Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pięć mistrzostw świata w ciągu jednego roku

Treść

Rozmowa z Robertem Radwańskim, ojcem i trenerem Agnieszki i Urszuli, najlepszych polskich tenisistek
Jak Pan ocenia pierwszą część sezonu w wykonaniu córek?
- Dobrze. Może nie bardzo dobrze, bo jednak małe potknięcia się im przytrafiły, ale dobrze na pewno. Agnieszka była w ćwierćfinałach dużych turniejów, zarobiła sporo punktów, Ula osiągnęła jak na razie największe sukcesy w karierze, pokonała kilka rywalek ze ścisłej światowej czołówki. Nie zapominam też o naprawdę świetnych występach w Pucharze Federacji, dzięki dziewczynom mamy szansę awansu do Grupy Światowej. Wkrótce czekają nas pojedynki z Japonią w Gdyni, bardzo ciężkie, bo rywalki awizują skład z Ayumi Moritą i Ai Sugiyamą.
Agnieszce na przeszkodzie stanęły trochę kłopoty zdrowotne.
- Nawet więcej niż trochę. Chorowała już w grudniu, potem długo nie potrafiła stanąć na nogi, ciągłe podróże samolotami, zmiany klimatów nie pozostały bez wpływu. Dopiero w USA, gdzie przebywaliśmy przez ponad miesiąc, w ożywczym słoneczku, wszystko wróciło do normy. Ale tak, spodziewam się, że gdyby nie te kłopoty, osiągnęłaby dużo więcej.
Nie da się też ukryć, iż kilka jej porażek, szczególnie w pierwszych rundach turniejów, wywołało mały niepokój, pojawiły się pytania: Co się dzieje? Czy to kryzys?
- Lubię krytykę, zresztą wobec córek jestem raczej ostry, by im się w głowach nie przewróciło. Nie znoszę jednak krytykanctwa polegającego na ferowaniu opinii na tematy, o których nie ma się zielonego pojęcia. A tak niestety często bywa. Podczas turnieju w Dubaju, gdy Ula pokonała Agnieszkę, gdzieś przeczytałem, że demoralizuję córki, bo ustawiam mecze między nimi, a do tego obstawiam wyniki u maklerów. Obłęd, ręce mi opadły. Powiem szczerze, że jest nam tak po ludzku przykro, gdy po jednej, drugiej porażce nagle okazuje się, że mamy albo zagorzałych kibiców, albo wrogów, którzy tylko czyhają na potknięcia. Czemu? Nie wiem, nie rozumiem. Trzeba obejrzeć mecz, zobaczyć, jaki miał przebieg, co się w nim działo. Suchy wynik niewiele mówi, nie sposób na jego podstawie wyciągać ostatecznych wniosków. Podziwiam swoje dziewczyny za to, jak i ile trenują, ile potu wylewają na korcie. Ula niedługo zdaje maturę, gra i czyta książki, nie ma w ogóle czasu na nic innego. Mimo to weszła głęboko w pierwszą setkę rankingu, dzięki czemu może grać bez eliminacji w wielkich turniejach.
Kiedy będzie w pięćdziesiątce?
- Kiedy wreszcie dopisze jej szczęście. Jedni je mają, inni ciągle muszą wspinać się pod górkę, Ula niestety należy do tych drugich. Proszę zobaczyć, co dzieje się od początku sezonu: w Hobart musiała przedzierać się przez eliminacje i trafiła na Francescę Schiavone, która zapomniała się zgłosić do turnieju głównego. Włoszka ma umiejętności na poziomie "dziesiątki". Kilka dni temu w Torhout, choć była wysoko rozstawiona, na "dzień dobry" trafiła na Michaelę Krajicek. W Miami w pierwszej rundzie wylosowała znakomitą Na Li. To jakieś kuriozum, zawsze musi grać z najtrudniejszą z możliwych przeciwniczką. Ula naprawdę potrafi grać w tenisa, ale musi przebijać się wyjątkowo ciężką, krwawą pracą. Jest jednak twardą dziewczyną, da sobie radę. Na pewno jest o wiele spokojniejsza niż jeszcze rok temu. Pewnie, nigdy nie będzie zimną maszyną do wygrywania, ma żywiołowy temperament, bywa impulsywna, ale z każdym wygranym meczem zyskuje wiarę i pewność siebie.
