Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Piłkarska radość w Szczyrzycu

Treść

Orkan zgasił Płomień Orkan nieoczekiwanie wysoko, bo aż 4-1 pokonał w środę w meczu o mistrzostwo IV ligi Płomień Jerzmanowice. Zespół rozegrał najlepsze w tym sezonie spotkanie, sprawiając tym samym niemałą frajdę dwustu obserwatorom zmagań. - Wreszcie zagrali tak, jak naprawdę potrafią - taka opinia przeważała w gronie zsiadających na trybunach piłkarskich ekspertów. *** Najbardziej zaaferowaną osobą na stadionie w Szczyrzycu była w środowe popołudnie Jadwiga Góral. Ta drobna, sympatyczna kobietka jest jedną z nielicznych, jeśli nie jedyną przedstawicielką płci pięknej, która w męskim futbolu pełni funkcję kierownika drużyny. Z Orkanem świętowała w czerwcu powrót do czwartej ligi, by obecnie, już w tej klasie rozgrywkowej w sposób wyjątkowo spontaniczny przeżywać każdy mecz swego zespołu. Zaangażowanie pani Jagódki, bo tak ją zwą zawodnicy i działacze, nie jest zupełnie bezinteresowne. Przecież po skrzydle jedenastki z miejscowości ojców cystersów zapamiętale biega za piłką jej sympatia. Michał Pasionek należy do czołowych graczy drużyny trenera Mariana Tajdusia, a w spotkaniu z Płomieniem Jerzmanowice wyróżnił się nie tylko strzeleniem jednego z goli, ale i szybkością, ruchliwością, łatwością, z jaką uwalniał się spod opieki obrońców rywali. Zabrakło mu jedynie skuteczności. - Strasznie złościłam się na Michała, kiedy mając przed sobą tylko bramkarza, długo nie mógł go pokonać - przyznała po meczu pani kierownik. - Kamień spadł mi z serca dopiero w końcówce spotkania, kiedy wreszcie znalazł się tam, gdzie potrzeba i strzelił swoją bramkę. Michał jest mi oczywiście najbliższy, za niego ściskam najmocniej kciuki, piłka nożna to jednak gra zespołowa i liczy się głównie dobro drużyny. Dlatego cieszę się niezmiernie, że po porażce w Tarnowie wysoko wygraliśmy z Płomieniem. *** Ozdobą spotkania były gole. Każdy piękniejszy od poprzedniego. Poza tym strzelonym przez Pasionka, jedynym zresztą zdobytym z najbliższej odległości, pozostałe padały po uderzeniach z dalszej odległości. Dwukrotnie trafił Michał Ciężarek, dokładnie przymierzył również Marcin Miśkowiec. Efektownie wyglądał też strzał głową najlepszego w szeregach gości, rosłego stopera Grzebinogi. Strzał ratujący honor jerzmanowiczan. - Kiedy ogląda się takie mecze, człowiek dochodzi do wniosku, że warto było angażować się w sprawy drużyny - promieniał Adam Czepiel, główny klubowy sponsor, wraz z małżonką Barbarą zajmujący miejsce na tzw. trybunie honorowej. - Nie wiem, może chłopcy wiedzieli, że na zawody przyjechali dziennikarze, w każdym razie zagrali wybornie. To oczywiście żart. Ale przyzna pan, że nie było dla nich straconych piłek. Walczyli aż za ambitnie. Za to zaangażowanie zapłacili dwoma czerwonymi kartkami. - Właśnie, po co było tak głupio, w niegroźnych sytuacjach faulować na środku boiska? - przekomarza się pani Barbara, żona właściciela firmy Staladam. - Przecież prowadziliśmy 4-0 i nic złego nie mogło nas już spotkać. No cóż, trudno. Grunt, że ludzie wychodzili ze stadionu zadowoleni. Niech pan zresztą spyta któregoś z kibiców co sądzi o tym meczu. *** Pan Stanisław na mecze Orkana przychodzi od przeszło dwudziestu lat. Przeżył z nim wszystkie wzloty i upadki. Sam kiedyś, jako dzieciak próbował swych sił na boisku, obowiązki na gospodarstwie nie pozwoliły wszak na regularne treningi. Zadowala się więc rolą obserwatora spotkań swojej drużyny. - Panie, po takim meczu to aż się chce piwa napić - cieszy się kibic. - Widział pan te bomby Ciężarka i Miśkowca? Przecież te bramki powinni w telewizji pokazywać. Niech się nasi ligowcy uczą. Już myślałem, że po tej czwórce w plecy z Unią (Orkan przegrał 0-4 poprzednie spotkanie w Tarnowie - przyp. d.w.) chłopaki się nie pozbierają. A tutaj, patrz pan, wybili piłkę z głowy temu Płomieniowi. Dobra, lecę na browar, bo trzeba potem na Ligę Mistrzów zdążyć. *** Henryk Pazdur od dwóch lat nie jest już prezesem Orkana. Dla nikogo ze szczyrzycan nie pozostaje wszak tajemnicą, że wysoka pozycja klubu w małopolskiej hierarchii futbolowej to w głównej mierze jego zasługa. Wyprowadził przecież drużynę z