzo szkodliwe. Nie mówię już o próbie zablokowania prezydenckiego samolotu, co było skandalem. - Może to reakcja polityków PO na polityczny efekt zaangażowania prezydenta Kaczyńskiego w sprawy Gruzji? Popiera go w tym zakresie ponad połowa Polaków, chwalił go prezydent Stanów Zjednoczonych... - Myślę, że przedstawiciele rządu zbyt często kierują się sondażami. Przeczytali, że większość Polaków popiera działania prezydenta Kaczyńskiego i się wystraszyli, że popularność prezydenta wzrośnie, więc zaczęli robić wszystko na przekór. Jeżeli ma się taką koncepcję prowadzenia polityki zagranicznej, że wszystko, co zrobi głowa państwa, to rząd zrobi odwrotnie, to nie da się daleko zajechać. Kiedy prezydent Rzeczypospolitej organizuje koalicję innych państw europejskich, o co przecież PO tak apelowała, dla wsparcia Gruzji, rząd nie powinien nawet mrugnięciem oka dezawuować tych działań, tylko je wspierać Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-08-14

Autor: wa