Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Od kanapki do współpracy

Treść

NOWY SĄCZ. Wizja totalitarnego państwa, w którym władza wie o każdym obywatelu wszystko, wyłoniła się z piątkowego referatu Macieja Korkucia, wygłoszonego w siedzibie Katolickiego Stowarzyszenia Civitas Christiana w Nowym Sączu. Wysłuchali go sądeccy historycy i młodzież szkolna.

Pracownik IPN mówił o zasadach działania agentury PRL, która do ostatnich dni istnienia totalitarnego państwa werbowała agentów. Właściwie mógł nim zostać każdy zwłaszcza, że SB planowała długofalowe operacje rozłożone na wiele lat. Wbrew powszechnemu przekonaniu, utrwalanemu przez osoby poddane lustracji, nie było dla niej nieistotnych informacji.

- Dziś spotykamy się z tłumaczeniami w rodzaju - nie mówiłem o niczym ważnym, więc moje kontakty z SB nie miały większego znaczenia - opowiada Maciej Korkuć. - Nic bardziej mylnego. Dla agentury istotne było nawet to, w której szufladzie biurka pan Kowalski trzyma kanapkę z serem. Gdy wzywano go na przesłuchanie dowiadywał się, że aparat bezpieczeństwa wie o nim dosłownie wszystko, skoro zna nawet takie szczegóły. Takiego człowieka można było łatwo zastraszyć i nakłonić do współpracy.

Dlatego liczba agentów stale rosła, a ich działanie obliczone było na budowanie coraz szerszego klosza służącego przykryciu całej opozycji. Dr Korkuć podkreśla, że władze PRL wcale nie chciały jej likwidować. Chodziło im jedynie o przejęcie kontroli nad środowiskami niepodległościowymi. Pracowano nad tym do samego końca istnienia Polski Ludowej, bo nikt nie zakładał, że ciągłość tej władzy może zostać przerwana. Maciej Korkuć obalił też tezę o możliwości fałszowania przez SB teczek agentów. Było to niemożliwe choćby z tego powodu, że ich rola nie ograniczała się do powiększania archiwów.

- Teczki musiały stale pracować. Zawarte tam informacje były ciągle weryfikowane, a agenci byli sprawdzani przez innych agentów. W razie wpadki pracownik SB ponosił konsekwencje karne, tracił pracę, pozbawiano go też wszystkich przywilejów. Miał zbyt wiele do stracenia, by ryzykować - kończy Maciej Korkuć.

(SZEL)

"Dziennik Polski" 2005-05-16

Autor: ab