Pięciolatki na pięć godzin
Treść
Michał Seweryński, nowy minister edukacji zaproponował, by obowiązkiem szkolnym objąć pięciolatki. Chce też wprowadzić do klas pierwszych obowiązkowe nauczanie języka obcego. Szef Komisji Edukacji w Sejmie uważa, że to dobry pomysł, bo w tym wieku wyrównuje się najlepiej szanse edukacyjne. Z perspektywy samorządu lokalnego, problem tkwi w pieniądzach.
Hasło rzucone przez nowego szefa resortu edukacji jest na tyle nieprecyzyjne, że nie wiadomo, czy chodzi jedynie o objęcie pięciolatków obowiązkową opieką przedszkolną, czy też przesunięcie pojęcia zerówki na te roczniki. W konsekwencji takiego rozumowania, sześciolatki stanowiłyby klasy pierwsze, a szkoła podstawowa wróciłaby do modelu ośmioletniej edukacji.
- Na to się chyba nie zanosi - wnioskuje z zasłyszanych komentarzy Zofia Malczak-Kiełbasowa, wicedyrektor Wydziału Edukacji Urzędu Miasta w Nowym Sączu. - Sądzę, że tu chodzi raczej o to, by pięciolatki chodziły obowiązkowo na zajęcia przedszkolne w takim wymiarze, jak teraz sześciolatki, a więc na pięć godzin. Takie zajęcia mogą się odbywać zarówno w przedszkolach, jak i w placówkach szkolnych.
Szef sejmowej Komisji Edukacji Ryszard Hayn w jednym z wywiadów prasowych oświadczył, że pomysł jest godny uwagi, gdyż - jak stwierdził - niwelowanie edukacyjnych różnic jest najbardziej skuteczne w wieku przeszkolnym i wczesnoszkolnym.
- Organizacyjnie dla nas nie byłoby problemu - powiedziała nam dyrektor Zofia Malczak-Kiełbasowa. - Podobnie rzecz ma się z kadrą. Mamy pedagogów wykształconych do tego typu zajęć. Są absolwenci sądeckiej uczelni z dyplomami językowymi. Problem tkwi w finansach. Bo jeśli ministerstwo wyszłoby z założenia, że takie zadanie zlecone ma realizować samorząd w ramach jego obowiązku zapewnienia środków na edukację, to powstałoby pytanie: skąd wziąć pieniądze? Nie robiliśmy jeszcze żadnych symulacji, co to oznacza w wymiarze etatowym sto procent pięciolatków objętych przymusową edukacją. Na pewno jednak są to niemałe, dodatkowe pieniądze. Bo jak powiadam, miejsc w szkołach nam nie brakuje. Takie oddziały można z powodzeniem w nich zorganizować. Kadra jest, pytanie tylko - za co?
Temat ma być poddany szerszej, społecznej dyskusji. Na pewno nie można rodziców przymuszać do płacenia za pobyt pięciolatka w przedszkolu. Z kolei wyrównywanie szans polega właśnie na tym, by w jak najmłodszym wieku jak największa liczba dzieci miała możliwie najciekawszą ofertę zajęć językowych, sportowych, ogólnorozwojowych. Przepraszam, za darmo?
(WCH)
"Dziennik Polski" 2005-12-07
Autor: ab