Polonia Przemyśl - Sandecja 2-1
Treść
Jeszcze nie szczekam
Jestem jak najdalszy od bagatelizowania porażki Sandecji w spotkaniu z Polonią. Bez względu na okoliczności w jakich do niej doszło, drużyna, mająca w składzie piłkarzy o nazwiskach, które z szacunkiem wypowiadane są w trzecioligowym światku, winna była ten pojedynek wygrać. Porażka sprawia, że - miast nabrania głębszego oddechu, ułatwiającego dalszą batalię o uniknięcie degradacji - na powrót powróciło widmo dramatycznej końcówki rozgrywek. Sytuacja wytworzyła się bowiem na tyle interesująca, że właściwie każda kolejna runda spotkań wywraca kolejność w dolnej części tabeli do góry nogami. Dlatego strata kompletu punktów w Przemyślu jest dla sądeczan tym bardziej przykra.
Przed tygodniem z tego miejsca obiecywałem, że spod biurka odszczekam swe optymistycznie brzmiące, a związane z zespołem horoskopy, jeśli Sandecji noga się powinie. Noga się powinęła, i to w potyczce z outsiderem, mimo to z dobyciem z siebie kornego psiego ujadania, jeszcze się wstrzymam. Jako niepoprawny optymista wciąż głęboko wierzę bowiem, że drużyna zacznie punkty zdobywać regularnie. Nie tylko od przypadku do przypadku. Regularnie! Zaręczam, że stać ją na to. Nadal przekonany jestem również do trenera Janusza Pawlika, jego metod szkoleniowych i koncepcji składu zespołu (z małymi wyjątkami, ale na dogłębniejszą dyskusję przyjdzie czas w posezonowych podsumowaniach). I jestem pewien, że mała kadrowa rewolucja w obozie szkoleniowym klubu miała głęboki sens i była krokiem uczynionym we właściwym kierunku.
Co bardziej niecierpliwi kibice zdążyli wyliczyć, że aby pozostać w III lidze, Sandecja koniecznie musi poszukać jeszcze gdzieś dziewięciu punktów. Proponuję, by wszelkie arytmetyczne obliczenia odrzucić, koncentrując się na każdym kolejnym meczu. Nie kalkulować, lecz grać w nich tak, jakby właśnie to konkretne spotkanie miało decydować o wszystkim. Jestem pewien, że do minimum ograniczymy ryzyko rozczarowań, podobne do tego jakie stało się udziałem kibiców biało-czarnych po ich spotkaniu w Przemyślu.
Daniel Weimer
Ten przeklęty początek
- W 8 minucie przegrywaliście 0-2. Co się stało? Zmęczenie podróżą? Brak koncentracji? Niedostateczna rozgrzewka? - pytamy trenera Janusza Pawlika.
- O trudach podróży nie może być mowy, o zbyt mało intensywnej rozgrzewce również. Może więc dał znać o sobie brak koncentracji?
- Może, czy na pewno?
- Przyznam się, że nie wiem. Nie jest wykluczone również, że piłkarze wybiegli na murawę zbyt pewni siebie. Tak czy owak, o wyniku przesądził przeklęty początek meczu. Zanim zdążyliśmy ustawić się właściwie na boisku, dwukrotnie zostaliśmy "skaleczeni". W głupi sposób. Po wrzucie z autu, kiedy piłka skakała przed nosem chłopaków, a Piotrek Jachowicz nie odbił łatwego do obrony strzału, następnie po uderzeniu w poprzeczkę i celnej dobitce. Moi zawodnicy stali jak zaczarowani. Dopiero wówczas dotarło do nich, że ulegają różnicą dwóch goli. Przejęli inicjatywę, której nie oddali już do końca meczu. Byli drużyną zdecydowanie lepszą. Cóż z tego, skoro wystarczyło to jedynie na zdobycie kontaktowej bramki.
- A były okazje na dalsze...
- Naturalnie, że były. Nie wychodził nam jednak atak pozycyjny, moim piłkarzom zabrakło pomysłu na rozerwanie obrony Polonii, a momentami odnosiłem wrażenie, że i również wiary w możliwość odrobienia strat.
- Tych utraconych punktów nikt nam już nie odda. Należy więc skoncentrować się na czekającym was już w środę wyjazdowym spotkaniu z Lewartem.
