Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Operacja DOSŁUCH

Treść

"Nasz Dziennik" rekonstruuje: Moskwa, kwiecień 2010 r., Bolszaja Ordynka, siedziba MAK. Do odsłuchującego nagrania rozmów z kokpitu tupolewa ppłk. Bartosza Stroińskiego podchodzi stypendysta sowieckiego Instytutu Inżynierów Lotnictwa Cywilnego w Rydze. Podpułkownik Sławomir Michalak, bo o nim tu mowa, sugeruje Stroińskiemu, by nie skupiał się na identyfikacji nierozpoznanego głosu. Bo zrobiły to już osoby, które "dobrze znały" dowódcę Sił Powietrznych.

- Identyfikacji głosu generała Andrzeja Błasika dokonało kilka osób - przyznaje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" ppłk Robert Benedict, szef podkomisji lotniczej w komisji Jerzego Millera. Czy byli to wojskowi? - Nie będę zaprzeczał - dodaje Waldemar Targalski, inny członek tej samej podkomisji.
- Na zdrowy rozum to musieli być koledzy z podkomisji pilotażowej (lotniczej). Do zakresu ich obowiązków należało wyjaśnienie tego fragmentu. To było najprawdopodobniej na takiej zasadzie, że usiedli w kilku, zaczęli analizować i doszli do takich wniosków. Wpisali, odczytali na następnym posiedzeniu, wszyscy się zgodzili, że mamy ten etap za sobą, więc przechodzimy do dalszego - relacjonuje dr inż. Stanisław Żurkowski, przewodniczący podkomisji technicznej. - W dodatku są przekonani, że działali prawidłowo - dodaje.
Domniemanego rozpoznania głosu generała dokonano, zanim jego ciało wróciło do Polski. Do Moskwy wysłano próbki głosu gen. Błasika. Do pracy na próbkach głosowych mjr. Arkadiusza Protasiuka przyznał się w sierpniu ppłk Sławomir Michalak. Na pytanie o nagranie głosu gen. Błasika przesłane do Moskwy twierdząco odpowiada ppłk Robert Benedict. - Chodziło o to, by sprawdzić, czy głos gen. Błasika przy zapisie przez radio czy przez urządzenia zapisujące jest taki sam albo zbliżony. Nie znam szczegółów, bo się tym nie zajmowałem - mówi. Ile było próbek, kto i kiedy je sprowadzał? - Nie wiem - odpowiada Benedict. Nasz rozmówca przyznaje natomiast, że jest depozytariuszem wiedzy, kto dokonał identyfikacji głosu dowódcy Sił Powietrznych.
- Wiem, kto nad tym pracował. I jak wyglądała cała procedura. Natomiast nie podam nazwisk osób, które nad tym pracowały - zarzeka się Benedict. Dlaczego? - Z przyczyn osobistych. Te osoby nie chcą podawać swoich nazwisk. Nie będę łamał słowa. Ta osoba prosiła mnie, żeby nie podawać nazwisk - tłumaczy ppłk Robert Benedict. - I tak pani nie powiem nazwisk - podkreśla. - Każda osoba pracująca w komisji dobrowolnie, bez żadnych nacisków podpisała się pod raportem końcowym i nie zgłosiła żadnych uwag - mówi. Dlaczego więc teraz żaden z członków komisji nie chce przyznać się do przypisania głosu gen. Andrzejowi Błasikowi? Czy to jakaś tajemnica? - pytamy. - Nie ma tu jakiejś wielkiej tajemnicy, ale jeśli proszono mnie, by nie ujawniać nazwisk, to stosuję się do prośby tych osób - tłumaczy się ppłk Benedict. Na sugestię, że to nie jest prywatna sprawa, a członkowie komisji byli oddelegowani przez państwo polskie i opinia publiczna ma prawo wiedzieć, na jakiej podstawie komisja dokonała takich, a nie innych ustaleń, ppłk Benedict powtarza po raz kolejny, że członkowie komisji jednomyślnie podpisali się pod raportem. Ale odżegnuje się, jakoby to on rozpoznał głos gen. Andrzeja Błasika. - Byłem co prawda w Moskwie, ale nie uczestniczyłem w odczycie rejestratora głosu z uwagi na to, że miałem inne przedsięwzięcia, które wykonywałem - relacjonuje.

Anna Ambroziak

Nasz Dziennik Wtorek, 31 stycznia 2012, Nr 25 (4260)

Autor: au