Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pokazać się Beenhakkerowi

Treść

Rozmowa z Arkadiuszem Aleksandrem, wychowankiem nowosądeckiej Zawady, obecnie piłkarzem pierwszoligowego Górnika Zabrze

W polskiej piłce nastają nowe, kibice maja nadzieję, że lepsze czasy. Czy podziela Pan ten pogląd?

- Chciałbym, żeby tak było. Może nieudany występ naszej reprezentacji na mistrzostwach świata i idąca w ślad za tym społeczna krytyka, przyniesie - paradoksalnie - odmianę w polskim futbolu? Coś rzeczywiście zaczyna się dziać. A czy na lepsze, przyszłość pokaże.

Na razie zmieniono trenera reprezentacji. Holenderski szkoleniowiec Leo Beenhakker zapewne zechce rozglądnąć się za nowymi kandydatami do kadry narodowej. Co Pan na to?

- Zawsze jest tak, że człowiek pragnie z jak najlepszej strony przedstawić się komuś od siebie ważniejszemu: nauczycielowi w szkole czy zwierzchnikowi w pracy. W moim przypadku tym kimś, na kogo opinii mi zależy, jest trener. Nie ukrywam więc, że uczynię wszystko, by zwrócić na siebie uwagę selekcjonera reprezentacji. Oczywiście jak najlepszą postawą na boisku.

Nie zarzucił wiec Pan marzeń o występie w drużynie biało-czerwonych?

- Proszę mi pokazać piłkarza, którzy nie myśli w głębi serca o grze w kadrze. Jeśli się taki znajdzie, to znaczy, że albo kłamie, albo nie wie, na czym powinno polegać uprawianie sportu. Wciąż mam nadzieję, że nastanie czas Arkadiusza Aleksandra, że zdobywanymi bramkami zasłużę sobie na powołanie do reprezentacji.

By zrealizować ten cel, konieczne jest wypełnienie jednego warunku: przestaną Pana prześladować kontuzje. A te towarzyszą mu właściwie przez cały czas pierwszoligowej kariery...

- Sam pan widzi, że wszystko jest w najlepszym porządku (rozmowa miała miejsce po spotkaniu Górnika Zabrze z Barciczanką - przyp. d.w.). Operowana noga funkcjonuje jak "nówka", trenuję z pełnym obciążeniem i myślę, że zaczynam łapać właściwą formę.

W "Pańskim" Górniku Zabrze doszło ostatnio do wielu przeobrażeń natury organizacyjnej i kadrowej. Czyżby kibice mieli prawo oczekiwać na powrót do czasów wielkiego Górnika, takiego z lat 60. i 70.?

- Na to jeszcze chyba za wcześnie. Niemniej wszystko wskazuje na to, że w zespole, który - z uwagi na wspomniane osiągnięcia sprzed 30, 40 lat - cieszy się sporą sympatią wśród miłośników piłki nożnej, idzie ku lepszemu. Zmienił się prezes, kasa klubowa jest jak gdyby zasobniejsza, a nasz trener Marek Motyka to naprawdę świetny fachowiec. Lubiany przez zawodników, ustawiający nas na boisku ofensywnie. Myślę, że fani drużyny z Zabrza mogą być optymistami.

Które miejsce zadowoli was na mecie rozgrywek?

- Chcemy zmieścić się w pierwszej "ósemce". To plan minimum. Ja natomiast będę usatysfakcjonowany, jeśli uda mi się strzelić kilka, może kilkanaście goli. Nie oznacza to, że pozwolę sobie na indywidualne popisy. Pragnę być przydatny dla drużyny, kreatywny, ale i skuteczny. Myślę, że takie właśnie walory cenić będzie trener Leo Beenhakker.

Kilka ostatnich dni spędził Pan w rodzinnej Zawadzie. Chce się teraz wracać na Śląsk?

- Szczerze mówiąc, nie bardzo. Pobyłem z rodzicami, spotkałem się z kolegami z dzieciństwa, pooddychałem świeżym powietrzem. No i miałem okazję zagrać na boisku w Barcicach. Skąd ta Barciczanka ma taką świetną płytę? Biegało się po niej niemal jak po dywanie. Wszystko co dobre szybko się jednak kończy. Wyjeżdżam więc do Zabrza, ale myślami będę wracał do Nowego Sącza. Tutaj tkwią przecież moje korzenie. A tych nie powinno się wyrywać.

Rozmawiał: (DW)

Dziennik Polski" 2006-07-20

Autor: ea