- Mecz w Przemyślu udowodnił, że brakuje nam nie tylko skutecznego strzelca, ale i agresywnego, walczącego o każdą piłkę gracza w drugiej linii. Mam nadzieje, że do środy Ciastoń odzyska pełnię sił, a i pozostali chłopcy zagrają ze świadomością, że mecz trwa od 1 do 90 minuty. Nie ukrywam, że liczę w Lubartowie na nadrobienie strat poniesionych w sobotę. (dw)
Osobista porażka
- Wybrałem się do Przemyśla m. in. dlatego, że byłem pewien, iż jeśli nie zwyciężymy, to przynajmniej jednego punktu nikt nam nie odbierze - mówi prezes Sandecji Kazimierz Sas. - Tymczasem spotkało mnie srogie rozczarowanie. Nie mam pretensji ani do trenera, ani do chłopaków - zagrali znów bardzo ambitnie, z zębem, na niezłym piłkarskim poziomie. Ale tylko do momentu zbliżenia się do linii pola karnego rywali. Naszą największą bolączką nadal jest porażająca momentami nieskuteczność. Przecież te zawody powinniśmy rozstrzygnąć na swą korzyść łatwo, lekko i przyjemnie. Trzeba było widzieć przerażenie działaczy Polonii przed meczem. Bali się pogromu. A po końcowym gwizdku sędziego nie mogli uwierzyć w swoje szczęście. Punkty spadły im dosłownie z nieba. Powiedziałem na wstępie, że na nikogo nie chcę spychać winy za tę przykrą przegraną. Umówmy się więc, że biorę ją na siebie. Wynik 1-2 odbieram jako osobista porażkę.
(dw)
Sandecja pod lupą
Ocenia trener Janusz Pawlik
Piotr Jachowicz 4 - obydwie bramki w pewnym stopniu obciążają jego konto.
Paweł Szczepanik 5 - zagrał poprawnie, w pierwszej połowie zgrzeszył niezdecydowaniem - na szczęście bez konsekwencji. Kilka ofensywnych rajdów.
Janusz Świerad 5 - i on ma współudział przy straconych golach. Na plus zapisać mu trzeba zimną krew, zachowaną przy wykonywaniu rzutu karnego.
Tomasz Rusin 5 - tym razem szwankowała nieco współpraca ze Świeradem. Toczył zacięte, w większości przypadków zwycięskie pojedynki z ciemnoskórym Lee Quaye.
Jarosław Kandyfer 6 - najjaśniejsza postać w defensywie. To po faulu na nim sędzia podyktował jedenastkę dla Sandecji.
Dawid Basta bez noty - to nie był jego dzień. Szybko został zmieniony.
Michał Gryźlak 4 - zastąpił Bastę i też nie zachwycił. Zabrakło szybkich rajdów i dokładnych dośrodkowań, zatem elementów, które zazwyczaj decydują o jego wartości.
Bartłomiej Damasiewicz 4 - widoczny w środku pola, jednak nie dość agresywny.
Konrad Zalewski bez noty - zastąpił Damę i był jedną z jaśniejszych postaci w drużynie.
Tomasz Szczepański 5 - trzy niepotrzebne straty w pierwszej połowie. Po zmianie stron jeden z najlepszych graczy na murawie. Widoczna mądrość w grze.
Dawid Florian 6 - wystąpił na nietypowej dla siebie pozycji lewoskrzydłowego. Mimo to pozytywnie się wyróżnił. Zagrał więcej niż poprawnie, choć zbyt gwałtownie stracił siły.
Paweł Rysiewicz bez noty - wszedł za Floriana i zagrał na poziomie zbliżonym do Zalewskiego, czyli dobrze.
Dawid Janczyk 4 - w pierwszej połowie: luz, błyskotliwość, swoboda w operowaniu piłką. Po przerwie niewidoczny. Wyraźnie dały znać o sobie trudy piątkowego meczu w reprezentacji.
Grzegorz Nowak bez noty - grał zbyt krótko, by można było wydać ocenę o jego postawie.
Michał Gurba 4 - ambicja, chęć indywidualnego sforsowania obrony rywali. Zbytnio "przywiązany" do piłki.
(dw)
"Dziennik Polski" 2005-05-16
Autor: ab