B-klasowych opłotków aż do czwartej ligi. Kiedy nie udało się utrzymać w tej klasie rozgrywkowej, Pazdur przejął stery w powołanym właśnie przez siebie do życia klubie Stradomka Skrzydlna. - Początki, tak jak i w Orkanie, są trudne - przyznaje pan Henryk. - Na szczęście przestaliśmy już przegrywać w klasie B po 5,7-0. Ale serce nie sługa. Wciąż człowieka ciągnie na stadion w Szczyrzycu. Zostawiłem tutaj przecież dobrych kilka lat swego życia. Orkan nigdy nie będzie mi obojętny. Nie macie pojęcia, jak ja przeżywam te mecze. Dlatego cieszę się, że we klubie rządzi Antek Kaleta. To właściwy człowiek na właściwym miejscu. Jestem pewien, że nie pozwoli zrobić drużynie krzywdy. *** Niewielki pokoik, służący jako biuro i sekretariat jest ulubionym miejscem spotkań klubowych działaczy. To tutaj zgromadzono liczne puchary, dyplomy i medale, tutaj po każdym meczu toczą się zażarte dyskusje, tutaj ustala strategię na kolejne spotkania, tutaj wreszcie zapadają najważniejsze kwestie kadrowe. Nastrój po zawodach z Płomieniem był wyjątkowo radosny. Nie codziennie wygrywa się przecież różnicą trzech goli. - Obawiałem się tego spotkania - nie ukrywa trener Marian Tajduś, absolwent Akademii Trenerskiej w Warszawie, tzw. "Kuleszówki". - Przyszło nam grać bez wiszącego za kartki Franka Mrózka, przy czym chłopcy zdawali sobie sprawę, że ewentualna porażka zepchnie nas niemal na sam dół ligowej tabeli. Na szczęście piłkarze wytrzymali psychicznie, stanęli na wysokości zadania. Nie chcę nikogo wyróżniać, wszyscy mnóstwo zdrowia zostawili na murawie. Nie winię ich nawet za te kolorowe kartki. Wynikły trochę z porywczości, głównie jednak z nadmiernej ambicji. Dobrze, że te czerwone były konsekwencja drugich żółtych. Zarówno Michał Ciężarek, jak i Mirek Miśkowiec będą mogli zagrać w niedzielę w Andrychowie. - Kto to wymyślił, żeby poprzedni sezon kończył się w lipcu? - zastanawia się prezes klubu Antoni Kaleta, człowiek nadzwyczaj skromny, o którym mówi się, że woli działać, aniżeli opowiadać o swych zasługach. - Ledwie rozegraliśmy ostatni mecz, trzeba było sposobić się do nowych rozgrywek. Tuż przed nimi drużynę powierzyliśmy trenerowi Tajdusiowi. I ani przez chwilę nie żałowaliśmy tej decyzji. Nie miał czasu na przygotowania, na specjalistyczne zajęcia. Do rywalizacji przystąpiliśmy z marszu. Nie zawsze więc zespół grał tak, jak tego oczekiwaliśmy. Ale dzisiejszy mecz dowiódł, że drzemią w nim spore możliwości. Mocno wierzę, że w pierwszej rundzie nie poniesiemy zbyt dużych strat, że piłkarze solidnie przepracują okres zimowy, a na wiosnę zaczną się piąć w górę tabeli. Andrzej Bladocha pochodzi z Leszna. Na ziemię sądecką trafił w połowie lat 60. minionego wieku. Odbywając służbę wojskową w Karpackiej Brygadzie WOP, poznał uroczą szczyrzycankę Elżbietę. Wkrótce ożenił się z nią, osiadł w podlimanowskiej miejscowości. Od tamtych czasów pozostaje działaczem klubu, w którego drużynie rezerw piłkę kopie syn Przemysław. - Służąc w wopie grałem w Dunajcu - wspomina pan Andrzej. - Mieliśmy wówczas świetną drużynę: Maniuś Fałowski, Władek Machowicz, Józek Bodziony, Zdisiek Ciuła. Czasem, kiedy przebywam w Sączu, widuję się z tymi chłopakami. To jednak przeszłość. Od dawna liczy się dla mnie tylko Orkan. Więcej gadał nie będę, są do tego ważniejsi. Niech pan tylko napisze, że jak drużyna wygra, to mam przez cały tydzień dobry humor. *** Podporą formacji obronnej Orkana jest świetnie znany sądeckim kibicom Krzysztof Orzeł. Ten doświadczony zawodnik, mający za sobą udane występy w Sandecji, Okocimskim Brzesko i Koronie Kielce, do Szczyrzyca przeniósł się z Victorii Witowice Dolne. Dokładnie w dniu meczu z Płomieniem ukończył 37 lat. Lepszego prezentu urodzinowego nie mógł sobie sprawić. - Orkan to już chyba ostatni przystanek na mojej piłkarskiej drodze - powiada popularny "Karieł". - Na boisku daję sobie co prawda całkiem dobrze radę, licznik jednak stuka, latek przybywa. Cieszę się, że na koniec kariery trafiłem właśnie do Orkana. Atmosfera w klubie jest świetna, a i drużyna zaczyna grać coraz skuteczniej. Jestem pewien, że i w przyszłym sezonie czwarta liga będzie nasza. DANIEL WEIMER, "Dziennik Polski" 2006-09-15

Autor: ea