Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Po meczu San Marino - Polska

Treść

- Najważniejsze są punkty - Leo Beenhakker nawet nie starał się być oryginalny po środowym spotkaniu z San Marino, wygranym przez jego podopiecznych 2:0. Do tragedii nie doszło, choć była naprawdę blisko, ale zwycięstwo Polaków nie poprawiło atmosfery wokół naszej narodowej drużyny. Ta wciąż jest zła, podobnie jak postawa piłkarzy męczących się okrutnie w starciu z amatorami. A już za miesiąc Biało-Czerwonych czekają starcia, które mogą zadecydować o ich "być albo nie być" na mundialu w RPA. Kiedy w trzeciej minucie środowego pojedynku grecki sędzia Christoforos Zografos podyktował (słusznie) rzut karny dla gospodarzy, Beenhakkerowi, jego podopiecznym, kibicom i wszystkim tym, którzy dobrze życzą naszej reprezentacji, stanął przed oczyma najczarniejszy scenariusz. Jakiś koszmar, którego nikt nawet nie dopuszczał do myśli. Na szczęście Andy Selva z chyba nadmiaru emocji strzelił źle, a Łukasz Fabiański interweniował kapitalnie i gol nie padł. Niedługo później bramkarz Arsenalu Londyn ponownie zapobiegł utracie bramki, broniąc w sytuacji sam na sam i wszyscy nie dowierzaliśmy - jak to możliwe, że w starciu z drużyną złożoną z urzędników, listonoszy i mechaników naszym najlepszym zawodnikiem jest bramkarz? Niesamowite. Polacy w tym okresie grali koszmarnie, popełniali proste błędy w obronie, a Marcin Kowalczyk uparcie pracował na miano największej pomyłki Beenhakkera. Po pół godzinie Holender nie wytrzymał i ściągnął go z boiska, wprowadzając Jacka Krzynówka. To była dobra decyzja, bo przeżywający gigantyczne kłopoty w klubie lewy pomocnik raz jeszcze udowodnił, jak jest ważnym ogniwem reprezentacji. W 36. minucie padł gol - Euzebiusz Smolarek wykazał najwięcej sprytu w zamieszaniu podbramkowym i mogliśmy odetchnąć. Ciesząc się z trafienia, zawodnik wykonał gest, jakby prosił o zmianę. Co on oznaczał? Wie sam Ebi, my nie, a że nie rozmawia z dziennikarzami - możemy się tylko domyślać. Smolarek ostatnio był zły na Beenhakkera, czarę goryczy pewnie przelała absencja w sobotnim meczu ze Słowenią. - Gest widziałem, ale nie zamierzam reagować - skwitował Holender. Słabnący z każdą minutą gospodarze już nie byli w stanie naszym zagrozić, Polacy po przerwie zdobyli jeszcze jedną bramkę, po strzale Roberta Lewandowskiego. Napastnik Lecha Poznań był bodaj największym wygranym wyprawy do San Marino. Udowodnił, iż warto na niego stawiać, potwierdził niesamowity instynkt. - To chyba przypadek - mówił ze śmiechem, pytany o wyjątkową skuteczność w meczach debiutanckich. Czy to w II lidze (Znicz Pruszków), ekstraklasie, Pucharze UEFA (Lech Poznań) czy wreszcie reprezentacji zawsze trafiał za pierwszym razem i - nie ma co ukrywać - niedługo może być napastnikiem wielkiego formatu. Lewandowski mógł zatem schodzić z boiska zadowolony, Krzynówek podobnie, Fabiański z mianem bohatera, a reszta? Zaprezentowała poziom listonoszy (nie obrażając ich, oczywiście), a nie zawodowców zarabiających na futbolu grube miliony. - Przyszło nam grać w kiepskiej atmosferze, co dodatkowo zwiększało presję. Zaczęliśmy źle, najważniejsze, że zdobyliśmy trzy punkty. A przy okazji przekonaliśmy się, że w dzisiejszym futbolu nie ma już słabeuszy i nic nie przychodzi łatwo - powiedział Beenhakker. Sytuacja jest trudna. Stracone punkty w meczu ze Słowenią jeszcze można jakoś przeboleć, gorzej, iż klimat wokół reprezentacji jest fatalny. Leo się gubi, reaguje szalenie nerwowo, wypowiada się emocjonalnie, używając przy tym słów, które po prostu nie przystoją. Niektórzy piłkarze zachowują się w taki sposób, jakby byli obrażeni na cały świat. Drużyna nie wygląda na monolit, a przecież w nim tkwiła zawsze jej siła. "Nowi" na razie się nie sprawdzają, może poza Lewandowskim i (chwilami) Grzegorzem Wojtkowiakiem. W San Marino katastrofa była już o krok, a oznaczałaby koniec Beenhakkera i chaos trudny do wyobrażenia. - Słowenia pokonała Słowację, Czesi zremisowali z Irlandią Północną, czyli jesteśmy w punkcie, w którym zaczynaliśmy eliminacje. Nie jest to łatwa grupa, wszystko się w niej może zdarzyć - dodał selekcjoner, i miał rację. Mimo wszystko. W październiku naszych czekają dwa mecze, które mogą zadecydować o ich "być albo nie być" na mundialu w RPA - z Czechami i Słowacją. Czy do tego czasu Beenhakker zdoła poukładać wszystkie klocki? Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-09-12

Autor: wa