Czołówka rankingu pań jest dziś wyjątkowo spłaszczona, wszystkiego można się spodziewać, każda zawodniczka może wygrać z każdą. Co w tej sytuacji przesądza o sukcesie?
- Fakt, czołówka jest niezwykle wyrównana. Isia mogła wygrać nawet z Venus Williams i to na jej terenie, była bardzo blisko nawet mimo kilkunastu asów i - ogólnie rzecz ujmując - wysokiej dyspozycji Amerykanki. Co decyduje? Kobieca dyspozycja w danym dniu lub rzeczywiście fantastycznie wykonana praca w ciągu ostatniego miesiąca, dwóch. Dziewczyny grają cały czas, niemal bez przerwy, jeśli akurat w danym momencie nie ma turniejów, harują podczas treningów. Nie sposób utrzymać się na topie, gdy coś stanie na przeszkodzie: choroba, kontuzja, wymuszające dłuższą przerwę w zajęciach. Wystarczy, że któraś odpuści ledwie kilka dni, od razu może wszystko przegrać. Zresztą wpływ na wynik mają także życiowe sprawy, problemy. Taka Jelena Jankovic miała słabszy okres, w Indian Wills odpadła już na samym początku. Część komentatorów krzyknęła: "Sensacja, wpadka, kryzys". Mało kto zadał sobie trud, by dowiedzieć się, że jej mama zachorowała, pojechała do szpitala. Serbka nie spała całą noc, nie miała sił i głowy, by walczyć na korcie. To jest życie, te dziewczyny nie są robotami, które można zaprogramować.
Można w jakiś sposób przewidzieć to, co wydarzy się w ciągu najbliższych miesięcy?
- Nie. Być może tylko powoli zarysowuje się pewna zmiana pokoleniowa. Jedne zawodniczki zbliżają się do końca swoich karier, zastępują je nowe, młode, głodne sukcesów. Nie zdziwię się, jeśli w ciągu roku, dwóch o odłożeniu rakiet na półkę zaczną myśleć Swietłana Kuzniecowa, Jelena Dementiewa, siostry Williams. Już teraz możemy zaobserwować "atak" młodych. W turniejach coraz poważniejsze role odgrywają nastolatki, o których jeszcze niedawno mało kto słyszał. Nie sposób też przewidzieć układu sił. Proszę mi wierzyć, wszystkie te dziewczyny mają wielkie umiejętności, pierwsza pięćdziesiątka jest pod tym względem niezwykle wyrównana. No, może najlepsza piętnastka się nieco odcina, lepiej biega, ma mocniejszą głową, psychikę, przeważa w najdrobniejszych szczegółach, niuansach. Na tym poziomie decydują drobnostki. A przy okazji to kobiety, bardziej podatne na wahania formy.
Jakie zatem macie plany na dalszą część sezonu?
- Chcielibyśmy, żeby Agnieszka zachowała miejsce w okolicach dziesiątki, najlepiej oczywiście w jej środku, pod koniec roku znów zagrała w Mastersie. Ula? Mierzymy w pięćdziesiątkę, to realne. Przed nami trudne miesiące, tenis jest jedyną dyscypliną, która w ciągu jednego roku ma cztery mistrzostwa świata. A nawet pięć, bo do Wielkich Szlemów można jeszcze dodać Turniej Mistrzyń. Aby wszystkie cele zrealizować, musimy w tych właśnie imprezach dochodzić jak najwyżej. To nasze cele i plany.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-04-10

Autor: wa